niedziela, 23 marca 2014

~23~This is the end for us

                                                                            


Przyjaźń jest inna.
Oparta na miłości.
I uciekająca od nienawiści.
Na pograniczu między "kocham" i "nienawidzę".

Miłość wiąże liny między nami.
Czasami się przed nimi bronimy,
częściej za nimi podążamy.
Zawsze umieramy z ich śladami.

Nienawiść w swych spękanych
dłoniach ma dusze wszystkich ludzi.
To czy przybliży je do swojego
serca,
zależy tylko od nas.

                                              Birden 

           
                    Tej nocy miałam koszmar.

                    Śniłam o pożarze. Wielkie płomienie trawiły jakąś budowlę. Na tle tego obrazu stała czyjaś postać. Chciałam podejść bliżej, ale nie mogłam. Moje nogi utkwiły w czyjejś krwi. Zerknęłam w dół i zamarłam. Dłoń Zayna ściskała moją kostkę. Jego wargi poruszały się lekko w niezrozumiałym szepcie. W piersi rozchodziła się coraz szersza dziura po strzale. Uklękłam i objęłam go. Chciałam przyciągnąć do siebie, ale wtedy jego ciało zamieniło się w popiół. I rozsypało w akompaniamencie moich łez.

-Dałam wam wszystko- szepnęłam rozgoryczona.- A teraz zostałam sama.

                    Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy wreszcie udało się zakończyć tą przerażającą senną wizję. Przez kilka chwil nie ruszałam się, nie mówiłam... Tylko wpatrywałam się w biały sufit.

-Witaj, Violet- obok mnie rozległ się zaspany głos.

                    Spojrzałam w tamtą stronę, prosto na uśmiechniętego Harrego opierającego się na łokciu Przyglądał mi się z uśmiechem na ustach. Zacisnęłam wargi czując niespokojny dreszcz przebiegający po ciele. Bałam się patrzeć na niego, bałam się zamknąć oczy. Za każdym razem widziałam tą bolesną noc, która odbiła na mnie swoje makabryczne piętno.  

-Gwiazdko?- poczułam jak dłoń Harrego sunie po moim policzku.

-Nie mów tak do mnie- mruknęłam strącając jego dłoń.

-Violet- żachnął przysuwając się bliżej.- Nie odtrącaj mnie.

                    Wtulił głowę w moją szyję, muskając włosami delikatną skórę. Zaczęłam dygotać na ten piekący dotyk. Wierciłam się niespokojnie, aż w końcu odsunęłam.

-Przestań Harry. Nienawidzę tego- mruknęłam siadając.

-Violet...- urwał podnosząc się.

                      Usłyszałam jak łóżko skrzypnęło, kiedy zsuwał się z niego na podłogę. Przybliżył się i uklęknął przede mną. Chwycił moje dłonie w swoje i przybliżył do ust.

-Przepraszam. Nie wiem co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła.

-Wypuść mnie.

-Nie.

-Dlaczego?

-Bo odlecisz... Tak jak ptaki z klatek, tak i ty.

                       Ucałował krańce moich palców, wywołując dziwne mrowienie. Westchnęłam głośno i przez kilka chwil nie odzywałam się.

-Musisz wiedzieć jedno...- zaczął Harry. Wygadany jak zwykle.

-Tak?- spojrzałam na niego.

-Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... To było jakby czas zwolnił. Coś zakuło mnie w sercu i miałem tylko jedną myśl, jeden cel: "Musisz być moja"- uronił jedną łzę.- Ale nigdy nie pomyślałem, że tak naprawdę... Nigdy nie byłaś i nie będziesz moja. Że to nie od twojego ciała powinienem zacząć, ale od serca.

                       Przetarł wierzchem dłoni kilka łez, trochę spóźnionych. Spojrzałam na niego zupełnie zmieszana. Już nie wiedziałam co mam myśleć. Co czuć. I wtedy rzeczywiście poczułam się jak ptak zamknięty w klatce.


~Zayn~

                       Siedziałem w garażu wpatrując się w srebrzysty nóż, który ostrzyłem z coraz to większą siłą. Gdy tylko przypominałem sobie słowa Louisa, coś w moim sercu umierało. Z każdym wspomnieniem na nowo. To musi być dzisiaj. To musi być dzisiaj. 
                     
                       Wyobrażenie Violet w ramionach Harrego nie pozwalało mi spać, od tak długiego czasu. Ale najbardziej przerażający był jej płacz. I jego śmiech. To wszystko wirowało wokół mnie, przez co niecierpliwiłem się jeszcze bardziej.

                        Wycelowałem i rzuciłem nóż w drewnianą deskę, który zatrzymał się pionowo. Przyjemnie by było gdyby zamiast drewna, leżał tutaj Harry. Ten sukinsyn nie ucieknie. Odbiorę Violet i spalę wszystko czego dokonał.

-Zayn?- z wejścia dobiegł spięty głos Louisa.

                        Spojrzałem na niego i wstałem. Uśmiechał się ładując broń. Puścił oko i rzucił ją w moją stronę. Złapałem bez chwili wahania.

-I co? Masz ludzi?- zapytałem.

-Oczywiście. Wielu z nich ma już dosyć tego gówna... Chcą z tym skończyć, Zayn. Rozpocząć nowe życie. Na jasnej stronie.

-W takim razie mają teraz szansę.

                         Louis skinął głową wychodząc. Zabrałem nóż. Zerknąłem na swoje odbicie w nim.

                          Violet idę po ciebie.


~Violet~


                         Był już wieczór, a goście klubu wyraźnie zmaleli. Nie było już takich tłumów jak zwykle. Uśmiechnęłam się na sam wyraz twarzy Harrego. Był wkurzony. Nie miał pojęcia co się stało. Zobaczył mnie.

-Przestań- syknął ściskając mnie za ramię.

                         Wzruszyłam niewinnie ramionami i odsunęłam się od barierki. Styles dopił szklankę whisky i pociągnął mnie do swojego pokoju. Zablokował mi ucieczkę stając przed drzwiami. Splotłam ramiona.

-Wypuść mnie- warknęłam.

-Ani mi się śni- przewrócił oczyma. 

                         Zbliżył się i pochylił błyskawicznie torując potok kolejnych słów swoimi ustami. Całował mnie z tym charakterystycznym wyrazem władczości. Jego chłodne palce sunęły po mojej skórze niczym po lekkim materiale. Drżałam z przerażenia, ale nic nie mogłam zrobić.

                        A potem jego dłoń założyła kosmyk moich włosów za ucho. Pocałował mnie lekko w czoło, zupełnie jakby miał zamiar gdzieś wyjść. Uśmiechnął się i cofnął o krok. Wtedy usłyszeliśmy huk strzału. Do pokoju wpadł jeden z ochroniarzy.

-Ktoś włamał się od tyłu do klubu! Musisz iść z nami!

                        Harry skinął głową z lekkim uśmieszkiem. Zupełnie jakby potrafił przewidzieć co będzie się działo. Jakby wiedział, że ten dzień nadejdzie. Ostatni raz spojrzał na mnie.

-Żegnaj Violet.

                         I wyszedł. Zakluczył mnie.

                        Tak po prostu.

                        Zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie. Przechadzałam się nerwowo do pokoju próbując coś wymyślić. Nie mogłam przecież tak siedzieć w nieskończoność, mając świadomość, że na dole dzieją się przerażające rzeczy.

~Zayn~

                       To było dziwne uczucie. 

                       Niszczyć coś, co kiedyś było moim domem. Domem złym. Nie powinienem tutaj nigdy wracać. Nawet nie powinienem zaczynać. Westchnąłem nabierając odległości. Z całej siły uderzyłem w kłódkę i usłyszałem trzask otwieranych drzwi. 

-Zayn i ja idziemy poszukać Violet- zaczął Louis.- Wy znajdźcie Harrego. Zabicie każdego kto stanie wam na drodze...

-Ale Styles jest mój- wtrąciłem.

                       Tomlinson skinął głową. Już po chwili kierowaliśmy się do podziemi klubu. Wszystkie cele były otwarte. Ale w żadnej nie znalazłem Violet. Wkurzony wyjąłem zapalniczkę. Louis podlał wszystko benzyną z kilku bukłaków stojących przy wejściu. A potem działa się magia.

                        Mieliśmy tylko kilka może kilkanaście minut żeby znaleźć Violet. Ale przynajmniej była pewność, że wszystko zostanie zniszczone. Czym prędzej ruszyłem w stronę wielkiego balkonu tego sukinsyna, gdzie przesiadywał obserwując wszystkich gości "Fear". 

                        Oniemiałem widząc go właśnie tam.

                        Siedział spokojny na wprost mnie w swoim wygodnym fotelu. U jego nóg leżało kilku ludzi z szerokimi ranami. Na ścianach i podłodze tańczyła krew zmieszana z srebrem pocisków. A Harry patrzył tylko na mnie, ubrudzony krwią tych ludzi. 

-Czekałem- uśmiechnął się wstając.- Tyle lat pomagałem wznieść ci się na sam szczyt. Miałeś wszystko... Pieniądze, kobiety i władzę... A teraz tak mi się odpłacasz? Tak mi się odpłacasz za uratowanie życia?- prychnął.- Byłem stanowczo za dobry...

-Gówno prawda. Zrobiłeś to tylko, bo widziałeś mój talent... Widziałeś, że nie bałem się ryzyka. Nic cię nie obchodziło moje zdrowie- przewróciłem oczami krocząc ku niemu.- Zawsze taki byłeś. O nikogo nie dbałeś. Violet jest tego idealnym przykładem.

                       Uśmiech Harrego uległ zniszczeniu. Spiął się i wyprostował. Zacisnął pięści. 

-Byłem dobrym... 

-Tak? A to, że ją zgwałciłeś też jest dobre?!- warknąłem czując wzrastającą wokół nas esencję walki.

-Nie masz pojęcia co się wtedy stało...!

-Och, proszę cię! Może powiedz mi, że sama władowała ci się do łóżka?!- krzyknąłem.- No powiedz co czujesz?!- chwila ciszy, kilka urwanych oddechów.- No powiedz to zanim cię, cholera zabiję!

-Żałuję...- szepnął.- Że pozwoliłem ci przeżyć.

                        W przypływie adrenaliny podskoczyłem do niego i uderzyłem prosto w wątrobę. Harry schylił się, ale obronił przed kolejnym atakiem w twarz. Zamachnął się, trafił w mój mostek. Potem w żebro. Zrobiłem marny unik przed atakiem w nerkę i osunąłem na balustradę. Odsunąłem się w ostatniej chwili, przez co Styles kopnął w drewno. Syknął z bólu. Chwyciłem go za koszulę i rzuciłem na podłogę. Zacząłem kopać z całych sił.

-Zayn znalazłem ją!- w progu pojawił się Louis.- Jest w najwyżej położonym pokoju. Zakluczona. Uwolnij ją, ja zajmę się Harrym.

                        Z wielkim trudem oddałem robotę Lou. Z dołu dochodził smród palących się mebli. Powoli wchodził również gęsty dym. Mieliśmy coraz mniej czasu. Dotarłem we wskazane miejsce. Zapukałem.

                        Cisza.

                        Zrobiłem kilka kroków wstecz i z rozpędu wyważyłem drzwi. Drobna postać podskoczyła przerażona stojąc w rogu pokoju. Zamarłem. Jej twarz była bledsza niż zwykle. Ale oczy w jednym momencie odzyskały swój urok. Nie kryła zdziwienia. Najpierw powoli kroczyła ku mnie, aby w końcu dobiec i rzucić się w ramiona.

                        Zaczęła płakać i ściskać tak mocno, jakby bała się, że to sen. Nie mogłem uwierzyć. Była tu. W moich ramionach. Tak blisko. Nareszcie bezpieczna. 

-Bałam się...

-Czego?- odsunąłem się spoglądając na jej twarz.

-Że już nigdy cię nie zobaczę. Że Harry nie dotrzyma swojej umowy i...

-Nie kończ- przerwałem jej łagodnie, odstawiając na ziemię.- Widzę cię. Jesteś tutaj... To wszystko czego chcę.

           
~Violet~

                      Zayn zaprowadził mnie na dół. Wszystko tonęło w płomieniach i dymie. Zaczęłam kaszleć. Zobaczyliśmy Louisa, który biegł do nas ze zmartwionym wyrazem twarzy. Z jego dłoni ciekła krew.

-Szybko, tędy- wskazał drogę.

-Co się stało?- zapytałam kiedy już kierowaliśmy się do wyjścia. 

-Harry gdzieś uciekł. Zaatakował mnie nożem, a potem po prostu uciekł- odparł pokazując przelotnie dłoń.

-Szlak- fuknął Zayn.

                       Wybiegliśmy przed budynek. Wszystko płonęło. Tonęło w ogniu. Huk skwierczących iskier i walących się ścian odbijał się echem w pobliskim lesie. Zakryłam usta dłonią dostrzegając coś niewiarygodnego. Na tle ognia stała postać. Wysoka, czarna... Zupełnie jak z mojego snu. Rozejrzałam się. Zayn stał obok mnie i wyciągał broń. Już miał wymierzyć, kiedy go zatrzymałam.

-Zayn! Czekaj!- chwyciłam go za ramię.

-To Harry, Violet. Skrzywdził cię...

-Wiem, ale... Nie chcę być taka jak on. I chcę żebyś ty również z tym skończył- ujęłam jego twarz w swoje dłonie.- Nie zabijaj go, Zayn... Nie jesteś potworem.

                        Chłopak przez kilka chwil wahał się. Przez chwilę sądziłam, że naprawdę to zrobi. Ale w końcu odpuścił. Nie był zadowolony. Odsunął się o kilka kroków. A ja stałam tam dalej. Wpatrywałam się w czarną sylwetkę Harrego. Nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy, ale wiedziałam, że się uśmiecha.

                        Poczułam jak telefon drży w mojej kieszeni. Wyjęłam go ostrożnie. Przyszedł sms. Zerknęłam na Stylesa. A potem ją odczytałam.

Jeśli kiedyś znów się spotkamy,
przypomnij mi, że 
chyba cię kocham.

Żegnaj Violet.
~Harry

                        Uniosłam wzrok. Ale jego już nie było. Ani śladu. Tylko ogień głośno śpiewał, o tym, co się tutaj działo. O bólu, grzechu, pieniądzach... Same czarne pieśni. Westchnęłam i obróciłam się. Zayn również wpatrywał się w jego płonący, zły dom. 

                         Podeszłam do Louisa. Objęłam go mocno i ucałowałam policzki.

-Dziękuję ci Louis... Bardzo.

-Cały ten czas chciałem... Tak bardzo chciałem, żebyś do mnie wróciła- zacisnął wargi w wąską linię.

-Louis- westchnęłam.- Kocham cię... Nigdy nie przestałam. Pamiętaj o tym. Jesteśmy przyjaciółmi. Nic tego nie zmieni.

                        Widziałam, że starał się powstrzymać łzy. Uśmiechnął się i skinął głową. Obróciłam się i stanęłam na równi z Zaynem. Czułam na sobie jego tęskny wzrok.

-I co teraz, Violet?- zapytał drżącym głosem.

-Jak to co- wzruszyłam ramionami.- Będziemy żyć dalej...

-Chodzi mi o nas- podszedł bliżej.

-Jak to co- spojrzałam na niego.- Spróbujemy od nowa.

                         Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował. Jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Zapomniałam jak przyjemne to jest. Jak piękna jest ta część miłości. Lekka, niesforna...

-Kocham cię- szepnął.- Ale czasem to boli.

                         Pogłaskałam jego splamiony krwią policzek.

-Więc odkochaj się... Nie chcę cię krzywdzić.

-Nie potrafię.

-Dlaczego?

-Bo dałaś mi wszystko.

                   Uśmiechnęłam się i zatopiłam łzy w jego szyi.

                  A potem czułam się tak szczęśliwa... Jakbym wybudziła się ze snu.


A więc to już koniec.
Dziękuję wam wszystkim. 
I mam prośbę. 
Chciałabym, żeby KAŻDY kto czytał to 
opowiadanie lub dopiero zacznie czytać...
Skomentował ten post.
Ten ostatni rozdział.
Albo podzielił się na tt swoimi emocjami, odczuciami
tagując  #BirdenParadise
Żegnajcie,
widzimy się w kolejnym rozdziale
oraz 
na nowym opowiadaniu, 
nad którym praca już trwa.

Kocham was !




niedziela, 2 marca 2014

~22~Hell is empty and all devils are here






                  Krocząc po korytarzu nie mogłam uwierzyć w to co się stało przez ostatnie dni. Harry nadal był dupkiem, ale unikał tematu zbliżenia. Ulżyło mi. Nim się obejrzałam, miałam obsesję. Nie lubiłam czyjegoś dotyku, czyjegoś spojrzenia. Wychodziłam tylko gdy musiałam. I o dziwo, nie znudziłam się Harremu. Przeciwnie. Odrzucił wszelkie spotkania z tancerkami Fear. Skupił się na interesach.

                   Znajdowałam się niedaleko mosiężnych drzwi do jego gabinetu. I drgnęłam słysząc trzask,czyjeś podniesione głosy. Przylgnęłam do ściany. Zajrzałam do środka.

                    W środku znajdował się Harry i czyjaś postać stojąca przodem do okna. Jedna ręka okalana tatuażami opierała się o framugę. Oddychał głęboko. A potem tajemnicza postać się obróciła, a moje serce zamarło w potrzasku.

-Louis?- z popękanych warg dobiegł cichy szept.

                     Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. Harry oblizał wargi i oparł się stabilniej o blat biurka. Lou nawet nie drgnął. Tylko spojrzał wrogo na Stylesa. Ten zrozumiał przekaz i odepchnął się od drewna. Przeszedł obok mnie, na moment łapiąc nasze spojrzenia. Westchnął i założył kosmyk moich włosów za uchu. Wzdrygnęłam się. Harry westchnął i wyszedł.

                      Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Twarz Louisa pokryła się troską. Nie czekając ani chwili dłużej podszedł do mnie i objął mnie mocno ramionami unosząc do góry. Żołądek podskoczył mi do gardła. Zaczęłam się trząść chociaż wcale tego nie chciałam.

-Violet... Co ci jest?- zapytał Louis odstawiając mnie na ziemię.

-Nic...- objęłam się ramionami zamykając oczy.

-Przecież widzę- podszedł bliżej i pochylił się.

-Po prostu- zagryzłam wargę czując piekące łzy.- Chciałabym już wrócić. Mam dosyć tego miejsca.

-Wiem, Vio... Obiecuję, że cię stąd wyciągniemy.

                        Westchnęłam tracąc ostatnie okruchy nadziei.

-Jest jeszcze coś- zawahałam się kiedy jego badawcze spojrzenie objęło moją postać.

                        Louis skrzyżował ramiona i przechylił głowę na bok oczekując.

-Przedwczoraj... w nocy...- zacisnęłam powieki przywołując w pamięci okropny obraz udręki.

-Violet, co się stało?

-Chodzi o Harrego... On- urwałam pod naporem łez.- Zgwałcił mnie...

                         Powiedzieć, że Louis się zdziwił to za mało. Momentalnie jego oczy podwoiły swoje rozmiary. Chwycił się za głowę i obracał dookoła zagryzając wargę. Dostrzegłam łzy w jego oczach, które walczyły o pierwszeństwo. A potem obrócił się i uderzył w ścianę obok drzwi.

-Zabiję go! Sprawię, żeby cierpiał dwa razy dłużej!

                         Złapałam gorączkowo ciepłe ramię chłopaka. Pociągnęłam w swoją stronę.

-Nigdzie nie idziesz...

-Ale...

-Już raz mnie zostawiłeś.

                         Zamilkł walcząc z własnymi demonami. Zamknął oczy.

-Boże, gdy tylko próbuję sobie to wyobrazić...- zacisnął szczęki.

-Ci...- położyłam palec na jego wargach.- To moja wina... Sama zgodziłam się na tą umowę...

-Violet, do cholery! Czy ty słyszysz samą siebie?!- uniósł się strzepując moją dłoń.- Nawet nie próbuj go chronić!

-Nie próbuję!- odparłam podchodząc bliżej.

-A zwalanie winy na siebie to niby co?!- warknął znajdując się zaledwie kilka centymetrów ode mnie.

                         Zakryłam twarz dłońmi i rozpłakałam się. Po chwili westchnień poczułam silne ramiona delikatnie mnie otulające. A więc tak to smakuje. Współczucie. Z lekkim dodatkiem czekolady.

-Przepraszam- szepnął w rude włosy.- Już nigdy cię nie skrzywdzi.

-Louis zabierz mnie stąd.

-Obiecuję.- westchnął.- Nigdy cię nie zostawię.



                        Deszcz stukał lekko o płyty chodnika, gdy kroki Louisa zbliżały się do celu. Cały czas miał w głowie jej obraz. Zrozpaczonej Violet. Takiej pięknej w swojej delikatności. W ciemnym kolorze siniaków. Przyśpieszył tempo próbując wymazać obraz jej i jego. Tego demona. Wiedział, że Harry coś naskrobał. Widział to w jego oczach tego dnia. Ale nigdy by nie przypuszczał, że to będzie tak wielkie piekło.

                        Poczuł znajomy zapach nikotyny i tuż po chwili jego oczom ukazał się Zayn. Opierał się o ścianę budynku nerwowo zaciągając się. Nie mógł złapać tchu. Dusił się własnymi myślami.

-Nareszcie... A więc jaki jest plan? Co z Violet?

                        Cisza nie wróżyła nic dobrego.

-Zresztą... Po co pytam. Plan jest prosty. Wejść, zabrać Violet i wyjść.

-Nie byłbym tego taki pewien...

-O co chodzi?

-Gdybym ci powiedział, zabrałbyś nie tylko Violet.

-Cholera, mów po prostu o co chodzi?!

-Violet została...

                         Zayn zerwał się i złapał Louisa za kołnierz kurtki.

-Mów!

-Zgwałcona.

                        I nagle pięć tysięcy dzwonów odbiło się echem w myślach Zayna. Puścił przyjaciela i oparł o ścianę.

-Kto...?- oddychał głęboko spoglądając na podłogę.

-Czy to ważne? Musimy...

-Kto?!- ryknął.

-Harry.

                         Zayn złapał się za głowę i cały świat usłyszał jego przeraźliwą złość. Sięgnął za pas i wyciągnął pistolet. Załadował go, wymierzył prosto do nieba.

-Zabiję go...

                          Nabrał powietrza głębiej niż dotychczas. I już nie wypuścił.

                          To koniec...

Przepraszam za rozdział.
Ale sama nie czuję się najlepiej.
Przewiduję, że następny rozdział
będzie tym ostatnim.
Także chciałabym napisać go jak najlepiej.

sobota, 15 lutego 2014

~21~Roses are red, Violet is dead



                    Wpatrywałam się w chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Ale on nie zaprzeczył. Wręcz przeciwnie- uśmiechał się rozbrajająco. Ostrożnie zerknęłam w róg pokoju. Wysoka, lśniąca rura... Boże. Niepewnie ruszyłam w jej stronie, choć moje ciało wyraźnie wypowiedziało wojnę. Kolana trzęsły się ze strachu w wyniku czego, wyglądałam niezdarnie.

-Jesteś najsłodszą rzeczą na świecie- dobiegł mnie jego szept.

                     Dokładnie. "Rzeczą". Nie człowiekiem, tylko czymś chwilowym. Przesunęłam dłonią po chłodnej, gładkiej powierzchni metalu. Kątem oka dostrzegłam badawcze spojrzenie Harrego, bawiącego się szklanką z whiskey.

-Śmiało, Gwiazdko... Jesteśmy tylko my.

                     Okrążyłam pręt dookoła.
                     Robisz to dla Zayna.
                     Zayn potrzebuje leczenia.
                     Zayn potrzebuje ciebie.

                     Poruszyłam biodrami. Objęłam metal dłonią i ponownie okrążyłam. Było mi wstyd. Tak strasznie chciałam, żeby było już po wszystkim. Ale przeliczyłam się- to był dopiero początek.

                      Spod zmrużonych powiek spoglądałam na tego dupka. Wiedziałam, że cieszył go mój widok. Tylko zastanawiałam się czego bardziej. Mojego ciała, czy może mojego cierpienia? Oczyszczając umysł z jakiejkolwiek myśli ponownie wprawiłam swoje ciało w zmysłowy pęd.

                       Muzyka wstrząsnęła biciem mojego serca, ogniki świec odbijały się  w oczach. Tak bardzo nie chciałam tam być. Wędrówka dłoni. Boże czy z Zaynem wszystko dobrze? Kuszące uwalnianie skrawków mojej niewinności. Czy tęskni za mną?

                      Trzask.

                      Harry odstawił szklankę z hukiem na stolik. Przestraszyłam się i zaprzestałam falowania ciałem. Po chwili drażnienia się z wargą, wstał i zdjął marynarkę, a potem krawat. Jego oczy posiadła czerń. Nie było tam nic. Tylko czysta żądza. Z każdym krokiem zbliżał się coraz bardziej. A gdy w końcu stał przede mną bez chwili wahania wpił się brutalnie w me drżące wargi. Usłyszałam stłumiony szczęk naszych zębów.

-Nie mogę się dłużej powstrzymywać...- szepnął zagryzając skórę mojej szyi. Tak obrzydliwie kruchą i delikatną.

                     Nagle poczułam jak chwyta mnie za rękę i ciągnie w niewiadome miejsce.

                     Lecz ujrzawszy długi korytarz drzwi pokusy, zrozumiałam co mnie czeka. Na co sama siebie skazałam. Na co miłość mnie skazała. Westchnęłam cicho i ze wszystkich sił pociągnęłam Harrego tuż przed wejściem do jednego z pokoi grzechu.

-Harry... Ja... Nie... Chcę- niemalże wypłakałam te słowa.

                      Dławiłam się myślami. W nadchodzącym wydarzeniu nie było nic zmysłowego, pięknego czy też podniecającego. Przeciwnie. Oddałabym wszystko byle nie musieć tego robić. Obrzydzała mnie wizja siebie samej owianej nagością. I do tego oglądaną przez Stylesa. Do tej pory tylko Zayn mnie dotykał w ten sposób... I tylko jego dłoni się nie wstydziłam.

-Och Gwiazdeczko- mruknął pochylając się.- Obiecuję, że nie będzie bolało...- uszczypnął mnie w biodro.

-Harry ty nie rozumiesz- syknęłam.- W naszej umowie nie było mowy o zbliżeniach- położyłam dłonie na jego piersi zachowując dystans między nami.

-Każdy z nas potrzebuje rozrywki- uścisnął moje nadgarstki i splótł nasze palce.- Zapewnię ci taki odpoczynek, jakiego nigdy nie miałaś- znów ten arogancki uśmieszek.

-Ja nie...

-Cicho- mimo iż powiedział to szeptem, wyczułam nutkę groźby w tych słowach.- Ty potrzebujesz Zayna. Zayn potrzebuje leczenia, ja potrzebuję ciebie... Kółeczko się zamyka...

                       I spoglądając w wyprane oczy znów pociągnął mnie przez próg. Tym razem nie opierałam się. Musiałam być twarda. Oddech brutala odbijał się od ścian niczym w grobie. Ale ja byłam martwa. Jego dotyk palił moją skórę. Ale ja byłam martwa. Spojrzenie przerażało do szpiku kości. Ale ja byłam martwa. Wsłuchiwałam się w bicie własnego serca. I doznałam szoku. Nie usłyszałam niczego. Tylko spomiędzy moich uchylonych warg, jak modlitwa dobiegał szept:

-Nie chcę...



                        Słońce zajrzało do środka pokoju. Przeraziło się widokiem, które zastało. Widokiem bladej postaci okalanej czerwonymi zadrapaniami i ciemnymi jak grzech siniakami. To właśnie mnie słońce się przestraszyło. Obolała, z gruchotem podniosłam się. Zerknęłam przez ramię. Prosto na słodko śpiącego chłopca. Jego brązowe loki pięły się po poduszce, blada skóra kontrastowała z tatuażami. Rzęsy rzucały cień na zaróżowione policzki. Prosto na toksycznego zabójcę.

                        Widziałam jak mięśnie jego pleców lekko się poruszyły, gdy odetchnął głębiej otumaniony piękną mgłą snów. Zagryzłam wargę. To była idealna chwila aby go zabić. Wziąć poduszkę, pasek od spodni... cokolwiek. I go udusić. Sprawić, żeby poczuł to samo co ja tej nocy. Bezradność, słabość i poniżenie.

                         Wyobraziłam sobie jego poczerniałe spojrzenie, kiedy zorientowałby się, że to koniec. Patrzyłabym z mściwą satysfakcją jak każdy oddech ulega zniszczeniu. Dreszcze przeszły przez moje ciało gdy zorientowałam się, że moja dłoń podąża do wielkiej, białej poduszki. Zacisnęłam na niej pięści, a wtedy ktoś złapał mój nadgarstek.

                          Podążyłam wzrokiem na jedno, zielone, otwarte oko.

-Co chcesz zrobić?- mruknął niewyraźnie.

                          Zabić cię.

-Zabić się.

                         Zmarszczył brwi i podparł się na łokciu. Puścił mój nadgarstek. A kiedy skierował dłoń ku mnie, odruchowo podciągnęłam kołdrę bliżej. Zamknęłam oczy.

-Nie zrobisz tego- syknął ściskając moje ramię.

                         Skrzywiłam się i złapałam jego dłoń chcąc aby jak najszybciej uciekła.

-Zabierz... Te... Ręce- wydusiłam głęboko oddychając.- Oczywiście, że to zrobię.

                          Spiął się i przesunął się ku mnie. Klękał powoli zabierając dłoń, spod której wyrósł siniak większy od oka. Gdy go ujrzał zacisnął wargi i podrapał się po głowie.

-Violet...- czy on właśnie był zmieszany?- Ja...

                          A potem w nagłym przypływie odwagi odsunęłam na kilka chwil kołdrę pokazując jego dzieło. Zamarł w bezruchu, na widok niemalże czarnych plam wielkich jak pająki. Zagryzłam wargę i otulając się szczelniej kołdrą poczułam jak nie daję już rady. Chciałam zerwać umowę. Ciche łzy to potwierdziły.

-Nigdy więcej- szepnęłam wstając z łóżka.- Nigdy...

                          Harry jeszcze przez chwilę dalej klękał na łóżku. Potem zeskoczył szybko i dogonił mnie w drodze do pokojowej łazienki.

-Przepraszam...

                          Chyba śniłam. Przecież Styles nie przeprasza. On żąda. Nie czuje winy. A jednak. Stał tak za mną, wyprostowany, zagubiony...

-To nie cofnie czasu- mruknęłam.

                          Położył dłonie na mojej tali i obrócił mnie w swoją stronę. Zaczęłam się trząść.

-Puść mnie- oddychałam coraz szybciej.

-Nie.

-Puść mnie! Nie mogę znieść tego dotyku!- krzyczałam roztrzęsiona.

                         A potem czarna wdowa wewnątrz mnie dostała szału. Harry niespodziewanie zbliżył się i przytulił najmocniej jak potrafił. Serce zakołatało w mojej piersi przerażone. To znowu nadejdzie! Uniosłam dłonie i chciałam go odepchnąć, ale nie potrafiłam. Był zbyt silny.

-Zostaw mnie...

-Nie chcę żebyś umarła- wymruczał poprawiając ucisk.

-Harry... Zgwałciłeś mnie... To już się stało- westchnęłam.

-Nie. To nie ja... To nie ja cię skrzywdziłem- kręcił głową wdychając mój zapach.

                          Jasne, że nie ty... Przecież to zawsze jest niczyja wina.


                          W kolejnych rozdziałach...

-Zabiję go! Sprawię, żeby cierpiał dwa razy dłużej! 

                         Złapałam gorączkowo ciepłe ramię chłopaka. Pociągnęłam w swoją stronę.

-Nigdzie nie idziesz...

-Ale...

-Już raz mnie zostawiłeś...
***
-Nareszcie... A więc jaki jest plan? Co z Violet?

                         Cisza nie wróżyła nic dobrego.

-Zresztą... Po co pytam. Plan jest prosty. Wejść, zabrać Violet i wyjść.

-Nie byłbym tego taki pewien...

-O co chodzi? 

-Gdybym ci powiedział, zabrałbyś nie tylko Violet. 

-Cholera, mów po prostu o co chodzi?!

-Violet została...

______________________________________




poniedziałek, 3 lutego 2014

~20~She trust you! She loved you! part2



                                                                       ~Zayn~
                 

                        Nie chciałem słyszeć nic więcej.
                       
                        Wiedziałem, że tuż po chwili głęboko pożałuję... Wszystkiego. Nim padły śmiercionośne słowa, zdołałem przypomnieć sobie całe moje życie. A całe moje życie zawarte było w jednym wyrazie- Violet.

                         Pierwszy moment... Kiedy po prostu jej jeszcze nie odkryłem. Kiedy tępo ogłuszony wsłuchiwałem się w słowa Katniss... Pamiętałem dokładnie ten dzień.

                         Byłem już spóźniony. Wyścig miał się rozpocząć za kilkanaście minut. Brakowało mi powietrza, moje serce znieruchomiało... Tak jak i ciało.
                         Zza rogu wybiegła dziewczyna. Zapłakana, w rozciętych dżinsach i porwanej bluzce. Włosy w nieładzie i siniaki na ciele wskazywały, że nie śpieszyło jej się na jakieś spotkanie. Po prostu przed czymś albo przed kimś uciekała.

-Przepraszam.

                        Jej oczy były ogromne gdy niechcący wpadła na mnie zupełnie rozbita. Zerknąłem na nią z ukosa. Nie posiadała takiego ciała jak inne dziewczyny. I może to własnie sprawiło, że była jedyna.

-Naprawdę nie chciałam.

                       Chwilę zbyt długo spoglądaliśmy sobie w oczy. 
                       Powinna była się odwrócić. Teraz! Natychmiast! 
                       
                       Ale tego nie zrobiła.

                       I to był błąd. Może największy jej życia. Nie musiałaby mnie kochać, nie musiałaby cierpieć...

-Zayn...- głos Louisa łamał się na drobne kawałki.

                       Chyba wiedziałem o co chodzi...

-Violet zawarła układ z Harrym...- czując, że moje milczenie to cisza przed burzą, kontynuował.- Styles opłaci wszystkie koszty leczenia, ale...

-Ale?!- podniosłem głos. Cały drżałem.

-Ale Violet musi z nim zostać... Być może...- urwał.- Bardzo długo...

                       Zacisnąłem dłonie w pięści. Gdybym tylko wtedy jej nie napotkał...

                        Poprawka. To z pewnością był największy błąd życia, Violet. Teraz także i mojego. Bo przecież jej życie to moje życie. Na tym polega miłość.

-Wybacz, ale nie potrafiłem nic...

-Nie!- krzyknąłem.- Tylko mi nie mów, że "zrobiłeś co mogłeś"! Ani ty ani ja nie zrobiliśmy nic!- zacząłem szarpać się z przeróżnymi rurkami prowadzących do maszyn obok łóżka.

-Stary, co...?

-Tylko ona zrobiła wszystko! Ona zrobiła wszystko co mogła!- zeskoczyłem z łóżka.

                          Louis złapał mnie za ramię i siłą odwrócił.

-Co chcesz zrobić?- zapytał szeptem mrużąc oczy.

-A na co to wygląda?- odparłem sykiem.- Nie będę bezczynnie leżał wiedząc, że Styles ma w swoich rękach całe moje życie... Całą moją Violet- zagryzłem wargę.

-Ale porywając się na pewną śmierć też nie pomożesz!- Louis się rozgniewał... O cholera.

-Więc co mam robić?- syknąłem.- Powiedz mi co mam kurna robić?

                          Louis obrócił się w stronę okna. Skrzyżował ręce. Oho! Ma plan.

-Dzisiaj mam patrol- zerknął na mnie.- Przyjeżdża Ben z Vince Land... Chcą zakupić kilka paczek Omegi, na próbę.

-Gówno mnie to obchodzi. Ja chcę Violet!

                         Chłopak nie wytrzymał. Złapał mnie gwałtownie za ramiona i ścisnął. Ostro trenował ostatnimi czasy... Albo wyładowywał emocje.

-Nie tylko ty ją kochasz, więc zamknij się i wysłuchaj mnie do końca!- syknął zacięcie.- Będę sprawdzał co z Violet...

-O ile będzie chciała cię widzieć- prychnąłem.- Siostrzany Lotniku...

                         Zacisnął oczy. Wiedziałem, że żałuje. Ale już za późno.

-Będę obserwował najbliższe spotkania, wymiany towaru... Później ułożę plan jak wyciągnąć stamtąd Violet.

                         Westchnąłem. Zmrużyłem oczy.

-Ona ci ufa, Lou- chrząknąłem dodając jeszcze ciszej.- Nie zaniedbaj chociaż tej jednej rzeczy.


                                                               ~Violet~


                        Ściany budynku drżały od mocnych uderzeń kołatającego serca. Harry rozsiadł się wygodnie na fotelu za krawędzią biurka. Wyciągnął do mnie dłoń.

-Chodź do mnie, Gwiazdeczko...

                         Westchnęłam i podeszłam bliżej. Nie musiałam robić nic, bo duże dłonie Stylesa zacisnęły się na moich biodrach i pociągnęły prosto na jego kolana.Wkrótce całe pokryte bliznami, blade, umięśnione ramiona oplotły moją talię.

                          Uniósł dłoń i jego długie palce przełożyły rudawe włosy na moje blade, odsłonięte ramię. Zbliżył się muskając nosem wrażliwą skórę.

-Mógłbym tak całą wieczność...

                          A potem do środka weszła jedna z tych pustych zabaweczek tańczących pod ścianami "Fear". Uśmiechnęła się znacząco.

-Pan Ben już jest.

-Niech wejdzie... Śmiało!

                         Przez próg przeszło dwóch barczystych mężczyzn, a tuż za nimi mężczyzna w podobnym wieku co Harry. Wysoki, ale w przeciwieństwie do Stylesa wątły i niebyt przystojny. Matko... Czy ja to właśnie powiedziałam?

-Witaj, Harry- zerknął na mnie.- Jestem gotowy na każdą cenę.

-Ona nie jest na handel- ścisnął mnie mocniej.- Ona jest moja- szepnął do ucha wywołując dreszcze.

                           Obecność Harrego sprawiała, że traciłam kontrolę nad umysłem. I chyba doskonale wiedziałam dlaczego. Kiedy przychodziły do niego "koleżanki", podczas pocałunku wydawały się nieobecne. Tak. Dokładnie. Nie odpuścił sobie wizyt kilku zaufanych "pocieszycielek". Styles nie mógł być wierny. Przecież to gnojek.

                             Gdy rozmowa dobiegała końca, zaczęłam nieświadomie wiercić się na jego kolanach. Z każdym kolejnym ruchem ścisk chłopaka się zacieśniał. Kiedy Ben zapoznawał się z towarem, Harry szepnął niespodziewanie:

-Nie drażnij się ze mną. Jeszcze będziesz miała szansę się powiercić.

                             Od tego momentu ani drgnęłam.

                           
                             Ben odszedł niezadowolony z wysokiej ceny. Na Harrym nie wywarło to wrażenia. Chociaż... czy na nim cokolwiek wywarło wrażenie? Zamknęłam chwilowo oczy, gdy Styles zaprowadził mnie przed ten nieszczęsny fotel, na którym zobaczyłam go wtedy... Z tą... Dziewczyną... Całującą go.

-Co ty robisz?- mruknęłam widząc jak zasłania wejście przed schodami gęstą zasłoną satyny.

-Byłaś taka ruchliwa na spotkaniu... A ja nie lubię ci odmawiać.

                             Oo... Ten arogancki uśmiech nie wróżył dobrze. Styles odsunął się i wracając musnął moje biodro palcami. Usiadł na fotelu i znów na mnie patrzył. Pożerał wzrokiem. On był głodny, a ja chciałam zwymiotować.

                             W końcu skinął na coś stojące w rogu pomieszczenia.

-A więc- rozsiadł się.- Zatańcz dla mnie.

-Co?!- drgnęłam przerażona.

-No dalej- zachęcał.- Niech moja Gwiazdeczka zabłyśnie...

________________________________________

                              Ojej ♥ Dziękuję wam, że jesteście.
                              Skończyły mi się ferie (nieeee! :c) Chciałabym, żeby wróciły !
                              A więc chętnie poczytam wasze opinie. ♥
                             
                              Założyłam aska dla bohaterów ! Taa dam!  ask.fm/BirdenCharacters
                             
                               No i jeszcze zapraszam na mój ask.fm/BirdenBlue
                               I informuję, że na Light jest już nowy rozdział pod tytułem jakże chwytliwym:
                               "Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki"

                                Miłego tygodnia! ♥
   
                             
 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

~19~She trust you! She loved you! part1



                                                                    ~Louis~


                    Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak mocno drgało moje serce. Za każdym razem miałem nadzieję, że Violet jednak odbierze ten pieprzony telefon. Szukałem jej wszędzie. Odważyłem się nawet ponownie odwiedzić jej siostrę z marną nadzieją, że może jednak tam będzie. Na marne. Oprócz załamanej Cheryl nikogo ani śladu.

-Louis to nasza wina, że zniknęła!- zawyła siostra chowając twarz w dłoniach.

-Nie, Cher- westchnąłem starając się na nią nie patrzeć.- Wszystko, ale na pewno nie to. Niedługo się znajdzie, uwierz mi...

                    Brązowooka uniosła się z kanapy i nawet na mnie nie patrząc wtuliła się w moje ramiona. Przez chwilę targały mną sprzeczne emocje. Kocham Violet. I nikogo poza nią. Jednak widząc tą potłuczoną porcelanę w moich ramionach musiałem... Musiałem zagarnąć ją do siebie.

-Będzie dobrze... Będzie dobrze...

                    Zazwyczaj nie lubię kłamać. Ale zawsze znajdą się wyjątki.

     
                    Kolejka do "Fear" ciągnęła się w nieskończoność. Naiwni ludzie. Gdy tylko mnie zauważali rozstępowali się niczym przerażeni, że mógłbym zabić ich chodź by spojrzeniem. Nie czekając ani chwili dłużej zanurkowałem pomiędzy ludzką głupotę i brak samokontroli. Boże, ratuj mnie.

-Tomlinson...- Lynn zatrzymał mnie przed samym wejściem.ściskając ramię.- Tylko nie rób niczego głupiego...

-O czym ty mówisz?- zmarszczyłem brwi wyrywając się.

                     Ten w odpowiedzi tylko westchnął i skinął głową. Nie miałem czasu na zastanawianie się. Ruszyłem czym prędzej prosto w otchłanie piekła...

-O... Louis... Jak miło, że w końcu raczyłeś się pojawić- zakrzyknął Harry prostując się na fotelu.

                      Był podejrzanie wesoły... Radosny... A wokół niego nie wyczułem ani grama narkotyku.

-Nie mam czasu na twoje gierki, Styles- mruknąłem podchodząc bliżej.- Chcę tylko wiedzieć gdzie jest Zayn?

                      Zielonooki wstał i upił łyk ze szklanki o grubych ścianach.

-Taki z ciebie przyjaciel, Lou? Nie wiesz co się stało z naszym biednym Zaynem?

                      Wstrzymałem oddech i chwyciłem szatyna za poły koszuli, ściskając jak jednego z insektów tego miasta, którym niewątpliwie był.

-Zapytam cię tylko raz- syknąłem przybliżając swoją twarz do jego.- Co. Jest. Z Zaynem?

                      Na twarzy chłopaka pojawił się arogancki uśmieszek. Gdybym potrafił czytać w myślach już dawno zmazałbym mu ten grymas. Oj już dawno.

-Leży. W szpitalu- wysyczał.- A dzięki naszej słodkiej, kochanej Violet jeszcze żyje...

                     Krew na moment zatrzymała się, ale tylko po to aby uderzyć ze zdwojoną siłą. Ze zdwojonym bólem. Serce podskoczyło i ogłuszyło moje myśli. Moje splamione krwią chłopaka myśli. Jeśli on cokolwiek zrobił Violet...

-Gdzie ona jest?!- podniosłem ton.- Gdzie?!- potrząsnąłem nim.

                     Harry zaśmiał się głęboko i odepchnął mnie jednym ruchem. Odsunął się i klasnął w dłonie.

-Podajcie mi tutaj chłopcy moją perełkę!- zawołał.

                     Nie minęła chwila, zasłona poszła w cień, a moim oczom ukazała się ona.
                     W białej, koronkowej sukience sięgającej ud. Zupełnie jakby chciał podkreślić niewinność dziewczyny. Oczy miała czerwone od płaczu, wargi pogryzione ze zdenerwowania. Widzieć ją w takim stanie... To jak widzieć śmierć bez kosy. Dziwny wygląd.

-Violet!- poderwałem się.

                      Jej oczy rozszerzyły się, a potem znów zasnuła je mgła.

-Co tutaj robisz?- szepnęła ochryple.- Cheryl ci się znudziła?

                      Boże, ona mi tego nigdy nie wybaczy.

-Violet, co się dzieje?- zapytałem podchodząc bliżej.

                      Lecz ona tylko coraz bardziej się oddalała.

-Violet?

                       Milczenie było karą. O zgrozo ile bym dał za chociaż jeden jej uśmiech.

-Tak się składa- wtrącił Harry ratując dziewczynę.- że zawarliśmy umowę...

-Umowę?- zmarszczyłem brwi.

                       U-MO-WA. O cholera...

-Nie- kręciłem głową.- Nie możesz! Ona nie zasługuje... Violet?!- stęknąłem.- Powiedz mi, że to nieprawda!

                       Jej słodkie oczka wbiły sztylet w moje serce. W moje sczerniałe od bólu serce.

-To prawda- westchnęła.- Zrobię wszystko, żeby uratować Zayna...

                       A potem Harry przyciągnął ją do siebie i ucałował w rdzawe włosy.

-Violet...

-Chyba już na ciebie czas Tomlinson- mruknął Harry gładząc jej ramię.- Masz jutro wartę, także lepiej będzie jeśli się nie spóźnisz...

-Violet... Nie zostawię cię... Uratuję cię...

                        Gdy nie doczekałem odpowiedzi, zrezygnowany odwróciłem się. Zacisnąłem dłonie w pięści i nagle ciszę rozdarł szept...

-Obiecujesz?

                        Powróciła ta sytuacja. Tak podobna, a jednak zupełnie inna. I słowa, które zatwierdzają wszystko...

-Obiecuję.


                         Zapukałem w białe drzwi. Głupek. Przecież wiadomo, że nie doczekam odpowiedzi. Uchyliłem skrzydło. Wypuściłem z sykiem powietrze. O cholera.

-Zayn- wymsknęło mi się.- Stary... Co...?

-Gdzie ty byłeś?- Malik zmarszczył brwi.- Gdzie byłeś przez ostatni czas?! Wtedy gdy cię najbardziej potrzebowałem?!

                         Podszedłem bliżej z żałosnym uśmiechem na twarzy.

-Nie ciebie jednego zawiodłem...

     
                                                                  ~Zayn~


                         Nic nie słyszałem. Nie chciałem słyszeć. Po opowieści Louisa mógłbym ogłuchnąć na zawsze. Moje serce zamarło na taką dawkę szoku. Bo inaczej tego nazwać się nie da.

-Jak mogłeś...?- zagryzłem wargę czując przypływ znajomego uczucia.

                         Twarz chłopaka nie wyrażała nic. Czystą pustkę. Świetne odzwierciedlenie mojego serca.

-Jak mogłeś jej to zrobić, Louis?!- krzyknąłem prostując się.

                         Zbliżyłem się do chłopaka i ścisnąłem go za koszulkę.

-Przelecieć jej siostrę?!- potrząsnąłem nim.

-Wiem, nie powinienem! Ale to...- jąkał się.- Nie wiem jak to się stało!- oddychał głęboko.- Nie wiem...  To była chwila nim się zorientowałem... Chwila.

                          Kręcąc głową puściłem go.

-Ona cię kochała- czułem na skórze pieczenie jej łez.- Ona cię kurwa, kochała...

_____________________________________

                         Kochani nie zabijcie mnie :c Wiem, że rozdział jest straszny, ale obiecuję- postaram się aby 2 część była lepsza. Tam również będzie punkt widzenia Zayna i znów pojawi się Violet. Także ten... Jakby ktoś z was miał sposoby na dostarczenie weny to z chęcią je poznam! 
               
                         Szablony składajcie tutaj http://podstrona-birden.blogspot.com
                         Pytanka tutaj- ask.fm/BirdenBlue
                         A nowy rozdział na Light tutaj http://light-of-dark.blogspot.com

                         Kocham was kwiatuszki 

niedziela, 19 stycznia 2014

~18~You. Are. Mine




                Zachłysnęłam się powietrzem ponownie mierząc przerażającą aurą tego klubu. I tym razem Lynn przywitał mnie z kamienną twarzą. Skinął niemrawo w stronę wejścia nie mając żadnych zastrzeżeń. Znów poczułam strach czepiący się skrawka mojej sukienki. Uparciuch nie chciał mnie opuścić. Każdy mój urwany oddech nikł tonąc w morzu zmysłowości. Coraz bardziej zagłębiałam się w źródło tego całego piekła. Z każdym krokiem moje gardło paliło mocniej, serce zwalniało. Czułam, że coś jest nie tak. Że właśnie coś próbuje się do mnie dostać. Próbuje mnie opanować.

                 Przekroczyłam nieśpiesznie schody stając na lśniących, onyksowych kaflach. Zacisnęłam dłonie w pięści widząc jak na fotelu tyłem do mnie siedzi Harry, a na jego kolanach dziewczyna o miedzianych, prostych włosach. Wyglądała jak kukiełka. Porcelanowe odbicie kogoś mi przypominające. Ocierała się jak żmija o ciało chłopaka. Ciągnęła go za czarną koszulę, dotykała jego czarne spodnie.

                 A gdy tylko dostąpiła zaszczytu bycia muskaną przez usta chłopaka, jej twarz nabrała rozanielony wyraz. Zupełnie jakby w tym jednym momencie dosięgnęła nieba. Jakby potrzebowała tego najbardziej na świecie. Jakby uzupełniał jej braki. Jakby był jej narkotykiem...

                 A wtedy Harry gwałtownie odepchnął dziewczynę. Chwycił za ramię i wysyczał do ucha.

-Nigdy więcej tego nie rób- uszczypnął boleśnie jej policzek.- A teraz wracaj do pracy- uśmiechnął się złośliwie.- Chyba, że wolisz znowu być głodna...

                 Oczy dziewczyny zrobiły się ogromne. Zaprzeczyła głową i niemalże pędem zbiegła po schodach, obok mnie. Zanim jednak to zrobiła na moment zatrzymała się spoglądając na mnie ze smutkiem. Śledziłam ją wzrokiem, aż nagle uświadomiłam sobie jedno. Była podobna do mnie. Bardzo.

                 Moją uwagę przykuł obracający się fotel. I mężczyzna na nim siedzący. Poczochrane, brązowe loki, blada skóra z nielicznymi bliznami. Silna, ale szczupła sylwetka. Oczy zamknięte, ale dobrze pamiętałam jak wyglądały. Soczysta zieleń, zabójcza zieleń. Nie minęła chwila.

                 Harry wciągnął powietrze i otworzył oczy. Uniósł lekko brwi i rozsiadł się wygodnie. Palcami dłoni muskał lekko swoje bladoróżowe wargi, które wykrzywiły się w lekkim uśmieszku.

-A więc jednak wróciłaś- wstał.

                 Nie mogłam nic powiedzieć. Bałam się.

-Najwyraźniej nie w porę- mruknęłam urażona.

-Och, ależ na ciebie zawsze jest pora- mrugnął do mnie szarmancko.

-Na zabawianie się z koleżankami również- mruknęłam unikając jego rozpalonego wzroku.

-Czyżbyś była zazdrosna?- szepnął podchodząc jeszcze bliżej.

                 Prychnęłam pod nosem. Robisz to dla Zayna więc siedź cicho i rób co karze, suko. 

-Nie jestem zazdrosna- zacisnęłam dłonie w pięści.- A już na pewno nie o ciebie.

-Tak? A ja wręcz przeciwnie-położył swoją dużą dłoń na moim biodrze i mocno ścisnął.- Jestem zazdrosny o ciebie jak cholera.

                 Uniosłam na niego rozmydlone spojrzenie. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Co się tu dzieje? Zielony, płonący ogień w jego oczach przewiercił mnie na wylot. Uśmiechnął się triumfalnie. Potrząsnęłam głową. Wiedziałam co chciał zrobić. Chciał mnie ponownie otruć Omegą.

-Nie przyszłam tutaj się z tobą bawić- odepchnęłam go od siebie. Ale równie dobrze mogłabym odpychać skałę.

-Nie?- zrobił smutną minkę.- A mnie się wydaje, że bardzo- uniósł dłoń do krawędzi mojej bluzki.- Bardzo- chłód owinął mój brzuch gdy jego palce muskały moją skórę.- Bardzo- sunął coraz wyżej.- Chciałabyś się pobawić.

                 Złapałam jego nadgarstek odciągając dłoń od dalszej drogi. Spojrzałam na niego groźnie i chłodno. Boże jak ja tego nie chcę. Boże chcę wrócić do Zayna. Nie możesz. Już nie.

-Chciałabym zawrzeć z tobą umowę- westchnęłam.

                 Jego źrenice się rozszerzyły. Momentalnie temperatura spadła o jakieś dziesięć stopni. Wyczuł mój strach, wyczuł moją słabość. Bo wiedział czego chce, a czego ja się boję. Oblizał wargę, a przez jego myśli przesunęło się miliardy żądań, które miałabym wypełniać.

-A więc? Czego chcesz?- skinął głową opierając dłonie na biodrach.

-Zayn miał wypadek- jąkałam się.- I chcę, żebyś opłacił jego wszystkie operacje... Chcę po prostu żeby znowu był zdrowy. Żeby żył- odetchnęłam głęboko.

-I jesteś gotowa poświęcić się dla niego?- uniósł brew.

-Tak. Zrobię wszystko, żeby mu pomóc- wyprostowałam się.

                  Twarz Harrego nabrała poważnego tonu. Przeczesał palcami loki. Ale nadal milczał. Kuźwa, jak on głośno milczał.

-A ty? Czego chcesz w zamian?- głos mi drżał.

                   Cholera przecież doskonale wiedziałam czego chce. Jednak miałam w sobie cień nadziei. Może... Może się rozmyślił. Przecież jestem taka zwyczajna... Nie dla niego. Moją uwagę przykuł jego głośny śmiech. Podszedł bliżej i uniósł mój podbródek dwoma palcami.

-Doskonale wiesz czego chcę...- zbliżył swoją twarz do mojej i musnął nosem policzek.- Ciebie. Chcę, żebyś została ze mną.

-Do końca życia?- wystraszyłam się.

                    Uśmiechnął się złowieszczo.

-Niekoniecznie. Chyba, że ci się spodoba, wtedy droga wolna...

-A więc jesteśmy umówieni?- moje wargi drżały niemiłosiernie.

-Tak, Violet. Ale pamiętaj, że w każdej chwili możesz ją zerwać. Ty odejdziesz ode mnie- obniżył swój ton o kilka oktaw.- A Zayn odejdzie od ciebie.

                   Zaparło mi dech. Droga wolna. Uniosłam na niego swój wzrok. Spojrzałam na najbardziej pokręcone połączenie wszechświata- przystojnego mężczyzny i zabójczego mężczyzny.

-Nie...- stęknęłam zaciskając mocno oczy.- Nie!

                   Może to jest sen. Oby to był cholera sen.

-Dobrze- westchnęłam.- Zrobię to.

-Czy to twoja ostateczna odpowiedź?- uniósł brew mierząc mnie głodnym spojrzeniem.

                   Cholera. Boję się. Nie chcę tego. Chcę najbardziej na świecie. Oblizałam suche usta, zupełnie jakbym była zwiędłą rośliną. A potem skazałam się...

-Tak.

                    Na śmierć.

                    Widziałam. Jego oczy polała czerń. Jego uśmiech przybrał cień. Uśmiechnął się niewinnie- niby zabójczo, acz pięknie. Zrobił krok. Jeden. Dwa. A potem chwycił moje biodra w swoje szpony.

-Mówiłem ci, kochana...

                    Pochylił się i bez uprzedzenia wpił brutalnie w moje wargi. Z początku opierałam się, ale później poczułam jakbym zyskała jakąś dodatkową energię. Jakby z każdym pocałunkiem Harrego oddalała się od rzeczywistości. On mnie truł. Był chodzącą trucizną. A najgorsze było to- że nic nie mogłam zrobić.
             
                    Jęknęłam, gdy ugryzł moją drżącą wargę. Poczułam smak krwi. Auć? A potem chłopak odsunął się z triumfującym uśmiechem. Zlizał krew z mojej wargi. Wzdrygnęłam się. A potem zaczął się oddalać. Usiadł na fotel.

-Mógłbym tak patrzeć na ciebie całymi dniami- uśmiechnął się.- Jesteś moja, Violet. Moja.

                    I tkwiłam tak wbita w ziemię. W tej nieporadnej pozie. Podrapanej sukience. Tkwiłam gdzieś w pustej przestrzeni między tym co chciałam, a tym co musiałam.

                    Chciałam kochać Zayna, a musiałam pokochać Harrego.


_____________________________________
                      Witajcie, kwiatuszki ♥

                        Tak oto 18 rozdział przeleciał szybciutko i już jest za nami. Mam ferie, więc możliwe, że zdążę napisać rozdziały o wiele szybciej niż zwykle. Co sądzicie o Harrym? Myślicie, że cały czas taki będzie?  A czy Violet zrezygnuje z umowy? Hihi zostawiam wam te pytanka do następnego rozdziału ♥
                        PS. Jak wam się podoba nowy szablon? Stwierdziłam, że tym razem dam coś trochę "mroczniejszego" ^^
                   
                         Tak więc do następnego rozdziału ♥ Pamiętajcie że każdy komentarz to kolejne słowo w nowym rozdziale ♥
                        ask.fm/BirdenBlue 

piątek, 10 stycznia 2014

~17~Goodbye kiss




                 Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak bardzo drgały mi dłonie. Byłam jak rażona prądem. Informacja mocno zdzieliła mnie po głowie. Zayn miał wypadek. ZAYN MIAŁ WYPADEK. To jest cholera niemożliwe!
-Zayn Malik- wysapałam jednym tchem.
-Przepraszam kim...?- młoda pielęgniarka podniosła na mnie wzrok.
-Gdzie on jest?- przerwałam jej siląc się na spokojny ton.
-Najpierw musi mi pani powiedzieć kim pani jest- kobieta podniosła ton.
-Jestem jego dziewczyną!
                  Kurde, te słowa zabrzmiały tak... ogromnie.
-Niestety...
-Kim mam być, żeby się tam dostać?!- zapytałam z rozpaczą.- Nikim?! W takim razie jestem nikim! Pasuje?!
-Widzę, że bardzo ci zależy młoda kobieto...
-A pani zależy, żeby oddychać?- syknęłam.
                  Małe okulary zsunęły się na jej garbaty nos. Spojrzała na mnie cierpko i mruknęła:
-Sala 16, drugie piętro.
                  Nawet nie zdążyła dokończyć, pognałam niczym poparzona we wskazane miejsce. Potykałam się raz po raz na schodach. Ale za bardzo mi zależało, żeby się poddać, czy zatrzymać. Tak mi się tylko wydawało.
                   Bo gdy zobaczyłam czarne cyferki 1 i 6, uderzyłam o mentalny mur. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. On tam jest. Tuż za ścianą. Ze śmiercią tańczącą na wytatuowanym ramieniu. Przełknęłam ślinę i westchnęłam. Rozejrzawszy się po raz ostatni, dostrzegłam w tłumie młodą, obrzydliwie grubą dziewczynę.
                   Stała jak wryta i patrzyła prosto na mnie. Miała rdzawe, suche włosy, pełno piegów na bladej twarzy, brązowe, wyprane oczy. I bliznę na przedramieniu. Boże... To byłam ja. To byłam ja z przeszłości. Nie mogłam oderwać wzroku od tego uosobienia smutku. Ona wołała milczeniem o pomoc. Ale nikt nie usłyszał. Otworzyła szeroko usta jakby chciała zaczerpnąć oddechu.
                    Wystarczyło mrugnięcie okiem, aby zniknęła. Jak za starych dobrych lat. Zniknęła tak jak zawsze.
                     Otrząsnęłam się z amoku. Moja wyobraźnia zaczyna szwankować. Wszystko po kolei zaczyna szwankować. Serce, umysł... Cichutko pukam do drzwi, choć i tak wiem, że nikt się nie  odezwie. A potem uchylam drzwi i znowu słyszę pisk, jakby serce umarło.
-Zayn- szepczę.
                      Oto on. Najbardziej nieprzewidywalny, niebezpieczny człowiek świata. Mojego świata. Leżał przede mną w białym łóżku. Wyblakły. Z podpuchniętą, rozciętą wargą i zamkniętymi oczyma. Na jego ramionach malowało się kilka siniaków, poza tym wyglądał całkiem dobrze (jak na prawie umarłego).
                       Podeszłam bliżej i wtem otworzyły się drzwi do sali. Obróciłam się z dudniącym w piersi sercem. Lekarz w podeszłym wieku uśmiechnął się lekko.
-Dziewczyna?
-Tak- westchnęłam.- Znaczy... To skomplikowane. Zanim miał wypadek, pokłóciliśmy się i... To chyba moja wina.
-Jak to?- lekarz podszedł bliżej sprawdzając wszystkie wyniki i rzucając co jakiś czas okiem na mnie.
-Zayn powiedział mi kiedyś, że jestem jedyną, która może go zabić. Dodał też, że Z miłości leczy tylko śmierć.
-Wygląda, że to poważna sprawa- mruknął doktor wpisując coś do kart.- Ale nie obwiniaj się, dziecko... To nie twoja wina. To wina życia. Wszystko się za sobą ciągnie. Jedno za drugim.
                       Patrzyłam na mężczyznę jak zaczarowana. Dlaczego? Dlatego, że miał rację?
-Proszę niech mi pan powie tylko jedno- zaczęłam, gdy lekarz chciał już wychodzić.
-Tak?- uniósł brwi.
-Wyjdzie z tego?- zagryzłam wargę.
                      Mężczyzna westchnął pocierając czoło.
-Owszem, ale jest mały problem...
-Jaki?- krew ścięła puls moich żył.
-Pieniądze. Zayn nie ma rodziny, a pieniądze, których swoją drogą i tak ma dużo jak na tak młody wiek... Nie wystarczają, aby pokryć wszystkie koszty leczenia. Do tego mamy pewne przypuszczenia, iż rak może wracać.
                      Jezu... Dlaczego to zawsze tak boli, gdy go kocham.
-Ach- tylko to byłam w stanie wykrztusić.
                      Zresztą nie musiałam nic więcej. Lekarz wyszedł zostawiając nas samych. Całkiem samych.

                      Westchnęłam głęboko. I nagle poczułam jak coś chłodnego oplata moją dłoń. Drgnęłam przestraszona, ale nie odsunęłam się. Spojrzałam przed siebie.
-Zayn- szepnęłam otępiała.
                       Chłopak oddychał ciężko. Każdy wdech odbijał się echem w masce tlenowej. Jego powieki opadały mosiężnie. Ale mimo to nie odrywał ode mnie wzroku. Jakby bał się, że jestem snem. Jakby bał się, że zaraz się obudzi.
-Violet... Przecież ty nie umarłaś- wyszeptał pieszcząc opuszki moich palców.
-Ty też nie- pokręciłam głową pochylając się lekko nad nim.
-Co się stało?- zmarszczył lekko brwi nadal głośno oddychając.
-Jesteś w szpitalu, rozbiłeś się...- westchnęłam.- Powiedz mi... Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego wsiadłeś na ten pieprzony ścigacz?!- zagryzłam wargę wpadając w panikę.
                       Z całych, maleńkich sił ścisnął moją lewą dłoń.
-Straciłem cię, więc nic mnie tutaj nie trzymało- przełknął siłę.- Załamałem się. Mówiłem ci, że jesteś jedyną, która może mnie zabić... Moja dusza umarła... Pozostało tylko ciało.
                       Uniosłam prawą dłoń i na ile pozwalała mi maska tlenowa, pogłaskałam poraniony policzek Zayna. Był taki bezbronny. Miałam wyrzuty sumienia. Ja go cholera zabiłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Kiedy mnie wypuszczają?- zapytał ochrypłym głosem.
-Jeszcze długo tu poleżysz. Dlaczego pytasz?
-Chcę o ciebie walczyć. Muszę się stąd wydostać jak najszybciej.
                       Na mojej twarzy zawitał smutny uśmiech.
-Są pewne problemy- mruknęłam.- Brakuje pieniędzy na twoje leczenie.
-To niemożliwe- syknął chłopak.- Wyścigi...
-Wyścigi nie wystarczają. Rozmawiałam z doktorem- westchnęłam głęboko.
-A więc co teraz zrobisz? Zostawisz mnie?- lekko przyciągnął do siebie moją dłoń nie chcąc wypuścić.
-Nie. Nie zostawiam cię... Chcę ci pomóc.
                       Problem tkwi w tym, że nie wiem jak...
                       Chwila!
-Zayn... Ile Harry ma pieniędzy?- zapytałam ożywionym tonem.
                        Chłopak zmarszczył brwi.
-Z pewnością więcej ode mnie. To on wszystkim handluje...- urwał skupiając na mnie swój wzrok.
-Wystarczyłoby na twoje ponowne leczenie?
-Chyba...- jęknął.- Ale nigdy w życiu nie zapłaci. On już mnie nie potrzebuje, Violet. Założył grupę, kąpie się w milionach... Nie jestem już tak ważnym pionkiem jak niedawno.
                        Zagryzłam wargę.
-Zayn- chwyciłam jego twarz w swoje dłonie.- Chcę, żebyś wiedział, że zrobię wszystko aby ci pomóc- urwałam ważąc ciężar słów.- Wszystko.
                         Przez twarz Malika przebiegł uśmiech. Potem nagle zdjął maskę tlenową i ze wszystkich sił wyprostował się. Nim się zorientowałam jego usta na nowo ściskały moje. Z delikatności zrodziła się namiętność. Wiedziałam, że to sprawia mu ból. Wiedziałam, że mnie także zaboli. Nasze oddechy mieszały się słodko w rytmie bicia naszych serc.
                          Musnęłam jego policzek po raz ostatni zagłębiając się w niezwykłym oceanie jego kawowych oczu. Do końca życia je zapamiętam. I jeden dzień dłużej.
-Do zobaczenia Zayn- szepnęłam stojąc w drzwiach.
-Violet- wyrwało mu się.- Nie rób nic głupiego.
                          Uśmiechnęłam się.
                          Nie rób nic głupiego.
                          Uratowanie jego życia z pewnością nie będzie głupie.
                          Doskonale wiedziałam co robię. Wiedziałam jakie będą tego konsekwencje. Zadzwonił mój telefon "Louis". Wybacz. Wzięłam głęboki oddech spoglądając prosto między promienie słońca.
                           Ale nigdy w życiu nie zapłaci. On już mnie nie potrzebuje, Violet.
                           Może i tak. Może i ma rację.
                           Ale wiem czego Harry chce.

                           Mnie.
___________________________________
                          Witajcie kochani !
               Dzisiaj są moje urodziny, więc dodaję rozdział jako taki mały prezent dla was. Może chcielibyście zrobić dla mnie to samo? Wystarczy jedno słówko w komentarzu, a dorzucam kolejną linijkę tekstu w kolejnym rozdziale.
               Mogę wam zdradzić, że w przyszłym rozdziale będzie... Oj będzie HARRY :)
               Także do zobaczenia w następnym!
                +Wszelkie pytania możecie kierować tutaj ask.fm/BirdenBlue :) 

środa, 1 stycznia 2014

~16~I'm a murderer




               Drzwi do mieszkania były uchylone. Nie byłam zdziwiona. Cheryl nigdy nie zamyka drzwi do końca. Weszłam do środka jasnego mieszkania. Już chciałam się przywitać, gdy dosłyszałam podniesione głosy dochodzące z salonu. Zmarszczyłam brwi skupiona. To był męski głos. Ale przecież Patricka tutaj nie ma. On nie wie gdzie Cher mieszka.
               Modląc się o nagły wzrostu szczęścia sunę przy ścianie w kierunku wejścia do pokoju. Serce biło jak oszalałe. Oddech uwiązł w gardle, gdy przez szmery dosłyszałam jego głos.
               Louis.
-Nie mogę tak dłużej!- warknął.- Po prostu nie mogę spojrzeć jej w oczy...
-A myślisz, że mi jest łatwo?-Cher płakała. ONA PŁAKAŁA.- Cholera, Lou to moja siostra! Słyszałam wszystko co o tobie mówiła. Ona kochała was obu... A ty... A my...
-Cheryl nie mów jej. Nie- urwał. Dobiegło mnie westchnięcie.- Nie powinno do tego dojść. Dobrze o tym wiesz.
              Coś skrzypnęło. To chyba kanapa. Ktoś płakał. To chyba ich wina. Cokolwiek się stało, było potężne. Siła tego czynu kierowana była do mnie. Niemalże czułam chłód, który przytula mnie do siebie ostrząc noże, aby za chwilę przeciąć nimi moje serce.
-Ona nie może się dowiedzieć... Że...-zawiesił głos.
-Powiedz to Louis. Przyznaj się do winy- głos Cher był rozgoryczony.
               Nie wytrzymałam. Wyjrzałam zza rogu. Oparłam się o framugę pragnąc jakiegokolwiek oparcia. Jakiejkolwiek siły.
-Jakiej winy?- mruknęłam złamanym głosem.
               Louis poderwał się w górę zupełnie rozkojarzony. Okrążył bordową kanapę i już chciał mnie przytulić, gdy wyciągnęłam ręce broniąc się przed nim.
-Mówcie!- podniosłam głos spoglądając to na niego, to na siostrę.
-Chodzi o to, że- wtrąciła Cher podchodząc do Louisa.-Gdy ty wczoraj rozmawiałaś z Katniss, Louis przyszedł  do mnie i... Tak jakoś wyszło- zagryzła wargę.- Byliśmy w łóżku.
                Wszystkie noże, czyste srebro rozerwało moje serce, które dopiero co pozszywałam. Jakoś je skleiłam po dawce prawdy Zayna. Ale teraz... Przez otwarte okno wleciało wczesnozimowe powietrze unosząc moją duszę za drzwi. Zaraz po niej wyszło ciało w akompaniamencie plusku krwi i gromkich nawoływań fałszywych przyjaciół.
                 Wybiegłam przed ulicę łapiąc głębokie oddechy. Wszędzie było tak jasno. Za jasno. Obracałam się dookoła pijana własną naiwnością. Potrzebowałam ciemności. Tej ciemności, z którą żyłam przez tyle lat. Która karmiła mnie jedzeniem i obrzydliwym odbiciem w lustrach.
                  Osunęłam się na kolana patrząc prosto w niebo. Kogo mam prosić? Powiedzcie mi kogo! Chciałam po prostu, żeby było dobrze. Chciałam być szczęśliwa. W końcu. Chciałam za wiele? I jak gdyby nigdy nic zaczęłam płakać i skomleć.
                  Złapałam swoje serce w palce. I odkryłam gorzką prawdę. Nie mam go. Pusta czarna dziura. Zaczęłam krzyczeć. Wbiłam palce we włosy.
-Tego chciałeś?!- zawołałam do nieba.- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?!
                   Może ktoś mnie usłyszy? Albo niech chociaż piorun mnie uderzy. Niech naładuje moje ciało czystą energią i niech zabierze mnie daleko. Ale tak jak zawsze. Moje prośby nigdy nie zostały wysłuchane. Tuż po chwili zza chmurki wyszło słodkie, pełne słońce.
                   Tak cholernie piękne.

                    Wciągnęłam powietrze i mocniej owinęłam się płaszczem. Zapukałam jak na grzeczną wnuczkę przystało. Już po chwili usłyszałam cieplutki głosik babuni Audrey. Otworzyła drzwi.
-Mój Boże, Violetko! Ale ty marnie wyglądasz!- złapała mnie za dłoń.
-Dziękuję. Nie mogła mnie babcia bardziej podbudować- uśmiechnęłam się żałośnie.
-Zaraz nałożę nam ciasto i wszystko opowiesz- wciągnęła mnie do środka.- Tak się składa, że mam jeszcze jednego gościa!
-Oj, to mogę przyjść innym razem- cofnęłam się.
-Ależ skąd- babuni odwiesiła mój płaszcz.- To twoja mama.
                    Zaschło mi w ustach, kiedy równo ze zdaniem weszłyśmy do kuchni.
-Mamo...?
                    Chyba pofarbowała włosy. I chyba się nie wysypia. Jakoś tak zbladła. Twarz taka mizerniejsza. Ubrała się w wąski czarny sweter. Ona nigdy nie nosi swetrów. Uniosła swój wyblakły wzrok tak bardzo mój. Rozszerzyła oczy jakby zobaczyła ducha. Z jej kolan spadła torebka.
-Violet- wydała skrzek. Płakała.
-Cześć- błądziłam wzrokiem.
                     Usiadłam naprzeciw niej. Zaciskałam mocno dłonie nie wiedząc co zrobić. Nie spodziewałam się jej tutaj. Nie mogłam spojrzeć w oczy osobie, której "nienawidziłam". Jezu... Przecież jej to powiedziałam. Jestem mordercą.
-Violet, skarbie...- schowała moje dłonie w swoich.- Odezwij się chociaż.
-Miałaś rację- chlipnęłam.- Miałaś rację we wszystkim.
                     Spodziewałam się aroganckiego śmiechu. Aż iskrzyło w uszach, gdy spotkałam się z głuchą ciszą, przerywaną tykaniem zegara.
-"Nigdy nie ufaj ludziom, to cię zgubi"- westchnęłam i spojrzałam na nią.- Cher i Louis... oni... I do tego jeszcze Zayn...Jezu- zakryłam twarz dłonią.
                      Rozpłakałam się.
                      Przed matką.
                      Czyje ramiona właśnie mnie obejmują? Czyje perfumy piżmowe właśnie głaszczą moje zmysły? Czyj głos milczy, nie chcąc kłamać?
-Wiedziałam, że tak będzie- ścisnęła mnie mocniej.- Uczymy się na błędach, Violet. Powtarzałam to Cher, ale mnie nie słuchała... I podążyła za Patrickiem jak taka potulna owieczka.
-Obiecaj mi mamo, że już nigdy nie będziesz tak oschła- płakałam, płakałam, płakałam.
-Skarbie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cię krzywdziłam zamiast chronić. Nie chciałam, żebyś opuściła mnie tak samo jak Cher... Ale nawet nie zauważyłam, jak sama się ciebie pozbyłam. Jak sama dopuściłam do tego, że odeszłaś.
                      Wstałam i po prostu patrzyłam w jej oczy.
-Może nie uda mi się od razu naprawić naszych relacji. Może nigdy już nie zdobędę tego, co mogłam. Ale... proszę, Violet. Pozwól mi być twoją matką dalej.
-Och...- zatkało mnie. Kurde. Ja naprawdę nie czuję serca.- Dobrze- uśmiechnęłam się przez ból.- Dobrze.
                        Nagle niesamowity ból doskwierający mi od jakiegoś czasu przybrał na sile. Nie wiem dlaczego. Nie wiem skąd. Ale nagle usłyszałam długie piszczenie. Jakbym ogłuchła. Złapałam się za serce. O, jednak jest! I właśnie szarpie się z linami, które mocno je zaciskają.
-Violet co się stało?- głos mamy jest taki odległy.
-Coś mnie tak...- opadłam na krzesło.
                        Zadzwonił mój telefon. Już chciałam odebrać, gdy zrobiła to za mnie matka. Trwało to może minutę. Może dwie. Pobladła, a telefon lekko uderzył o stół wysuwając się z jej długich palców. Przełknęła ślinę.
-Skarbie... Dzwoniła policja... Zayn
                        Nagle.
-Miał.
                        Pikanie.
-Wypadek.
                        Ustało.
                        Poczułam lód. Zastygłam w bezruchu. W cholernym oczekiwaniu, że to wszystko żart. Ale to nie mógł być żart. Nie mógł. Zayn miał wypadek. I to z mojej winy. To przeze mnie.
                        Jestem mordercą...
______________________________
                        Cześć :)
                        Tak bardzo ociągałam się z dodaniem tego rozdziału, bo po prostu nie chciałam tego. Miałam te momenty od tak dawna przemyślane, ale nie sądziłam, że ich pisanie będzie tak trudne do napisania. Przepraszam, że zawiodłam :C
                         Jeśli chodzi o rozdziały- są one dodawane co tydzień (może się zdarzyć, że szybciej lub później). Staram się, żeby zawsze były na czas. Czasem nie wychodzi.
                         + Zostałam nominowana do Bloga Miesiąca Grudzień! Jejciu tak się cieszę! DZIĘKUJĘ !
                        ♥ ♥ ♥ Jeśli chcielibyście to dla mnie zrobić i oddać na ten blog swój głos... Oddać głos na tę historię, na te wszystkie chwile spędzone razem... Możecie to zrobić tutaj http://sonda.hanzo.pl/sondy,216246,Qd9s.html
                          Dziękuję wam za to, że jesteście. To dzięki wam, dla was tworzę.
                          Dziękuję  ♥ ♥ ♥