niedziela, 27 października 2013

~7~ Fear


                                                     Image Dragons- Radioactive


                  Był wieczór. Siedziałam w ciemnym pokoju obracając w palcach maleńką karteczkę. Czy miałam się czego obawiać? Co chwila powracały słowa Louisa. "Tobie naprawdę na nim zależy?" Dopiero po powrocie do domu zdałam sobie sprawę na co się pcham. To wszystko jest chore. Zayn jest chory. Ja jestem chora. Kim on tak właściwie jest? W kim się zakochałam?
                  A Lou?
                  Czy rzeczywiście to tylko słodki chłopak? A jego słowa " Jak coś powiesz, że jesteś ode mnie"?
On też jest zamieszany w to wszystko? Dlaczego oni posiadają te cholerne maski?!
-Są tacy jak ty- wydałam cichy szept podświadomości.
                  Ja...
                  Tacy jak...
                  Mój wzrok kieruje się do łazienki. Nagle widzę otyłą dziewczynę pochylającą się nad muszlą. Ma związane włosy. Z jej gardła wypływa jedzenie. Z jej rąk coś wypada. Chyba szczoteczka. Dziewczyna lekko się prostuje i spuszcza wodę. Wbija palce we włosy i zaczyna płakać.
-Nienawidzę cię, Violet. Nienawidzę cię, losie- powtarza jak mantrę kołysząc się.
                  Krakanie wron wyrywa mnie z transu. Spoglądam w stronę okna. Miasto jeszcze nie śpi. `Masz tą jedyną szansę Violet. Teraz albo nigdy. Zdecyduj jak bardzo potrafisz kochać.

                   Z oddali dostrzegłam nadciągającą taksówkę. Zagryzłam wargę i otworzyłam drzwi srebrnego auta. Skrzyżowałam wzrok z kierowcą we wstecznym lusterku. Siwy mężczyzna po pięćdziesiątce lekko się uśmiechnął.
-Dokąd panienkę zawieźć?
                   Drżącą ręką podałam mu karteczkę. Mężczyzna odebrał ją niepewnie i rozłożył wkładając na nos okulary. Widziałam jak unosi zdziwiony brwi. Po chwili oddał przedmiot i w milczeniu włączył się w ruch uliczny.
-Nie wyglądasz jak jedna z tamtych pracownic- zerknął na mnie w lusterku.
-Bo nią nie jestem- zawahałam się trawiąc słowa kierowcy.
-A więc czego tam szukasz?- zatrzymał się na czerwonym świetle.
-Mojego kolegi- westchnęłam przeczesując włosy.- To moja jedyna szansa.
-Radzę ci się wycofać póki możesz. To nie jest przyjazna dzielnica. Od dawna nikt tam nie robił porządku i raczej nie zrobi. Nawet stróże prawa są bezradni.
-Co tam się znajduje?
-Szczerze to nie mam pojęcia. To niebezpieczne miejsce jest niezwykle kuszące dla młodych osób. Tylko raz podjechałem pod ten budynek z klientem. Nazajutrz znaleziono jego ciało w ujściu rzeki Holly. Od tamtej pory trzymałem się stamtąd z dala- ponownie na mnie spojrzał.- Aż do teraz.
                      Przełknęłam ślinę tępo wpatrując się w ulicę. Po niedługiej jeździe za miasto, taksówka zatrzymała się. Kierowca obrócił się w moją stronę.
-Uważaj na siebie.
                       Lekko się uśmiechnęłam. Zapłaciłam i wysiadłam ze srebrnego samochodu. Zagryzłam wargę powstrzymując się za ucieczką z powrotem do taksówki. Zawiał wiatr. Na moją twarz opadł fioletowy blask dużego neonowego napisu "Fear".
                       Przecisnęłam się przez gęsty tłum ludzi. Niektórzy byli już nieźle wstawieni. Dziewczyny niezbyt się napracowały nad strojem. Krótkie spodenki czy też spódniczki ledwo zakrywały krocza. Biusty niemalże wylewały się z obcisłych gorsetów.
-Hej, a ty dokąd?!- ktoś złapał mnie za ramię.- Nie znam cię.
                        Spojrzałam w bok. Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna spoglądał na mnie przenikliwie.  Chyba się zdziwił na pełnię mojego ubioru. Odchrząknęłam.
-Ja do Harrego Stylesa- wymusiłam lekki uśmiech.
                         Zmrużył oczy i pochylił się. Złapał mnie za podbródek. Spojrzał z lewej, prawej strony.
-Wybiera coraz młodsze- mruknął pod nosem.- Chodź- skinął.
                         Otworzył szeroko mosiężne wrota. Nagle niczym morska fala, zalała mnie moc muzyki. Basy poruszały każdą komórkę mojego ciała. Pomiędzy gęstym tłumem u naszych nóg ślizgała się mgła alkoholu. I nie tylko. Wszyscy wydawali się być nieświadomi. Znarkotyzowani. Barman z tajemniczym uśmiechem przygotowywał kolejne drinki dosypując kolorowe proszki.
-Boże- moje słowa rozpłynęły się pod wpływem kolejnego mocnego uderzenia muzyki.
                          Ruszyłam za mężczyzną. Na jego widok każdy ustępował miejsca. Patrzyli na niego z przerażeniem. Dosłownie jakby widzieli kogoś innego niż ja. Pokonaliśmy kilka schodków aby znaleźć się na podeście.
-Harry jest sprawa- ciemnoskóry odstąpił o krok ukazując mnie.
                          Jego zielone oczy rozszerzyły się. Na bladoróżowych wargach pojawił się słodki uśmiech pokazując niewinne dołeczki. Plątanina loków lekko się poruszyła, gdy chłopak poprawił się na fotelu. Podał drinka jednej z dziewczyn siedzących koło niego w czarnych bikini. Przejechał palcem po dolnej wardze przyglądając mi się.
-Bardzo ciekawa sprawa- przechylił głowę na bok.- Chętnie się jej podejmę.
-Jest czysta- mruknął ciemnoskóry.
-Nie szkodzi- rozsiadł się ponownie.- Lubię takie perełki. Podejdź bliżej- skinął głową.- A ty Lynn możesz już iść.
                          Ochroniarz lekko się pochylił i wycofał. Skrzyżowałam wzrok z zielonookim. Wyglądał jak wygłodniały wilk. Mierzył mnie od góry do dołu. Postąpiłam o krok w jego stronę.
-Czego tutaj szukasz?- oparł łokcie na kolanach.- To nie jest miejsce dla dobrych dziewczynek.
-Nie mów tak do mnie- syknęłam.- Wcale mnie nie znasz.
-Uu- uniósł brwi.- Czyli jednak się mylę. No cóż...
-Ja do Zayna. Zayna Malika- podeszłam jeszcze bliżej.
                           Harry zaśmiał się i gwałtownie wstał. Był wyższy ode mnie o pół głowy. Spoglądał na mnie z iskrą w oku. Uniósł dłoń i musnął palcami moje wargi.
-Dlaczego wy zawsze idziecie do niego...?- mruknął prawie niesłyszalnie.
-Louis mi powiedział, że mogę go tutaj znaleźć.
-Ach więc Tomlinson... Tego bym się nie spodziewał.
-Czego?
-Że wyjawi ci "Fear". No, ale cóż- zatrzepotał rzęsami.- Ja też bym ci uległ.
                            Po raz ostatni obdarzył mnie badawczym spojrzeniem i złapał za rękę.
-Nie reaguj na ludzi. Po prostu idź za mną- szepnął muskając wargami moją szyję.
                            Pokiwałam głową drżąc ze strachu. Harry pomógł zejść mi z podestu, a potem poprowadził między otumanionymi ludźmi. Starałam się nie patrzeć, ale jestem tylko człowiekiem. Kolorowe światła odbijały się od naoliwionych ciał tancerek poruszających się jak w transie. W ciemnych kątach sali dostrzegałam obrzydliwe, okropne rzeczy, o których nawet nie chcę wspominać. Niektórzy zachowywali się jak wariaci. Dosłownie. Krzyczeli w niebo głosy zapijając się fioletowymi drinkami. Powoli zaczynałam rozumieć czego chciałam dosięgnąć. Przed czym mnie ostrzegali.
                            A najgorsze było to, że sięgnęłam ledwie pierwszego stopnia.

                            Z mrocznej, ciemnej sali Styles wyprowadził mnie na biały korytarz oświetlony kilkoma, mrugającymi jarzeniówkami. Białe kafelki pokryte grubą warstwą graffiti odbijały się ostrą bielą.
-Kim jest dla ciebie Zayn?- aksamitny głos Harrego przedarł ciszę.
-Kolegą.
                           Dosłyszałam cichy śmiech,a po chwili zielone oczy schwyciły mnie w swoją pułapkę.
-Kłamiesz. Jest dla ciebie zbyt ważny, dlatego tutaj przyszłaś, Violet.
                            Na moment zamarłam. Skąd on wie...? Nocne powietrze przecięło moją skórę. Biel pochłonęła czerń. Wyszliśmy z tyłu klubu. Przed nami rozciągały się rzesze młodych rozwrzeszczanych ludzi. W całym tym zgiełku tylko dłoń Harrego nie pozwoliła mi się zgubić.
                            Ciągnął mnie w kierunku barierek. Jeden z typów podobnych do Lynn'a odpiął przed nami łańcuch do ogrodzonej strefy. Było tutaj tylko kilka osób, większość w otoczeniu przeróżnych ścigaczy.
-To są uczestnicy- powiedział Harry opierając się o chłodny płotek.
-Czego?- zmarszczyłam brwi.
-Tego.
                            Rozległ się ogłuszający pisk opon. Uniosły się kłęby dymu i zapach palonej gumy. Wraz z Harrym przyglądaliśmy się zbliżającym się światłom. Twarz chłopaka wyrażała dumę, gdy ze stoickim spokojem spoglądał na nadjeżdżającą czarną maszynę i jej kierowcę otoczonego przez mrok.
                            Flaga schyliła się w dół, a ścigacz ostro zahamował wypuszczając kulę dymu w stronę widzów. Ci jakby na sygnał zaczęli klaskać i wiwatować. Kierowca opuścił ścigacza i zdjął kask. Przez moment tonął w kobiecych postaciach próbujących go uwieźć. Kilku z nim zapisał swój numer i podarował obiecujące całusy. Potem zaczęli nadjeżdżać następni. Zwycięzca wyścigu zaczął kierować się w stronę Harrego, który wyszedł mu na przód. Poklepał go po plecach z zadowoleniem i poczęstował papierosem.
-Mam coś dla ciebie- powiedział z uśmiechem.
                           Zdążyłam tylko wciągnąć powietrze. Zielonooki się odsunął. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Momentalnie papieros wypadł mu spomiędzy palców. Kawowe oczy rozszerzyły się. To był on.
-Zayn?
_____________________________________________
                          Dzień dobry ♥
                          Mam dla was nowy rozdział! Pewnie już się spodziewacie kim jest Zayn, ale ja mam jeszcze jednego asa(dzięki komentarzom), a mianowicie- Louis. Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział- chciałam trochę utrzymać napięcie, żeby z niczym się nie spieszyć. Śmiało możecie podawać propozycje kim mógłby być Lou- co prawda ja już chyba wiem kim będzie, ale co tam :) Mam takie świetne czytelniczki, że z pewnością dadzą jakieś świetne propozycje.
                          Druga sprawa to to, że zrobiłam zwiastun Paradise. Na głównej piosence opiera się opowiadanie, bo to właśnie przy niej obmyślam większość rozdziałów. Mam nadzieję, że wam się spodoba                                                                  Zwiastun Paradise 
                                                                         ♥ ♥ ♥
                          Wspomniałam jak bardzo was kocham ?  ♥ ♥ ♥




piątek, 18 października 2013

~6~ You don't know me


                                          Angus and Julia Stone- Draw Your Swords


                      Ciało Zayn'a oparło się o  kolumnę na ganku. Trzęsły mi się ręce, gdy z przerażeniem szukałam kluczy do domu. Nie wiedziałam czego bardziej się obawiam- tego, że moja mama zdzieli mnie równo za przyprowadzenie chłopaka? Czy może tego, co wydarzyło z Zayn'em?
-Trzęsą ci się ręce gorzej niż przy parkinsonie- prychnął cicho chłopak, gdy udało mi się w końcu przekręcić klucz w zamku.
                       Puściłam uwagę  w zapomnienie. Cicho wsunęłam się do mieszkania słysząc tylko własne uderzenia serca. Wypuściłam powietrze, zdając sobie sprawę, że nikogo prócz nas nie ma. Każdy mój oddech wydawał się być niczym grzmot burzy.
-Chodź- skinęłam otwierając szeroko drzwi.
                        Obdarzył mnie krótkim spojrzeniem i nadal trzymając się za brzuch powlókł do środka. Trzasnęłam drzwiami zamykając je na wszystkie obecne spusty. Chciałam się upewnić, że będę miała czas aby zorientować się kiedy wróci mama.
-Spokojnie...Nie ucieknę- na twarzy Zayn'a pojawił się krzywy grymas, który chyba miał być uśmiechem.
                         W odpowiedzi przewróciłam oczyma. Już naprawdę nie miałam na to siły. Ten chłopak przeraził mnie do cna. Miałam tyle pytań, a na żadne nie poznałam odpowiedzi. Coraz bardziej przekonywałam się do słów Louisa. Prawie go nie znam.
-Dasz radę iść na górę?- spytałam kierując się powoli do kuchni.- Pójdę po okłady i bandaże, i...
-Wyliżę się, Violet- przerwał mi aksamitnym tonem.- To nie pierwszy raz.
                          I jak nigdy nic udał się grzecznie do mojego pokoju. Stałam w otępieniu jeszcze kilka chwil. Jak to nie pierwszy raz? Kim on do cholery jest? Jest tylko zwykłym dziewiętnastolatkiem, nie? Odpędziłam nadchodzącą panikę z ogromnymi falami sprzecznych informacji. Udałam się do kuchni, migiem znalazłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, o których pamiętałam.
                          Zayn siedział na moim łóżku rozmyślając nad czymś głęboko. Zauważył mnie dopiero, gdy zamknęłam drzwi. Syknął próbując się podnieść.
-Poczekaj- mruknęłam podtrzymując go.
-Mówiłem, żebyś mnie zostawiła- stęknął stawiając za mną kroki.
                          Zaprowadziłam go do łazienki. Obróciłam się wyjmując gazę i preparaty, których zawsze używała Cheryl. Zabrałam głęboki oddech i spojrzałam na Zayn'a. Chłopak lekko pochylony starał się zdjąć koszulkę. Paraliż jak wredny wąż owijał się wokół mnie. Nie mogłam się ruszyć. Ledwo mrugałam. Brudny i poszarpany materiał koszulki opadł na zimne kafelki.
                           Przełknęłam ślinę gubiąc się w malowniczym obrazie ciała chłopaka. Każda moja komórka wzdychała cicho umierając ze szczęścia. Nawet krwawiąc, będąc zupełnie sponiewieranym... wszędzie roznosił zapach czekolady. Postawiłam krok w jego stronę coraz bardziej zanurzając się w oceanie kawowych oczu.
-Może trochę zaboleć- szepnęłam cicho kierując opatrunek do rany.
                           Czułam jak napiął mięśnie i ostrożnie oparł się o brzeg wanny. Na jego ramionach pojawiły się pojedyncze żyłki. Cały czas patrzył na mnie, a ja za nic nie chciałam krzyżować ścieżek naszych oczu. Dlaczego? Och, to bardzo proste- byłabym niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
-Powiesz mi w końcu co się stało?- zapytałam cicho wyciągając spod zlewu apteczkę z bandażem.
                           Wyciągnęłam spory kawałek i obróciłam się. Drgnęłam przestraszona. Jego dłonie opierały się na blacie, po obu stronach moich bioder. Stał lekko pochylony. Niemalże stykaliśmy się nosami. Dopiero teraz zauważyłam kilka blizn na jego obojczyku, dłoni...
-To naprawdę nie pierwszy raz- pokręciłam głową chcąc odeprzeć od siebie tę myśl.- O co tu chodzi?
-Nieważne- westchnął kiwając na bandaż.- Po prostu dokończ to i spadam.
                            Uniosłam brwi. Wyciągnęłam zimne dłonie i objęłam jego brzuch biały materiałem. Moje myśli ciągnęły się tylko w jednym kierunku- uścisk. Tak bardzo chciałam go przytulić. Miałam do tego wyśmienitą okazję, ale... nie miałam zbyt wiele odwagi. Ciepło biło od jego ciała szerokimi falami.
-Wiesz, że nie pozwolę ci wyjść?- uniosłam brew na chwilę spoglądając mu w oczy.
-A wiesz, że chyba mnie to nie obchodzi?- pochylił się jeszcze bliżej i musnął nosem linię mojej szczęki.
-Jesteś albo tak odważny, albo tak głupi- mruknęłam odpychając go lekko.
                             Uśmiechnął się wpatrując w moją twarz. Już czułam jak nagle moje piegi wyrastają jeden za drugim, ciągnąc za sobą okropne, wielkie pryszcze. Niemalże widziałam przetłuszczające się włosy i garbaty nos, i popękane, suche usta... Widziałam jak staję się potworem.
-Nie patrz tak na mnie- potrząsnęłam głową chcą osłonić włosami twarz.
-Dlaczego?- nadal stał tak blisko, pomimo tego, że już dawno skończyłam go opatrywać.- Drażni cię to?
-Tak- pokiwałam głową.
-No dobra. Przestanę, jeśli odpowiesz mi na pytanie- nachylił się i ujął moją dolną wargę.- Kto to zrobił?
-Miałam nadzieję, że ty mi powiesz- burknęłam.- Nie pamiętam niczego po wyjściu z dyskoteki.
                              Zayn gwizdnął cicho i opuścił dłoń.
-Słabiutka jesteś.
-Uch, to nie...
                             Znowu wyszłam na idiotkę, która boi się własnego cienia- Brawo Violet.
-Jasne- sięgnął po bluzkę.- To da się wyczuć Violet. Nie jesteś złą dziewczynką- pokręcił głową.- Jesteś bardzo wrażliwa i uległa. A wnioskuję także, że nad wymiar posłuszna, po twoim strachu przed matką.
                             Wbiłam paznokcie w dłonie. Byłam na niego zła. A jeszcze bardziej na siebie. Ty ofermo. Nie zrobiłam na nim wrażenia. Może już nigdy nie będzie mi dane z nim porozmawiać. Ale jednak tu jest... dlaczego?
-Możesz mówić, że jestem wrażliwa i ufna, i co sobie tam jeszcze wymyślisz, ale nie masz prawa oceniać moich relacji z mamą!- krzyknęłam czując wzbierające się łzy.- Sądzisz, że jesteś jakimś pieprzonym jasnowidzem i wiesz o mnie wszystko?!- podeszłam bliżej i prychnęłam.- Nie wiesz nic!
                              Skoro i tak już więcej się nie zobaczymy, to mogłam to wykrzyczeć. Mogłam się wyżyć za te wszystkie dni i noce spędzone na obmyślaniu kim mam się dla niego stać. Chyba miałam dość. W tym całym bałaganie zapomniałam o sobie. Zapomniałam, że to ja mam czuć się dobrze.
-Masz rację- pokiwał głową przyglądając mi się.- Chciałbym wiedzieć więcej.
                              Szczęknęłam zębami zamykając buzię z wrażenia. Czy on właśnie to powiedział? Nagle w pokoju zrobiło się jaśniej i chłodniej. Zayn spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem.
-I tak wiesz o wiele za dużo- mruknęłam splatając dłonie na piersi.- Za to ja nie wiem nic o tobie.
                              Momentalnie na jego twarz wtargnął cień. Zacisnął szczęki i nerwowo rozejrzał się po łazience. Spoglądał wszędzie, tylko nie na mnie.
-Jestem zwykłym uczniem liceum, tak jak i ty- wzruszył ramionami.
-Jasne, a ta dziura pod żebrami wypaliła się sama- kiwnęłam głową.- Może tego nie zauważyłeś, ale nie jestem aż tak głupia jak niektóre twoje koleżanki.
-Wiesz co Violet?- zmrużył oczy, podszedł i przycisnął mnie do blatu.
                              Słyszałam jak krew wstrzymuje swój bieg. Cisza zagrała wokół nas. Wszędzie unosił się zapach czekolady. Nos czarnowłosego przemknął po mojej szyi.
- Uważaj, bo ciekawość to pierwszy stopień do piekła- szepnął i odsunął się.
                              Po raz ostatni musnął kciukiem moją popękaną wargę i bez słowa wyszedł zostawiając mnie samą z płonącym sercem.


                             Następnego dnia wbiegłam na werandę wiktoriańskiego domu. Uspokoiłam swój oddech i zapukałam kilka razy w ciemne drzwi. Usłyszałam cichy głos i kroki. Drzwi otworzył mi chłopak, który na mój widok, od razu się uśmiechnął.
-Violet, cześć- otworzył drzwi szerzej.- Wejdź.
-Ale ja tylko...
-Właź- wziął mnie za dłoń i wciągnął do środka.
                                       Otumanił nas zapach pierniczków. Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Nie jedz. Nie jesteś głodna, Violet.
-Mama piecze ciasteczka- wyjaśnił.
                        Nagle poczułam jak coś przytula się do mojej nogi. Spojrzałam w dół. Mała blondynka z jasnymi oczami, podobnymi do Louisa. Uśmiechała się szeroko pokazując brak górnej jedynki.
-Jasmine, zmiataj stąd- skinął w stronę kuchni.- Przepraszam, Violet, ale moja siostra jest strasznie...hm... jakby to powiedzieć...
-Przyjazna- uśmiechnęłam się i kucnęłam przed małą.- Cześć. Nazywam się Violet. Jestem przyjaciółką twojego brata- zerknęłam w stronę chłopaka opierającego się o drzwi.
-To ty!- pisnęła radośnie i przytuliła mnie.- Lou cały czas o tobie trajkotał- powiedziała cichutko.
-Jasmine bądź tak łaskawa i sprawdź czy cię nie ma w kuchni- bąknął odciągając siostrę ode mnie.
-Mamo!- jęknęła dziewczynka.- Louis zabiera mi gościa!
                 Usłyszała cichy śmiech, a po chwili zza rogu wyjrzała kobieta po czterdziestce. Brązowe, farbowane włosy opadały jej na czoło. Uśmiechnęła się wycierając dłonie w ścierkę.
-Witaj! Ty zapewne jesteś Violet. Louis dużo...
-Mamo- chłopak jęknął i przewrócił oczyma wpychając w jej dłonie siostrę.- Przestań, proszę.
-Och, no dobrze już- westchnęła i z uśmiechem zniknęła w oparach ciastek.
                    Louis zaprowadził mnie do swojego pokoju na piętrze. Zamknął za nami drzwi. Odetchnął z ulgą i spojrzał na mnie troskliwie.
-Wszystko w porządku?
-Nie, Louis- pokręciłam głową siadając na brzegu łóżka.- Miałeś rację jeśli chodzi o Zayn'a. Nic o nim nie wiem. Wczoraj się o tym przekonałam, gdy...
-Co?- zmrużył oczy.- Violet powiedz mi co się stało.
                        Opowiedziałam. Od początku do końca. Starałam się niczego nie pominąć. Ufałam Louisowi i wiedziałam, że nikomu nie powie. Gdy skończyłam wydawał się być zmieszany. Błądził wzrokiem po ścianach i suficie.
-Ty coś wiesz- przyglądałam mu się badawczo.
-Znaczy...znam Zayn'a bardzo długo i...- westchnął.- Zabiłby mnie, gdybym teraz ci wszystko wyśpiewał.
                        Zagryzłam wargę i spuściłam wzrok zrezygnowana. Stukałam palcami o kolano, by po kilku sekundach wstać z zamiarem wyjścia.
-Poczekaj- Louis złapał mnie za nadgarstek.- Tobie naprawdę na nim zależy?
                         Przełknęłam ślinę gotowa na najboleśniejszą prawdę w życiu.
-Bardzo, Lou- zapewne wyglądałam jak zbity szczeniak.
-Mogę... dać ci pewien adres. Ale musisz być w stu procentach pewna. To niezbyt przyjazne miejsce...Zwłaszcza dla nieznajomych osób- sięgnął do kieszeni i włożył do mojej dłoni złożony papierek. Chwilę muskał moje palce, po czym dodał:- Zgłoś się do Harrego Styles'a i zapytaj o Zayn'a. Jak coś powiesz, że jesteś ode mnie- westchnął po czym przeczesał włosy w nerwowym geście.- Cholera, musisz już iść, bo jeszcze się rozmyślę.
                         Niepewnie uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam. Nie wiedziałam jak mam mu dziękować. Dostałam bilet w jedną stronę do nieba.
_________________________________________
                          Hello!
                          Kilka razy zmieniałam plan wydarzeń i obmyślałam, czy przypadkiem nie za szybko chcę wprowadzić drugą stronę naszego Zayn'a. Stwierdziłam, że nie mogę was zanudzać i postanowiłam zostawić rozdział tak jak jest :) Jest pół na pół- trochę naszego tajemniczego Zayn'a i opiekuńczego Louisa. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, co? Może chociaż troszkę?
                          Jesteście cudowne! Każdym komentarzem dajecie mi taką motywację jak nigdy! Nie zasługuję na tak wspaniałe czytelniczki  ♥ ♥ ♥

niedziela, 13 października 2013

~5~We're all have secrets


                                                         The xx-together


                     Miałam wrażenie, że waga roztrzaska się pod moim ciężarem. Za mało oddajesz Violet. Za dużo trzymasz w sobie. Powinnaś się pozbyć wszystkiego- emocji zwłaszcza. To one zajmują całą twoją masę. Powinnaś być zimną, wyrachowaną suką. Nie oszukujmy się- taką jak twoja matka. 
                     Chodząc po  uliczkach miasta, miałam wrażenie zamknięcia. Dlaczego te ulice są tak wąskie? Dlaczego wszystko jest przeciw mnie? Cholera! Nienawidzę was!
                      Tak strasznie chciałam zjeść pączka. Albo lody. Albo ciasteczko. Najlepiej pokryte karmelem lub lukrem... Nawet cukrem pudrem bym nie pogardziła. Cokolwiek. A najlepiej wszystko. Chciałam zatopić swoje problemy w cukrze. Udusić je czekoladą.
-Violet?- czyjś głos rozdarł ciężkie warstwy moich myśli.
                     Czy to...?
-Zaczekaj!
                     Ale było już za późno. 
                     Nawet nie poczułam, gdy znalazłam się w toalecie.
                     Pochylona, czekałam na przypływ kolejnej fali kwaśnej rozpaczy.


                      Cisza roztrzaskała się o moją głowę.
                      Otworzyłam oczy czując niezwykły chłód poranka. Podniosłam się z łóżka zasłaniając dłonią twarz przed światłem. Kurde,  jak to boli.  Dotknęłam ust- wysuszone i lekko napuchnięte. Co się wczoraj działo? Zamknęłam oczy i cofnęłam się o kilka godzin wstecz.
                       Byłam na imprezie z Malik'iem. Od razu poczułam jak moje serce przyśpiesza. Na wspomnienie jego słodkiego uśmiechu, dotyku... Cała się gotowałam. Czy byłam łatwa? Czy za bardzo mu pozwalałam? Potem pojawił się  Louis. Był wściekły na Zayn'a. Powiedział, że mnie odwiedzie...
                        Koniec. Pustka. Czarna dziura.
                        Podchodzę do szyby. Wyglądam przez okno. Na podjeździe stoi nieznany mi samochód. Odwracam się i uchylam drzwi. Na dole rozbrzmiewa dźwięk gotującej się wody. To nie moja mama. Ona nigdy nie zrobiła mi herbaty. Wyłaniam się niczym cień i wzdłuż ściany, schodzę na parter.
-Mamo?- pytam przechodząc obok kominka.
                         Biorę kilka głębokich oddechów i zaglądam do kuchni.
                         Spodziewałabym się każdego...
                          Ale nie jej.


                          Załkałam cicho. Nie wiedziałam, że to on. Miał wyjechać. Miałam już go nigdy więcej nie spotkać. Mój tata. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. W takim jakim zostawił. A może nawet gorszym. Czułam upokorzenie. A już tym bardziej nie chciałam mówić o tym mamie.                                   Chyba by mnie zabiła.


                          Biorę kilka głębokich oddechów i zaglądam do kuchni.
                          Spodziewałabym się każdego...
                          Ale nie jej.
                       
-Witaj Violet-  aksamitny głos otulił cały dom niczym przyjemny koc.
                          Cheryl wróciła.
                          Wróciła do życia.
                           A gdy mnie przytuliła- sen stał się prawdą.
-Co się stało?- zapytałam odsuwając się lekko.
                           Na naszych policzkach pojawiły się łzy. Czyste, tak słodkie jak nigdy.
-Och, Violet...- uśmiechnęła się smutno.- Znów wprowadzam się do Holly Bridge.
-Co?!- oniemiałam z wrażenia.- Ale Patrick...
-To zamknięty rozdział- nerwowo przejechała palcem po blacie.
                           Ostrożnie zbliżyłam się i pochyliłam naprzeciw niej.
-Skrzywdził cię?- wyszeptałam bardzo powoli. Tak żeby żadne słowo nie uciekło.
-Tak. Mocno- pokiwała głową.
-Co...?
                            Nie zdążyłam dokończyć. Siostra uniosła w górę swoją bluzkę. Od biodra aż po pępek malowała się blada, wąska blizna. Zakryłam dłonią usta. Powoli odważyłam się musnąć palcem szpetne znamię.
-Dlaczego? Czy go do końca porąbało?- z przerażeniem w oczach obserwowałam jej łzy.
-To przez jego chorobliwą zazdrość- opuściła materiał w dół.- Wmówił sobie, że go zdradzam.
-Przecież to chore!- wkurzyłam się.- To zwykły...
-Nie kończ, Violet. Ja nadal go kocham- przetarła oczy pod kolejnym napływem łez.
-Jezu, Cheryl- przyciągnęłam ją do siebie i pozwoliłam wypłakać się w ramię.
                             Gładziłam jej śliczne, gęste włosy. Miejscami czułam wypukłości- chyba nie tylko na brzuchu Patrick "zaznaczył" swój teren. Kiedyś lubiłam tego chłopaka. Zawsze wydawał mi się taki... Normalny.
-Nie możesz do niego wrócić- szepnęłam tuląc ją do siebie.
-Wiem, Violet- westchnęła.
                             Odsunęła się, ale tylko trochę. Przejechała palcem po moim policzku. W jej oczach dostrzegłam podziw. Uśmiechnęła się.
-Masz więcej piegów- stwierdziła przechylając głowę.
-Wiem- przewróciłam oczyma.- Tak strasznie ich nie znoszę.
-Dlaczego? Są słodkie!
                             Przez chwilę trwałyśmy w ciszy. Cheryl delikatnie uniosła moją rękę. Podwinęła rękaw. Potem swój. I przyłożyłyśmy dłonie do siebie.
-Znów jesteśmy razem- uśmiechnęłam się.
-Już na zawsze.
                             Rozległ się gruchot otwieranych drzwi. Obie zasłoniłyśmy blizny na przedramionach. Nie minęła chwila, a do salonu weszła mama. Kierowała się do nas. Pojawiła się w drzwiach.  Jej teczka głośno upadła na ziemię. W jej oczach ani na moment nie zaiskrzyła radość.
-Co ty tu robisz?- zmarszczyła brwi.
-Wróciłam do Holly Bridge- Cheryl wysunęła się na przód.
-Ale tutaj nie ma dla ciebie miejsca- głos kobiety był zimny i bezwzględny.
                              Cheryl prychnęła.
-Nawet nie przeszło mi to przez myśl- pokręciła głową.- Będę mieszkała sama.
                              Matka uniosła głowę i zmierzyła mnie wzrokiem.
-A ty nie powinnaś być w szkole?
                              Przeszył mnie dreszcz, ale posłusznie kiwnęłam głową i uciekłam do pokoju się ubrać. I tak byłam już spóźniona. Pięć minut w jedną czy drugą stronę nic nie zmieni.

                               Zamykając szkolną szafkę dostrzegłam w oddali Louisa, który bacznie mnie obserwował. Uśmiechnęłam się lekko i pomachałam kierując w jego stronę swoje obolałe ciało.
-Dlaczego cały czas  się na mnie gapisz?- zapytałam rozbawiona.
-Oceniam twoją zaradność w zetknięciu z alkoholem- odezwał się spoglądając na moje usta.- Dobrze się czujesz?
                              Stawialiśmy powolne kroki w kierunku dziedzińca, na którym często przesiadywał Zayn.
-A coś ty się zrobił nagle taki opiekuńczy?- zmarszczyła brwi.
-Mam wyrzuty sumienia, że zostawiłem cię z Malikiem sam na sam- wymruczał.
                              Przystanęłam na chwilę. Czy ja dobrze słyszę? Dogoniłam chłopaka.
-Louis!- chwyciłam go za ramię.- Nie potrzebuję niańki! Zbyt wiele w życiu przeszłam, żeby teraz ktoś się mną zajmował...- zagryzłam opuchniętą wargę.
-Nie masz pojęcia o czym mówisz, Violet- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Nie znasz Zayn'a. Nie masz tak naprawdę pojęcia kim jest.
-A może właśnie chcę go poznać?- doszukiwałam w jego oczach chodź by odrobiny uległości.
                              Westchnął i uścisnął moją dłoń.
-Dobrze. Przepraszam- objął mnie swoimi ramionami przyciągając jak najbliżej.- Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem.
                               Puściłam te słowa w niepamięć. Nie chciałam się z nim kłócić. Był moim przyjacielem.                                  Pierwszym od bardzo dawna.


                               Wychodząc ze szkoły czułam gulę w gardle. Musiałam wrócić do domu. Ale nie czułam się tam bezpiecznie. Nie teraz, gdy czekała na mnie matka. Postanowiłam się  pośpieszyć, aby zdążyć na autobus. Już prawie przeszłam przez parking, gdy usłyszałam dosyć głośny szelest liści i trzask gałęzi. Rozejrzałam się. Dobiegł mnie cichy syk.
-Cholera, nie zdążę- mruknęłam pod nosem.
                               Przeszłam obok srebrnej terenówki i wytężyłam wzrok. Dostrzegłam fragment czarnej skórzanej kurtki. Wyglądała zupełnie jak ta, którą nosił Zayn. Zbliżyłam się jeszcze mocniej i nagle ktoś zasłonił mi usta jedną ręką, a drugą przytrzymał nadgarstki.
                               Przez kilka chwil panowała między nami cisza. Potem napastnik opuścił ręce. Zachłysnęłam się powietrzem odsuwając jak najdalej. Obróciłam się i oniemiałam.
                               Przede mną stał Zayn. Lekko pochylony obejmował ręką swój brzuch. Jego koszulka była brudna, splamiona krwią i błotem. Spomiędzy palców lekko sączyła się krew.
-Matko!- zbliżyłam się do niego.- Co ci się stało?!- odruchowo wyciągnęłam dłonie do jego brzucha.
-Nie-do-ty-kaj- wysyczał odsuwając się jeszcze dalej.
-Zayn, potrzebujesz pomocy! Co ci się tak właściwie stało?- wyciągnęłam telefon.- Zadzwonię po leka...
-Nie- zacisnął dłoń na mojej komórce.- To nic nie da.
-Ale...
-Słuchaj- zbliżył swoją twarz do mojej.- Jeśli tak strasznie chcesz pomóc- rozejrzał się uważnie.- Powiedz mi gdzie mogę jakoś się opatrzyć... Bez zbędnych świadków.
                                 Patrzyłam w te jego bezgraniczne, błyszczące oczy. Oddech i słowa uwięzły mi w gardle. Pół szeptem wydusiłam:
-Jedźmy do mnie.
                               
______________________________________
                                  Dzień dobry, kociaki !
                                  Co sądzicie o tym rozdziale? Ja, przyznam szczerze... hm... mogło być lepiej. Mam nadzieję, że nowy post pojawi się trochę szybciej, gdyż na 6 zostawiłam sobie całą akcję z rannym Zayn'em w domu Violet. Tak więc proszę o komentarze, bo chciałabym poznać wasze wizje na akcję Violet+Zayn  w 6 rozdziale.
                                   Buziaki :***

                                  

sobota, 5 października 2013

~4~ That little kiss you stole, It held my heart and soul

                                                      Bring Me The Horizon-Deathbeds
     


                        Wraz z przekroczeniem progu moje życie nabrało kolorów. Wszędzie błyskała czerwień. Wiła się gęsta mgła, przecinająca rozgrzane ciała tańczących. Ludzi było pełno- nie rozpoznałam wieku. Ale wszyscy nosili to samo imię- dzikość. Muzyka rozrywała moje serce z każdym uderzeniem coraz mocniej.
                         Twarz Zayn'a okalały cienie szarpiąc się z iskrami w jego oczach, gdy prowadził mnie w stronę baru. Cały czas czułam ciepło jego dłoni na swojej. Tak blisko. Tak mocno. Tak pełno. Mogłabym przywyknąć do tego zapachu- czekolada z domieszką tytoniu... Mogłabym budzić się rano otulona w ten zapach.
                          Mojej uwadze nie uszły zabójcze i toksyczne spojrzenia dziewczyn przenikających wzdłuż ścian. Nawet te, które miały towarzyszy- mordowały mnie wzrokiem. Wszystkie kochały urodę Zayn'a. Bo taki był - nawet go nie znałaś, a już pragnęłaś. Ja również do nich należałam. Z początku całkowicie oczarowała mnie jego uroda. Z czasem pojawiło się coś jeszcze... Chęć zbadania co kryje się pod powłoką.
                          Zayn sprawiał wrażenie niebezpiecznego, twardego, niezależnego... Ale ja chciałam więcej. Wiedziałam, że jest więcej. Coś strasznie chce ukryć. Może ból? Może przeszłość? I nie chce, żeby ktoś podszedł za blisko? Cóż, mnie się tak łatwo nie pozbędzie.
-Poproszę dwa Frankensteiny- polecił barmanowi, po czym odwrócił się w moją stronę.
-Frankensteiny?- zmarszczyłam brwi.
-Dosyć mocny drink, ale dasz radę- uśmiechnął się słodko.
                          Pochylił się w moją stronę, a ciepły oddech otulił szyję. Poczułam lekki zarost, który nadawał chłopakowi buntowniczego wyglądu. Rozchylił usta, a mroczki przed mymi oczami nagle powiększyły swoją objętość.
-Ufasz mi, a prawie wcale mnie nie znasz- odsunął się, a mnie nagle zrobiło się zimno.
                           Zagryzłam nerwowo wargę stukając palcami o blat baru.
-A skąd wnioskujesz, że ci ufam?- zapytałam ostrożnie, dobierając odpowiednie słowa.
                           Zaśmiał się pod nosem i przesunął jedną szklankę ciemnofioletowego trunku w moją stronę. Upił łyk po czym zmrużył oczy obserwując mnie.
-Trochę dziwnie wchodzić do nieznanego miejsca o bardzo chwytliwej nazwie "Hades", przyjmując drinka, o którego działaniu nie ma się pojęcia, jeśli nie ufasz danej osobie- przechylił głowę na bok.- Czy może się mylę.
                            Spostrzegawczy.
                            Cholera.
-Racja- upiłam spory łyk Frankensteina.- Cóż... po prostu nie wyglądasz... na wariata
-Dziękuję za komplement- uśmiechnął się unosząc brwi.
                            Czułam jak się rumienię, gdy jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Przez moment się wahał, a potem wstał i wyciągnął do mnie dłoń.
-Zatańczysz?
-Uch... ja...
-Nie marudź, tylko tańcz.
                            Pociągnął mnie za sobą prosto w czerwone otchłanie nieba.


                            Gdyby ciało mogło się kruszyć, moje już dawno kryłoby ziemię. Wzięłam głęboki oddech spoglądając w lustro. Czyżbym... była odrobinę chudsza? Nie... To niemożliwe... Muszę spróbować jeszcze raz. Nachylam się by przepłukać usta i odstawiam szczoteczkę na bok.
                            Nie mogę uwierzyć, że to robię. Jeszcze trudniej uwierzyć, że to mogłoby zadziałać. Ale skoro Cheryl się udało...Mi też się uda. Mama nawet nie zauważy. Tylko muszę zachować to w tajemnicy... Przed wszystkimi.


                              Była już północ. Moje serce biegło maraton aby nadążyć za smakowaniem kolejnych Frankensteinów. Zayn mnie upił. To jego wina. On jest niebezpieczny. I dzisiaj się tego dowiedziałam. Wszystkie dziewczyny, które miały do niego jakąś "sprawę" zostały obsłużone. Szybko zbywał je słodkim uśmiechem i już jadły mu z ręki. To mnie trochę przeraziło. Ale też zaintrygowało.
                              Zdejmij w końcu tą maskę Zayn!
-Chodź- jego oddech połaskotał moją szyję.
                              Pociągnął mnie za rękę prosto w nocną toń. Gwizdy wirowały w moich oczach, a księżyc był zbyt zajęty głaskaniem twarzy Zayn'a. Chłopak zaprowadził mnie w szeroki korytarz drzew na parkingu. Nagle wszystko wydało mi się komiczne i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Zayn oparł się o drzewo obok mnie.
-Co cię tak śmieszy?
-Upiłeś mnie!- zgięłam się  w pół.- Nigdy wcześniej nie piłam!
-Pora zacząć, mała- uśmiechnął się obserwując mnie.- Chodź... Przejedziemy się.
                              Odbiłam się od drewna i powędrowałam za Zayn'em. Byliśmy niedaleko maszyny, gdy rozległ się głos:
-Violet?!
                              Obróciłam się. Wytężyłam wzrok, na tyle, na ile pozwalały mi promile krążące w żyłach. Postać zbliżała się bardzo szybko. To był chyba... Louis.
-Zayn? Czy cie już do końca porąbało?
-O czym ty pieprzysz?- brunet ściągnął brwi.
-Ona jest kompletnie pijana- chwycił mnie za ramię.- Nie masz za grosz rozumu!
-Wyluzuj- głos Zayn'a lekko się zaostrzył.- Przecież jej nie zmuszam.
                               Louis zacisnął szczękę. Do mnie nagle coś dotarło. Jeszcze jedno słowo i wszystko wyszłoby na jaw. To, że zakochałam się w Zayn'ie, to, że zna mnie o wiele dłużej niż sądzi... Louis też o tym wiedział i dlatego się powstrzymał. Ona zrobi wszystko... nie ważne, że jej nie zmusza. wystarczy jedno słowo, a ona jest jego cała. Tylko czy to nie wybrnie za daleko?
-Odwiozę ją do domu- mruknął Louis.- Ty już swoje zrobiłeś.
                               Zayn morderczym wzrokiem objął Louisa. Spojrzał na mnie z skrytym uśmiechem i puścił oko.
-Do zobaczenia, mała.
                               I nagle koniec. Zrobiło się czarno. Nic więcej nie pamiętam. Jakby wszystko pochłonęły czarne wody.


                               Milczał jak głaz. A dziewczynę rozrywało od środka. Czuła jak płonie skąpana w poczuciu winy. Kurde! Dlaczego?! Jego dłonie zaciskały się na kierownicy. Aż bielały mu kostki. Przeniosła swój wzrok na niego.
-Louis- wyszczebiotała.- Jesteś zły?
                                Chłopak zatrzymał samochód. Byli na miejscu.
-Nie- pokręcił głową i w końcu błękit jego oczu spoczął na jej twarzy.- Jestem wściekły.
-Och- głupia Violet!- Może wejdziesz?- zaproponowała zagryzając wargę.
                                 Zmrużył oczy. Pokiwał głową.
                                 A dziewczyna otwierała drzwi chyba całe wieki.

                           
                                  Ginnie była anorektyczką.
                                  To nią zawsze chciałam być.
                                  Choćbym miała skończyć tak jak ona.
                                  W ciemności płyty grobowej. 
                                   Pamiętam- na jej pogrzebie- to ja zostałam najdłużej. Moją duszę wypełniała cisza. Tak głośna, że łzy nie mogły się ruszyć. W ogóle nie mogłam się ruszyć. A miałam ochotę biec. Dogonić jeszcze moją martwą przyjaciółkę. Byłyśmy skrajnie różne- ja gruba i obrzydliwa, a ona- dla mnie najpiękniejsza na świecie. 
                                 Niestety jej piękno było samolubne i zabrało ją z dala ode mnie. Uklękłam, byle by tylko nie dotknąć swoją brzydotą mojej martwej przyjaciółki. Słońce patrzyło na  to z rozbawieniem. Och głupiutka. 
-Mojej siostry nie ma już miesiąc... A teraz ty mnie opuściłaś, Ginnie- westchnęłam.- Ale nie bój się... Ja cię nie opuszczę.
                                   Czy samotność to moje drugie imię? Jeśli tak- wybrała sobie okropny wyraz. Och, tak. Od teraz przybrałaś bardzo nieciekawą maskę. Obrażałam samotność w cieniu własny myśli, stojąc w słońcu własnej głupoty.
                                   I gdzieś daleko, pomiędzy nagrobkami uśmiechała się do mnie... Ona...
                                   Samotność o świńskiej twarzy.


                                   Pusto w domu. Bezpiecznie. Pusto w ustach. Niebezpiecznie.
-Louis... Doprowadzasz mnie do szału- westchnęłam pijana opierając się o ścianę.
-Ja?! Dziewczyno spójrz na siebie!- podniósł głos.- Jesteś lekkomyślna! Wiesz co mogłoby ci się stać, gdybyś wsiadła na motor?!
-Ale nie wsiadłam- mruknęła kuląc się.
                                   Nienawidzę tej krwi, gdy na mnie krzyczą, pomyślała ukradkiem.
-Bo tam byłem!- wymachiwał rękoma.- Nie masz własnego zdania?! A gdyby Zayn kazał ci skoczyć z klifu?! Też byś to zrobiła?!
-Ale...
-Violet, wiem, że się w nim zakochałaś, ale to już jest prawie obsesja! Martwię się o ciebie! Jesteś dla mnie ważna, ale jak mam ci pomóc, skoro ty sama sobie nie chcesz?!- jego klatka unosiła się i opadała jak wzburzone morze.
-Po prostu to powiedz- zagryzła wargę.
-Co?- zmarszczył brwi.
-Jesteś głupia.
                                  Zrobił dwa kroki. I przyparł Violet do ściany. A potem już były tylko jego słodkie, blade wargi. Dobrze wiedział, co robi. Ona nie była świadoma. Była po prostu pijana. On wiedział, że nie będzie pamiętała. Musiał to wykorzystać. Musiał.
-Pozwól mi sobie pomóc- wyszeptał w jej usta zaciskając dłonie na biodrach.
                                  Scałowywał z niej wszystko. Od bólu aż po radość. Ale chciał podążyć dalej. Pachniała tak pięknie. Chciał dosięgnąć woreczka z plakietką Miłość. Ale nie mógł. Jeszcze za wcześnie. Póki co zostawało mu Zauroczenie.
                                  Mam czas, pomyślał całując szyję dziewczyny.
                                  Mam wszystko.
                                  Mam całą wieczność.
___________________________________
                                  Dzień dobry!
                                  Mamy już 4 rozdział za sobą! Co sądzicie? Nieźle namieszałam z Louisem (zła ja)! Mam nadzieję, że wyrazicie swoje opinie. To bardzo ważne. KAŻDY komentarz jest na wagę złota. Dziękuję za taką liczbę wejść :3
                                  Po drugie:
                                  Jak widzicie. Pojawił się nowy szablon. Zrobiłam go sama. Mam nadzieję, że wam się spodoba <3 <3 <3
                                   Tak więc trzymajcie się i stos całusków :***