niedziela, 23 marca 2014

~23~This is the end for us

                                                                            


Przyjaźń jest inna.
Oparta na miłości.
I uciekająca od nienawiści.
Na pograniczu między "kocham" i "nienawidzę".

Miłość wiąże liny między nami.
Czasami się przed nimi bronimy,
częściej za nimi podążamy.
Zawsze umieramy z ich śladami.

Nienawiść w swych spękanych
dłoniach ma dusze wszystkich ludzi.
To czy przybliży je do swojego
serca,
zależy tylko od nas.

                                              Birden 

           
                    Tej nocy miałam koszmar.

                    Śniłam o pożarze. Wielkie płomienie trawiły jakąś budowlę. Na tle tego obrazu stała czyjaś postać. Chciałam podejść bliżej, ale nie mogłam. Moje nogi utkwiły w czyjejś krwi. Zerknęłam w dół i zamarłam. Dłoń Zayna ściskała moją kostkę. Jego wargi poruszały się lekko w niezrozumiałym szepcie. W piersi rozchodziła się coraz szersza dziura po strzale. Uklękłam i objęłam go. Chciałam przyciągnąć do siebie, ale wtedy jego ciało zamieniło się w popiół. I rozsypało w akompaniamencie moich łez.

-Dałam wam wszystko- szepnęłam rozgoryczona.- A teraz zostałam sama.

                    Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy wreszcie udało się zakończyć tą przerażającą senną wizję. Przez kilka chwil nie ruszałam się, nie mówiłam... Tylko wpatrywałam się w biały sufit.

-Witaj, Violet- obok mnie rozległ się zaspany głos.

                    Spojrzałam w tamtą stronę, prosto na uśmiechniętego Harrego opierającego się na łokciu Przyglądał mi się z uśmiechem na ustach. Zacisnęłam wargi czując niespokojny dreszcz przebiegający po ciele. Bałam się patrzeć na niego, bałam się zamknąć oczy. Za każdym razem widziałam tą bolesną noc, która odbiła na mnie swoje makabryczne piętno.  

-Gwiazdko?- poczułam jak dłoń Harrego sunie po moim policzku.

-Nie mów tak do mnie- mruknęłam strącając jego dłoń.

-Violet- żachnął przysuwając się bliżej.- Nie odtrącaj mnie.

                    Wtulił głowę w moją szyję, muskając włosami delikatną skórę. Zaczęłam dygotać na ten piekący dotyk. Wierciłam się niespokojnie, aż w końcu odsunęłam.

-Przestań Harry. Nienawidzę tego- mruknęłam siadając.

-Violet...- urwał podnosząc się.

                      Usłyszałam jak łóżko skrzypnęło, kiedy zsuwał się z niego na podłogę. Przybliżył się i uklęknął przede mną. Chwycił moje dłonie w swoje i przybliżył do ust.

-Przepraszam. Nie wiem co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła.

-Wypuść mnie.

-Nie.

-Dlaczego?

-Bo odlecisz... Tak jak ptaki z klatek, tak i ty.

                       Ucałował krańce moich palców, wywołując dziwne mrowienie. Westchnęłam głośno i przez kilka chwil nie odzywałam się.

-Musisz wiedzieć jedno...- zaczął Harry. Wygadany jak zwykle.

-Tak?- spojrzałam na niego.

-Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... To było jakby czas zwolnił. Coś zakuło mnie w sercu i miałem tylko jedną myśl, jeden cel: "Musisz być moja"- uronił jedną łzę.- Ale nigdy nie pomyślałem, że tak naprawdę... Nigdy nie byłaś i nie będziesz moja. Że to nie od twojego ciała powinienem zacząć, ale od serca.

                       Przetarł wierzchem dłoni kilka łez, trochę spóźnionych. Spojrzałam na niego zupełnie zmieszana. Już nie wiedziałam co mam myśleć. Co czuć. I wtedy rzeczywiście poczułam się jak ptak zamknięty w klatce.


~Zayn~

                       Siedziałem w garażu wpatrując się w srebrzysty nóż, który ostrzyłem z coraz to większą siłą. Gdy tylko przypominałem sobie słowa Louisa, coś w moim sercu umierało. Z każdym wspomnieniem na nowo. To musi być dzisiaj. To musi być dzisiaj. 
                     
                       Wyobrażenie Violet w ramionach Harrego nie pozwalało mi spać, od tak długiego czasu. Ale najbardziej przerażający był jej płacz. I jego śmiech. To wszystko wirowało wokół mnie, przez co niecierpliwiłem się jeszcze bardziej.

                        Wycelowałem i rzuciłem nóż w drewnianą deskę, który zatrzymał się pionowo. Przyjemnie by było gdyby zamiast drewna, leżał tutaj Harry. Ten sukinsyn nie ucieknie. Odbiorę Violet i spalę wszystko czego dokonał.

-Zayn?- z wejścia dobiegł spięty głos Louisa.

                        Spojrzałem na niego i wstałem. Uśmiechał się ładując broń. Puścił oko i rzucił ją w moją stronę. Złapałem bez chwili wahania.

-I co? Masz ludzi?- zapytałem.

-Oczywiście. Wielu z nich ma już dosyć tego gówna... Chcą z tym skończyć, Zayn. Rozpocząć nowe życie. Na jasnej stronie.

-W takim razie mają teraz szansę.

                         Louis skinął głową wychodząc. Zabrałem nóż. Zerknąłem na swoje odbicie w nim.

                          Violet idę po ciebie.


~Violet~


                         Był już wieczór, a goście klubu wyraźnie zmaleli. Nie było już takich tłumów jak zwykle. Uśmiechnęłam się na sam wyraz twarzy Harrego. Był wkurzony. Nie miał pojęcia co się stało. Zobaczył mnie.

-Przestań- syknął ściskając mnie za ramię.

                         Wzruszyłam niewinnie ramionami i odsunęłam się od barierki. Styles dopił szklankę whisky i pociągnął mnie do swojego pokoju. Zablokował mi ucieczkę stając przed drzwiami. Splotłam ramiona.

-Wypuść mnie- warknęłam.

-Ani mi się śni- przewrócił oczyma. 

                         Zbliżył się i pochylił błyskawicznie torując potok kolejnych słów swoimi ustami. Całował mnie z tym charakterystycznym wyrazem władczości. Jego chłodne palce sunęły po mojej skórze niczym po lekkim materiale. Drżałam z przerażenia, ale nic nie mogłam zrobić.

                        A potem jego dłoń założyła kosmyk moich włosów za ucho. Pocałował mnie lekko w czoło, zupełnie jakby miał zamiar gdzieś wyjść. Uśmiechnął się i cofnął o krok. Wtedy usłyszeliśmy huk strzału. Do pokoju wpadł jeden z ochroniarzy.

-Ktoś włamał się od tyłu do klubu! Musisz iść z nami!

                        Harry skinął głową z lekkim uśmieszkiem. Zupełnie jakby potrafił przewidzieć co będzie się działo. Jakby wiedział, że ten dzień nadejdzie. Ostatni raz spojrzał na mnie.

-Żegnaj Violet.

                         I wyszedł. Zakluczył mnie.

                        Tak po prostu.

                        Zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie. Przechadzałam się nerwowo do pokoju próbując coś wymyślić. Nie mogłam przecież tak siedzieć w nieskończoność, mając świadomość, że na dole dzieją się przerażające rzeczy.

~Zayn~

                       To było dziwne uczucie. 

                       Niszczyć coś, co kiedyś było moim domem. Domem złym. Nie powinienem tutaj nigdy wracać. Nawet nie powinienem zaczynać. Westchnąłem nabierając odległości. Z całej siły uderzyłem w kłódkę i usłyszałem trzask otwieranych drzwi. 

-Zayn i ja idziemy poszukać Violet- zaczął Louis.- Wy znajdźcie Harrego. Zabicie każdego kto stanie wam na drodze...

-Ale Styles jest mój- wtrąciłem.

                       Tomlinson skinął głową. Już po chwili kierowaliśmy się do podziemi klubu. Wszystkie cele były otwarte. Ale w żadnej nie znalazłem Violet. Wkurzony wyjąłem zapalniczkę. Louis podlał wszystko benzyną z kilku bukłaków stojących przy wejściu. A potem działa się magia.

                        Mieliśmy tylko kilka może kilkanaście minut żeby znaleźć Violet. Ale przynajmniej była pewność, że wszystko zostanie zniszczone. Czym prędzej ruszyłem w stronę wielkiego balkonu tego sukinsyna, gdzie przesiadywał obserwując wszystkich gości "Fear". 

                        Oniemiałem widząc go właśnie tam.

                        Siedział spokojny na wprost mnie w swoim wygodnym fotelu. U jego nóg leżało kilku ludzi z szerokimi ranami. Na ścianach i podłodze tańczyła krew zmieszana z srebrem pocisków. A Harry patrzył tylko na mnie, ubrudzony krwią tych ludzi. 

-Czekałem- uśmiechnął się wstając.- Tyle lat pomagałem wznieść ci się na sam szczyt. Miałeś wszystko... Pieniądze, kobiety i władzę... A teraz tak mi się odpłacasz? Tak mi się odpłacasz za uratowanie życia?- prychnął.- Byłem stanowczo za dobry...

-Gówno prawda. Zrobiłeś to tylko, bo widziałeś mój talent... Widziałeś, że nie bałem się ryzyka. Nic cię nie obchodziło moje zdrowie- przewróciłem oczami krocząc ku niemu.- Zawsze taki byłeś. O nikogo nie dbałeś. Violet jest tego idealnym przykładem.

                       Uśmiech Harrego uległ zniszczeniu. Spiął się i wyprostował. Zacisnął pięści. 

-Byłem dobrym... 

-Tak? A to, że ją zgwałciłeś też jest dobre?!- warknąłem czując wzrastającą wokół nas esencję walki.

-Nie masz pojęcia co się wtedy stało...!

-Och, proszę cię! Może powiedz mi, że sama władowała ci się do łóżka?!- krzyknąłem.- No powiedz co czujesz?!- chwila ciszy, kilka urwanych oddechów.- No powiedz to zanim cię, cholera zabiję!

-Żałuję...- szepnął.- Że pozwoliłem ci przeżyć.

                        W przypływie adrenaliny podskoczyłem do niego i uderzyłem prosto w wątrobę. Harry schylił się, ale obronił przed kolejnym atakiem w twarz. Zamachnął się, trafił w mój mostek. Potem w żebro. Zrobiłem marny unik przed atakiem w nerkę i osunąłem na balustradę. Odsunąłem się w ostatniej chwili, przez co Styles kopnął w drewno. Syknął z bólu. Chwyciłem go za koszulę i rzuciłem na podłogę. Zacząłem kopać z całych sił.

-Zayn znalazłem ją!- w progu pojawił się Louis.- Jest w najwyżej położonym pokoju. Zakluczona. Uwolnij ją, ja zajmę się Harrym.

                        Z wielkim trudem oddałem robotę Lou. Z dołu dochodził smród palących się mebli. Powoli wchodził również gęsty dym. Mieliśmy coraz mniej czasu. Dotarłem we wskazane miejsce. Zapukałem.

                        Cisza.

                        Zrobiłem kilka kroków wstecz i z rozpędu wyważyłem drzwi. Drobna postać podskoczyła przerażona stojąc w rogu pokoju. Zamarłem. Jej twarz była bledsza niż zwykle. Ale oczy w jednym momencie odzyskały swój urok. Nie kryła zdziwienia. Najpierw powoli kroczyła ku mnie, aby w końcu dobiec i rzucić się w ramiona.

                        Zaczęła płakać i ściskać tak mocno, jakby bała się, że to sen. Nie mogłem uwierzyć. Była tu. W moich ramionach. Tak blisko. Nareszcie bezpieczna. 

-Bałam się...

-Czego?- odsunąłem się spoglądając na jej twarz.

-Że już nigdy cię nie zobaczę. Że Harry nie dotrzyma swojej umowy i...

-Nie kończ- przerwałem jej łagodnie, odstawiając na ziemię.- Widzę cię. Jesteś tutaj... To wszystko czego chcę.

           
~Violet~

                      Zayn zaprowadził mnie na dół. Wszystko tonęło w płomieniach i dymie. Zaczęłam kaszleć. Zobaczyliśmy Louisa, który biegł do nas ze zmartwionym wyrazem twarzy. Z jego dłoni ciekła krew.

-Szybko, tędy- wskazał drogę.

-Co się stało?- zapytałam kiedy już kierowaliśmy się do wyjścia. 

-Harry gdzieś uciekł. Zaatakował mnie nożem, a potem po prostu uciekł- odparł pokazując przelotnie dłoń.

-Szlak- fuknął Zayn.

                       Wybiegliśmy przed budynek. Wszystko płonęło. Tonęło w ogniu. Huk skwierczących iskier i walących się ścian odbijał się echem w pobliskim lesie. Zakryłam usta dłonią dostrzegając coś niewiarygodnego. Na tle ognia stała postać. Wysoka, czarna... Zupełnie jak z mojego snu. Rozejrzałam się. Zayn stał obok mnie i wyciągał broń. Już miał wymierzyć, kiedy go zatrzymałam.

-Zayn! Czekaj!- chwyciłam go za ramię.

-To Harry, Violet. Skrzywdził cię...

-Wiem, ale... Nie chcę być taka jak on. I chcę żebyś ty również z tym skończył- ujęłam jego twarz w swoje dłonie.- Nie zabijaj go, Zayn... Nie jesteś potworem.

                        Chłopak przez kilka chwil wahał się. Przez chwilę sądziłam, że naprawdę to zrobi. Ale w końcu odpuścił. Nie był zadowolony. Odsunął się o kilka kroków. A ja stałam tam dalej. Wpatrywałam się w czarną sylwetkę Harrego. Nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy, ale wiedziałam, że się uśmiecha.

                        Poczułam jak telefon drży w mojej kieszeni. Wyjęłam go ostrożnie. Przyszedł sms. Zerknęłam na Stylesa. A potem ją odczytałam.

Jeśli kiedyś znów się spotkamy,
przypomnij mi, że 
chyba cię kocham.

Żegnaj Violet.
~Harry

                        Uniosłam wzrok. Ale jego już nie było. Ani śladu. Tylko ogień głośno śpiewał, o tym, co się tutaj działo. O bólu, grzechu, pieniądzach... Same czarne pieśni. Westchnęłam i obróciłam się. Zayn również wpatrywał się w jego płonący, zły dom. 

                         Podeszłam do Louisa. Objęłam go mocno i ucałowałam policzki.

-Dziękuję ci Louis... Bardzo.

-Cały ten czas chciałem... Tak bardzo chciałem, żebyś do mnie wróciła- zacisnął wargi w wąską linię.

-Louis- westchnęłam.- Kocham cię... Nigdy nie przestałam. Pamiętaj o tym. Jesteśmy przyjaciółmi. Nic tego nie zmieni.

                        Widziałam, że starał się powstrzymać łzy. Uśmiechnął się i skinął głową. Obróciłam się i stanęłam na równi z Zaynem. Czułam na sobie jego tęskny wzrok.

-I co teraz, Violet?- zapytał drżącym głosem.

-Jak to co- wzruszyłam ramionami.- Będziemy żyć dalej...

-Chodzi mi o nas- podszedł bliżej.

-Jak to co- spojrzałam na niego.- Spróbujemy od nowa.

                         Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował. Jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Zapomniałam jak przyjemne to jest. Jak piękna jest ta część miłości. Lekka, niesforna...

-Kocham cię- szepnął.- Ale czasem to boli.

                         Pogłaskałam jego splamiony krwią policzek.

-Więc odkochaj się... Nie chcę cię krzywdzić.

-Nie potrafię.

-Dlaczego?

-Bo dałaś mi wszystko.

                   Uśmiechnęłam się i zatopiłam łzy w jego szyi.

                  A potem czułam się tak szczęśliwa... Jakbym wybudziła się ze snu.


A więc to już koniec.
Dziękuję wam wszystkim. 
I mam prośbę. 
Chciałabym, żeby KAŻDY kto czytał to 
opowiadanie lub dopiero zacznie czytać...
Skomentował ten post.
Ten ostatni rozdział.
Albo podzielił się na tt swoimi emocjami, odczuciami
tagując  #BirdenParadise
Żegnajcie,
widzimy się w kolejnym rozdziale
oraz 
na nowym opowiadaniu, 
nad którym praca już trwa.

Kocham was !