sobota, 28 września 2013

~3~ I don't wanna wake up

                                                             Daughter- Smother
       


                  Promienie majowego słońca przedarły się do mojego pokoju szczypiąc powieki. Jęknęłam i głębiej wcisnęłam się w poduszkę oczekując czegoś niezwykłego. Może w końcu zniknę? Może nareszcie nie będę musiała żyć z tym ciężarem? Wszystkim byłoby lżej...
                 Mama nie musiałaby się wstydzić, siostra martwić, a ja płakać. Ojciec uciekł. Nim się obróciłam każdy odłamek rodziny ulegał skruszeniu. Czasem miałam uczucie, że moi rodzice umarli. A może to ja byłam dla nich martwa?
-Violet jakiś list do ciebie- mruknęła mama stojąc w drzwiach.
                 Za każdym razem w jej oczach widziałam złość. Żałowała, że istnieję. Jej chłód był głębszy  niż najsilniejsza zima. Ani razu nie widziałam jej szczęśliwej, a przynajmniej tego nie pamiętam. Kilka lat temu moim największym marzeniem, było zobaczyć jej szczęście i zadowolenie. Żeby była dumna ze mnie.
                 Panele zaskrzypiały głośno, gdy powstałam z łóżka. Mama tylko westchnęła i nie patrząc na mnie wyciągnęła dłoń z kopertą. Zapiekły mnie oczy. Przypadkiem musnęłam dłoń rodzicielki odbierając biały papier. Kobieta szybko cofnęła się i trzasnęła drzwiami, pozostawiając mnie samą ze swoimi problemami.

-Nikt cię nie pokocha- szepnęłam podświadomie i po chwili sama sobie wymierzyłam płaską dłonią w policzek. 
                 Zagryzłam wargę i ostrożnie zabrałam się za otwieranie koperty. Szło to dość wolno z uwagi na moje sztywne, grube palce. Nim się zorientowałam po kopercie zostają tylko strzępki papieru. Rozkładam kartkę i dostrzegam czerwony, wyraźny napis " Nikt cię nie kocha"


                   Gorączkowo szukałam mojego życia. Tego małego skrawka papieru, który tak wiele dla mnie znaczył. Posunęłabym się nawet do przekopania wnętrzności łóżka.  Osunęłam się na podłogę zmęczona. To chyba koniec. Moją uwagę przykuł czerwony napis na... Na kartce. Wzięłam ją do siebie i przeczytałam tak dobrze znane słowa "Nikt cię nie kocha".
                    Zgniotłam starą kartkę wypuszczając na powierzchnię rydwany słonych łez. Nie może tak być. Zmieniłam się. On mnie pokocha. Sprawię, że będzie mnie kochał. Kolejne łzy wypływają z moich oczu, gdy mych uszu dobiega ryk komórki. Wciągam się na łóżko i strącam stos papierów po czym nie spoglądając na wyświetlacz, odbieram.
-Tak?- przecieram oczy, które pieką jeszcze mocniej.
-Witaj, Violet.
                    Krew zastyga w moich żyłach, po chwili serce przyśpiesza, mroczki wpełzają na moje oczy. Moja dłoń sama wędruje na szyję, aby upewnić się, że nadal posiadam puls. Niby jest. Słaby. Ale jest.
-Zayn- wydusiłam półszeptem.- Cześć.
-Coś się stało? Przeszkadzam?
                     Wstaję i niemalże natychmiast przytrzymuję się ściany. Jego głos jest obezwładniający, pociągający... Na jeden jego mruk powstałabym z martwych.
-Oczywiście, że nie!
                      Ty nigdy nie będziesz mi przeszkadzał.
-To dobrze- chyba się uśmiecha.- Mam nadzieję, że wczorajsza oferta nadal zobowiązuje?
                       Jaka do cholery...
-Oczywiście!- wydaję pisk.
-Mam ochotę pokazać ci dzisiaj jak naprawdę się bawić- mruczy kokieteryjnie, a mnie miękną kolana.
-Och...
-Wpadnę po ciebie o dziewiątej... Nie masz chyba żadnych planów?
-Oczywiście, że nie!- zaprzeczam jak najszybciej.
-Cieszę się Violet- słyszę jego cichy śmiech.- Ach, no i zapomniałbym... "oczywiście" brzmi w twoich słowach nad wymiar słodko. Do zobaczenia mała.
                        Koniec.
                        Moje.
                        Serce.
                        Umarło.
                            I...


                        Pamiętam jak mocno płakałam, gdy wyjeżdżała. Pamiętam jak moje serce kruszyło się. Z każdym uderzeniem wytryskujące złoto brudziło moją duszę. To potwornie bolało. Wiedziałam, że zaczynam tonąć. Bez siostry długo nie pociągnę.
-Ja umieram, Cheryl- zawyłam ściskając jej szczupłe ramiona jak ostatni oddech.
-Violet, nie mów tak- westchnęła roniąc setki srebrnych łez.
                       Tylko księżyc i słońce pamiętają co czułyśmy. Był świt i nikt nie mógł wiedzieć co przeżywałam. Wszyscy spali. Dla nas byli martwi. Nasze włosy łączyły się po raz ostatni. Zapachy skór mieszały się w tęczowym połysku porannej mgły. Było idealnie. Idealnie dla życia. A ja nie chciałam żyć. Nie bez niej. 
-Nie odchodź... Zostań- błagałam po raz ostatni.
-Violet, kocham Patricka. Chcę zacząć życie z nim- musnęła dłonią mój czerwony, pulchny policzek.- Musisz być silna. Bądź silna. Dla mnie. 
-Ale ja nie potrafię- załamałam się.- Nie jestem tobą! Nie wyglądam tak jak ty!
-Cicho- przygarnęła mnie mocno.- To jak wyglądasz nie ma znaczenia- gładziła moje włosy.
-W tym dziurawym świecie ma- załkałam.
-Nie wyjeżdżam na zawsze... Wrócę tu, Violet. Nie umieram- spojrzała mi głęboko w oczy.
-Obiecujesz?
-Obiecuję- ucałowała moje policzki pozostawiając na nich ślady swojej nieskalanej dobroci.
-Kocham cię, Cheryl- szepnęłam, gdy była już o krok ode mnie.
-Ja ciebie też- spojrzała na mnie ze smutkiem.- Pamiętaj o naszej tajemnicy- położyła palec wskazujący na ustach.- Nikomu ani słowa.
                        Powtórzyłam jej gest.
-Nikomu ani słowa.
                        Machałam jeszcze długo. Żółta taksówka zniknęła już dawno. Krople deszczu przedzierały się przez cukrową mgłę. Z okien wysypywały się czerwone pelargonie. Stare kamienice były jak wyjęte z bajki. Wąskie uliczki oświetlone ciepłym płomieniem latarni... Wszystko wyglądało cudownie. 
                       Cały widok psułam ja.
                       Tłusta.
                       Obrzydliwa.
                       I chyba martwa.


                       Noc była ciepła, a bezchmurne niebo wywiesiło miliony gwiazd na ten sobotni wieczór. Czekałam grzecznie pod swoim domem. Kopałam krawężnik zabrudzonym czubkiem czarnego trampka. Wdychałam gęste powietrze, w oddali widząc światła nadjeżdżającego pojazdu. Ten dźwięk.
                       Rozbudzający wszystkie skrawki piekła.
                       Taki głęboki i wciągający w otchłań.
                       Kawowych oczu Zayn'a.
-Wskakuj- mrugnął do mnie zatrzymując swoją bestię tuż przed mymi nogami.
                       Nie trzeba było mnie namawiać dwa razy. Rozdarło moją pierś, gdy otuliłam chłód jego skórzanej kurtki i mogłam smakować ten zapach przez całą długość jazdy. Chyba mogłabym tak zasnąć. Na zawsze. Otulona w jego zapach.
-Jesteśmy na miejscu.
                       Moje kończyny niczym śliskie macki opuściły ze smutkiem jego ciało. Lekko odrętwiała wstałam z pojazdu. Silnie czerwony neon odbijał się blaskiem w moich oczach "Hades". Bardzo oryginalna nazwa jak na Holly Bridge.
                       Po chwili widok zasłoniła sylwetka Zayn'a. Uśmiechał się czarująco wpatrując w moje oczy. Zagryzłam wargę zupełnie rozkojarzona jego zapachem czekolady i morzem aksamitnych, czarnych włosów przeżywających sztorm oraz targanie.
                       Pochylił się, a moje serce spłonęło żywcem. Jego oddech odbijał się na mojej szyi, niczym w lustrze. Mój stał się bardziej płytki, gdy czekolada chłopaka dusiła mnie na każdym kroku. Nie mogłam się ruszyć. Byłam w pułapce. I nie chciałam uciekać.
-Jesteś gotowa na mój świat?
                       Słowa uwięzły mi w gardle. Dopiero po chwili wyszeptałam z trudem:
-Nawet nie wiesz jak długo czekałam.
                       Odpowiedź zalśniła na jego wargach. Szeroki uśmiech pojawił się jak kolejne muśnięcie pędzlem wielkiego malarza. Dotyk dłoni. Dużej dłoni spod znaku tatuaży. Jakby uderzył we mnie piorun- ten dotyk Jakby to wszystko mogło być snem- ten dotyk. Jakbym była uwięziona w mgle własnych marzeń- ten dotyk.
                        Jeśli to prawda.
                        Nie chcę się budzić.
                        Nie chcę wracać.
                        Koniec.
                        Moje.
                        Serce.
                        Umarło.
                            I...
                        Żyje w klatce własnych snów o smaku czekolady.

____________________________________________
                       Już 3 rozdział za nami!
                       Po pierwsze:
                       Jest coraz więcej Zayn'a co i mnie baaardzo cieszy. W 4 pojawi się także Lou, ale początkowo uważam, że będzie go tylko trochę w końcówce. Co sądzicie o poście? Może macie jakieś uwagi? Albo pytania?
                       Po drugie:
                       Jestem ogromnie wdzięczna osobom, które to czytają, które komentują. Każdemu z osobna pragnę podziękować, bo ta historia jest dla mnie ważna i moim marzeniem, jest aby wam się podobała. Wzruszają mnie komentarze- jest to tak miłe, że... Och. Po prostu... kurcze... kocham was i to dzięki wam mam ochotę pisać dalej! Jesteście moim silnikiem napędowym :)
                       Chciałabym polecić kilka blogów- może chociaż trochę się odwdzięczę, może akurat ktoś poprzez tego bloga zajrzy na kilka cudownych historii,
do których linki są tutaj -
 http://when-i-was-your-man.blogspot.com/  ~ Charlie
http://dear-zayn.blogspot.com/ ~ Charlie
 http://storiesaboutlove.blog.onet.pl/ ~ Lauren Storiesaboutlove
 http://bad-girl-in-the-body-of-an-angel.blogspot.com/ ~ Lauren Storiesaboutlove
 http://my-story-with-one-direction2.blogspot.com/ ~ Soniusia S
http://whypeoplethinkthatimhappy.blogspot.com/ ~ Soniusia S

PS. Przesyłam wszystkim czytelnikom wielkiego internetowego przytulaska *w*
                     
                

niedziela, 15 września 2013

~2~ I want


                                        Rihanna- love without tragedy (instrumental)


                    Ujął moją dłoń i prowadził pomiędzy ciemnymi zasłonami drzew. Muzyka wydawała się coraz głośniejsza, a moje serce coraz cichsze. Zagryzłam wargę. Okropnie się stresowałam. Właśnie miałam ich poznać. Osoby, które niedawno mnie nienawidziły. Ciekawe czy mnie pamiętają?
                       Spojrzałam na Louisa. Był tak podekscytowany i radosny, że było mi go szkoda. Muszę wziąć się w garść. Dla niego. Ale... Katniss... ona tam będzie. A co jeśli mnie rozpozna? Na pewno rozpozna...
-Louis- zatrzymałam się.
                       Już tylko kilka kroków dzieliło nas od rozszalałych osób na podwórku małego domku. Czułam, że się duszę. Miałam wrażenie, że znów jestem gruba. Że wszyscy się ze mnie śmieją. To takie okropne.
-Tak?- spojrzał na mnie tymi swoimi słodkimi oczyma.
                       Chciałam się wycofać. Zacisnęłam pięści. Spojrzałam na niego i po prostu się rozpłynęłam. On naprawdę chciał, żebym tam poszła. Nie mogłam mu tego zrobić.
-Chodźmy już- uśmiechnęłam się słabo, ale w środku byłam rozdarta.
                        Wzięłam głęboki oddech. Moje zmysły wyostrzyły się. Czułam alkohol, czułam dym papierosowy, czułam głośne uderzenia muzyki. Byłam spięta. Z każdym krokiem coraz bardziej. Tam był Zayn. Nie mogę wypaść źle. Nie mogę. Teraz albo nigdy.
-Hej, chciałbym wam kogoś przedstawić- odezwał się Louis i objął mnie ramieniem.- To jest Violet.
                          Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się najlepiej jak potrafiłam.

                           Okrążyłam wzrokiem grupkę ludzi. Nie było tam Zayn'a, ani Katniss. Więc nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Pierwsza doskoczyła do mnie rudowłosa dziewczyna o wielkich słodkich, niebieskich oczach.
-Cześć! Bardzo miło mi cię poznać,nazywam się Melanie- posłała mi uśmiech.- Jestem pewna, że się zaprzyjaźnimy!
-Melanie, bo ją przestraszysz- zaśmiał się wysoki chłopak o głębokich zielonych oczach i bujnej czuprynie brązowych loków.
-Zamknij się Styles- zmrużyła oczy.- A więc tak- zaczęła śmigać palcem wskazując pojedyncze osoby.- To jest Harry, a to Rebecca...
                           Dziewczyna miała czarne włosy i dość groźne spojrzenie. Mierzyła mnie zabójczym wzrokiem przez dłuższy czas, zupełnie jakby odczytywała moje myśli i moją przeszłość.
-Nie przejmuj się, zawsze taka jest- szepnęła mi do ucha Melanie.- Lou znasz, a Katniss...
                            Moje serce
-Gdzieś.
                            Właśnie.
-Tu jest.
                            Zamarło.
                            Przełknęłam ślinę. Zrobiło mi się duszno. Musiałam się czegoś napić. Lub... Uciec. Tak. Chciałam uciec. Rozejrzałam się. Gdzieś w oddali dostrzegłam blond włosy, ale modliłam się, żeby to nie była ona. Błagam...
-Zayn też gdzieś tu powinien być- stanęła na palcach i rozejrzała się.- No trudno. Zawsze ich nie ma gdy coś chcę- zmarszczyła nos.- Z pewnością jeszcze ich poznasz. To tylko kwestia czasu.
                            Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ich znam.


                         
                           Wyszłam  jako ostatnia. Nie chciałam nikomu rzucać się w oczy. Choć i tak widział mnie każdy. Ironia losu. Grubymi palcami zapięłam płaszcz trochę się przy tym męcząc. Mój wysiłek nie umknął uwadze grupki uczniów. Dwaj bliźniacy zastali mi drogę. 
-Co jest kulka? Nie możesz się zapiąć?- jeden z nich skrzyżował ręce na piersi.
-Może mamy ci pomóc?- szepnął drugi.
-Jasne. Wolisz się ubrać, czy rozebrać?- pierwszy poruszył brwiami, a po chwili wybuchł śmiechem.
-O stary, nie chciałbyś tego widzieć!
-To jak oglądać morświna!
-Nie! Gorzej.
                           Nie zważałam kto mówił. Ważne co. Oddychałam głośno. Zagryzłam wargę. Drżały mi dłonie gdy oplotłam je wokół brzucha. Było mi niedobrze. Miało nadejść coś obrzydliwego. Po raz kolejny. Zaczęłam płakać. A oni tylko głośniej rechotali.
-Poczekaj, zaczniemy zbierać ten darmowy olej- prychnął jeden.
-Gdzieś tu powinien...
                           Momentalnie urwali spoglądając gdzieś ponad moje ramię. Przełknęli ślinę. A ja poczułam dobrze mi znany zapach.
-Coś mówiłeś?- rozległ się głęboki lekko zachrypnięty głos.
-Ja? Nie...- zaśmiał się nerwowo.
-Tak? A może ona płacze bez powodu?- obok mnie stanął Zayn. 
                           Nigdy, przenigdy nie sądziłabym, że posunąłby się do czegoś takiego. Przecież byłam straszydłem, obrzydliwą dziewczyną, która mierzyła poza linią normalny uczniów. Czy on to robił uczciwie? Czy może też zaraz miał mnie wyśmiać?
-Wiesz, to Gruba. Ona cała jest jakaś dziwna- wzruszył ramionami jeden z bliźniaków.
                           Zayn doskoczył obu do gardeł i ścisnął za koszulki.
-Jeszcze raz cokolwiek jej powiecie, a traficie na odstrzał... Jasne?
                           Gdyby ich słowa nie wywiercały dziur w moim sercu, pewnie zaczęłabym się śmiać. Jednak nie potrafiłam zrobić nic innego. Po prostu trafili za głęboko. Zayn po raz ostatni nimi potrząsnął i pchnął przed siebie.
-W porządku?- zapytał unosząc mój podbródek.- Nie martw się nimi. Są nic nie warci.
                            Po czym posłał mi lekki uśmiech i wyminął wracając do szkoły. Przez moment czułam ciepło. On naprawdę tu był. Naprawdę mnie dotknął. Zayn. A jego słowa? "Są nic nie warci".
                            Czy to znaczy, że ja coś jestem?



                             Czułam jak alkohol uderza w mój rozum. Jak powolutku tracę kontakt. To wszystko wina Harrego. Jest niezłym kompanem do imprezowania. Zabawny i czarujący. Nie tylko ja to dostrzegłam. Kilka dziewczyn kręciło się koło niego. Każda chciała zamienić z chłopakiem chodź by słówko.
                              Westchnęłam  i zsunęłam się z krzesła. Nogi mnie bolały, czułam zmęczenie. Wtem moich uszu dobiegł śmiech. Dziewczęcy, toksycznie słodki. Katniss. Rozejrzałam się. I zauważyłam ją. Stała niedaleko garażu paląc papierosa wraz z Rebeccą i jeszcze dwoma innymi dziewczynami. Nie może mnie znaleźć. Po prostu nie może. Zaczęłam wsiąkać w tłum trzecioklasistów. Niektórzy patrzyli na mnie z wyższością, inni przyjaźnie. Zupełnie inne światy. A ten sam wiek. Usiadłam na schodach przed domem, obok jakiegoś palacza.
                               Nim się zorientowałam jego spojrzenie wypalało dziury w moich oczach. Zupełnie jakby czas się zatrzymał. Doskonale znałam tę głębię. Kawowe, czekoladowe... nazywajcie sobie jak tam chcecie, a ja i tak powiem, że one są po prostu magiczne. Czarne aksamitne włosy w nieładzie, opalona skóra, wachlarze rzęs wbijających się w moje serce niczym sztylety. Nie mogłabym ominąć malinowych, pełnych warg. Skórzana kurtka walała się na jego nogach, podczas gdy on siedział w białej koszulce, odsłaniającej kilka tatuaży na umięśnionych rękach. To był po prostu Zayn.

-Cześć Violet- zaciągnął się.
-Skąd znasz moje imię?
                             Idiotka. Kompletna. Właśnie Zayn Malik raczył się do ciebie odezwać, a ty się pytasz skąd zna twoje imię?! Tak samo głupia jak stara Violet.
-A niech to pozostanie moją tajemnicą- uśmiechnął się i skinął na papierosa.- Chcesz?
-Jasne.
                            Chodź nigdy nie paliłam. To było złe posunięcie. Ale nie mogłam mu odmówić. Wyszłabym na gówniarę. Włożyłam papierosa do ust, a on zręcznym ruchem go podpalił. Z początku trochę drapało mnie w gardle. Ale za cholerę nie kaszlnęłabym. Za nic.

-Podoba ci się?- skinął głową na tańczących ludzi.
-Może być- wzruszyłam ramionami.
-Jak dla mnie... jest słabo. Nudno... żadnej adrenaliny- rzucił niedopałek na ziemię i przygniótł butem.
-A poza tym, jest zimno- czym prędzej zrobiłam to co Zayn i udając, że ogarnął mnie chłód, zaczęłam kaszleć.
-Poczekaj- wziął swoją kurtkę i nałożył ja na moje ramiona.
-Dzięki- uśmiechnęłam się rozkoszując głębokim zapachem odzieży chłopaka.
-Wiesz co, Violet... W szkole wydawałaś mi się zawsze taka... inna. Wzięłaś się znikąd.

                              Czyli nie pamięta. Nie wie kim jestem. Może to i dobrze. Sama czasem chciałabym zapomnieć. Zapomnieć o tym kim byłam. Zapomnieć, że w ogóle byłam.

-To jest ciekawe- spojrzał na mnie.- Jeśli chcesz mógłbym zabrać cię na jakąś lepszą imprezę. Tutaj przyszedłem tylko ze względu na Louisa- przewrócił oczyma.- Potrafi być bardzo przekonujący.
-Tak. Mnie też namówił- szepnęłam wstając.- No nic. Muszę już iść.
-Czekaj- zatrzymał mnie przed oddaniem kurtki.- Odwiozę cię.
                               Noc była pełna i głęboka jak barwa jego oczu. Zupełnie oderwana od rzeczywistości. Serce podskoczyło mi do gardła gdy swoimi rękoma obejmowałam jego pas. Był taki prawdziwy. Myślałam, że będzie źle. Że każdy mnie rozpozna. Że zderzę się z Katniss. Ale nic takiego.

-Do zobaczenia w szkole, Violet- stał tak blisko i trzymał mnie za dłoń.
                               Włożył do niej kartkę i przetrzymał przez moment wpatrując się w moje oczy. Potem posłał mi uśmiech i wsiadł na harleya. Mrugnął do mnie i tyle go widziałam. Noc go pochłonęła. Tak jak mnie rozpierało podniecenie. Zayn dał mi swój numer. Mówił że jestem ciekawa. Że wzięłam się znikąd...
                               Cholera.
                                Leżąc w łóżku cały czas trzymałam kartkę ściskając ją jak własne życie. Pachniała tak jak on. Była słodka, tak jak on. Nie mogłam zasnąć. To mnie za bardzo rozrywało. Radość. I świadomość, że przez większość nocy czułam... Jakby leżał obok mnie.
                                I pamiętał dokładnie kim jestem.

____________________________________________
                               Jestem baardzo ciekawa co o tym sądzicie c: Jest więcej Zayn'a (tak jak obiecałam) i mam nadzieję, że wam się podoba, co? Może chociaż odrobinkę ? c:  Jest to dla mnie ważne, żebyście pisali co sądzicie. Tak więc buziaki dla wszystkich i do zobaczenia ! :***

piątek, 6 września 2013

~1~ I can't forget


                                                      Massive Attack- Angel

                   Czekał tam. Widziałam z oddali. Ręce miał w kieszeniach, a przed nim stała dobrze mi znana z wyglądu jego koleżanka z klasy. Wysoka, bardzo szczupła dziewczyna z dużym biustem, o blond włosach i ślicznych, pełnych ustach.  Moje serce zamarło. Nie mogłam się poruszyć. Zrobiłam krok w tył. Potem kolejny. I nim się zorientowałam już zawracałam do domu. Nie mogłam znieść jej widoku. Nie po tym... Moja pamięć po prostu nie pozwala. Nie pozwala mi wspomnieć jak wiele kiedyś krzywd wyrządziła mi Katniss.

                   Zagryzałam wargę tak mocno, czując mrowienie i odrętwienie mojego ciała. Uciekałam pomiędzy latarniami, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie złapał. Nawet to cholerne, ciepłe światło z żarówek. Zostawcie mnie w spokoju. Przeceniłam się. Myślałam, że dam radę tam pójść. Najwyraźniej źle myślałam.


                   
                   Mącąc szkolną sałatkę czułam jak potwór wewnątrz mnie protestuje. Chcę więcej, potrzebuję więcej. Musisz mnie napełnić, albo cię zniszczę. Zacznę cię pożerać od środka. 
-Zostaw mnie- szepnęłam gwałtownie wstając.
                   Wywołałam ogłuszający huk, gdy krzesło upadło na ziemię. Wszystkie oczy spojrzały na mnie. Czułam się jak w klatce. Jakby wszyscy oglądali potwora za szklaną ścianą. Dziwisz się? Przecież jesteś potworem... Jesteś mną. 
                   Zacisnęłam opuchnięte pięści i oplotłam się ramionami. Przynajmniej próbowałam. Na sali panowało milczenie przerwane prychnięciami i parskaniem śmiechu. Przez chwilę się rozejrzałam i zauważyłam Zayn'a. Spoglądał na mnie z politowaniem. Tak jak jego koledzy. Louis nawet wydawał się mi współczuć. Oni nic nie wiedzieli. Nie chcieli mnie widzieć. Nie chcieli widzieć, że mam problem.
                   Że jestem problemem.


                  
                   Siedziałam na ławeczce z pięknym widokiem na Holly Bridge. Światła w oddali dawały znać, że żyją. W przeciwieństwie do mnie. Byłam blada, płakałam. Byłam blada, umierałam. A przynajmniej tego kiedyś chciałam. Udało mi się to zwalczyć. A przynajmniej schować. Na jakiś czas. Wiedziałam, że to powróci. Chęć skończenia z tym wszystkim.
-Violet?- ktoś położył dłonie na moich ramionach.
                   Drgnęłam i spojrzałam na kogoś stojącego za mną. 
-Co tu robisz? Przecież miałaś być na imprezie... Wszędzie cię szukałem- chłopak okrążył ławkę i usiadł obok mnie.
                    Louis. 
                    Gdy na niego spojrzałam, czułam ulgę. Nie wiem dlaczego. Przecież był najlepszym przyjacielem Zayn'a. Znał Katniss. To był jeden z NICH. A jednak czułam, że... mogę mu ufać. 
-Co się stało?- zapytał cicho obracając się w moją stronę.
                    Milczałam. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Zupełnie jak kiedyś. Świat mnie onieśmielał. 
-Hej, Vio!- ujął mój podbródek i przekręcił głową w swoją stronę.- O co...
-Mogę ci zaufać?- przerwałam mu ściskając jego dłoń.
                    Przez moment patrzył na nasze ręce, a potem głośno przełknął ślinę.
-Oczywiście- pokiwał głową.
                    Westchnęłam, nie wiedząc jak zacząć.
-Może wyda ci się dziecinne, albo śmieszne, ale...- jąkałam się.- Nie przepadam za Katniss. Prawdę powiedziawszy nienawidzę jej- mruknęłam.
                     Na dźwięk jej imienia przeszedł mnie dreszcz. Światła latarni złączyły się w jedną wielką plamę i nim zdążyłam się zorientować, już płakałam. Byłam słaba... Krucha.



                     Biegłam do toalety... A raczej się do niej potoczyłam. Obejmowałam się mocno, jakbym mogła w ten sposób wycisnąć tłuszcz. Jakbym mogła w ten sposób naprawić siebie. Drzwi z hukiem trzasnęły za mną. Było cicho, chyba bezpiecznie.
                     Ukradkiem zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Oddychałam głośno. Byłam taka zniszczona.

                          Zaczęłam krzyczeć i zacisnęłam mocno swoje włosy. Uderzyłam pięścią w lustro. Kawałki rozcięły moją skórę, kilka drasnęło twarz. Co ja do cholery zrobiłam?! Niszczę siebie! Momentalnie zebrało mi się na wymioty. Najprędzej jak mogłam dotarłam do kabiny. Miałam wrażenie, że z mojego ciała nie wydobywa się nic innego jak tłuszcz. Jakbym zwróciła siebie. 
-Violet, mogłam się spodziewać- dobiegł mnie zachrypnięty, dziewczęcy głos.- Cała droga śmierdziała przypalonymi tłuszczem z frytek
                          Spojrzałam w górę.
                          Katniss.
                          Jestem w piekle.

                          Przerażona upadłam na podłogę i zaczęłam cofać się w stronę okna. Blondynka zaśmiała się tylko i chwyciła w dłoń kawałek odpryśniętego lustra. Przyjrzała mu się.
-Jesteś taka biedna, nie dziwię się, dlaczego  cały czas uczniowie o tobie trajkoczą- zmrużyła jedno oko i uczyniła odłamkiem taki gest, jakby ścinała mi głowę.- Ale to zaczyna wkurzać.
-Ale ja o nic nikogo nie prosiłam. Najlepiej, żebyście mnie wszyscy zostawili w spokoju!- zawyłam ociężale się podnosząc.
-Och, uwierz, nie zasługujesz na więcej- skrzywiła twarz spoglądając na mnie.- To ja jestem w centrum uwagi- zrobiła krok w moją stronę i skinęła głową.
                          Ktoś ścisnął moje ręce i trzymał cholernie mocno.
-A teraz pozwól, że dam ci zapamiętać- zbliżyła się do mnie i szarpnęła za włosy.- Kto jest blaskiem tej szkoły...
                          Mocno pchnęła mnie na podłogę, prosto w kawałki lustra. Zaszlochałam czując jak wbiły się w moje ciało. Podniosłam na nią wzrok. W dłoni trzymała pęk moich włosów. Wyrzuciła je z obrzydzeniem do kosza. 
-Następnym razem wszystkie twoje włosy tam trafią- uśmiechnęła się złośliwie.- Ale nie myśl sobie, że to będzie przyjemne fryzjerskie strzyżenie- zerknęła na lustra.- Tylko coś bardziej... efektownego.
                          Skinęła głową, a po chwili postać przeszła bardzo blisko mnie i dołączyła do Katniss. Nie mogłam dostrzec twarzy. Widziałam tylko ciemne włosy i kurtkę. 
                           Nie minęła chwila, a wszystko zalały moje łzy.



                           Milczał. Tak po prostu. Po przyjacielsku. Nie pozwolił mi się rozpaść, chociaż bardzo bym tego chciała. Trzymał mnie w ramionach po prostu tuląc do swojej błękitnej bluzy, która w tym momencie była najwygodniejszą rzeczą na świecie. Spojrzałam nad jego barkiem na swoje przedramię. 
                           Niby krótka, niby blada, niby nie bolała. A jednak. Ta cholerna blizna nadal tam była. Pamiątka po jednym z kawałków szkła. To było tylko przedramię. A może "aż" przedramię. Miałam poczucie jakby ten odłamek szkła sięgnął prosto do mojego serca.
-Nie powiesz nikomu?- odsunęłam się lekko.- Błagam tylko nie mów nikomu- zacisnęłam wargi pod kolejną falą głębokiego strachu.- Nie masz pojęcia co ona może mi zrobić, gdy...
-Violet- zatkał mi dłonią usta i zbliżył się.
                           Nasze nosy niemalże się stykały. Głębia jego jasnoniebieskich oczu otulała mnie jak aksamitny koc spokoju. Nie wiem jak mogłam ich wcześniej nie zauważyć. To był jego znak. Jego skarb.
-Nie chcę cię skrzywdzić- szepnął odsuwając dłoń.- I nie chcę, żebyś mi uciekła.


_________________________________________

                    Witam was w pierwszym rozdziale!
                     Jestem cholernie ciekawa co sądzicie na temat tego posta, gdyż jego forma kilka razy ulegała zmianie. Cóż... dosyć wyraźnie są zaznaczone relacje między Violet, a Louis'em, ale nie martwcie się, od następnego rozdziału przewiduję już coraz więcej naszego bad- boy'a Zayn'a. 
                      Proszę każdego kto to czyta o wyrażenie swojej opinii, bo ma ona dla mnie ogromne znaczenie. Dziękuję osobom, komentującym poprzedni post (prolog) i mam nadzieję, że was nie zawiodłam <3