sobota, 30 listopada 2013

~12~You'll be mine


                                               Sky Ferreira- night time, my time

                -Nie byłbym tego do końca taki pewny.

                       Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. Myliłam się. Malik trafił w sedno. Sama chciałaś zdjąć jego maskę, teraz masz. Prawda. Nikt mnie nie zmuszał, nic mi nie kazało się w nim zakochać. 
-Co ty powiedziałeś?- zmarszczyłam brwi odsuwając się od niego.- Teraz? Teraz mi to mówisz?!
-Violet, to nie jest takie proste...- zbliżał się do mnie.
-No jasne! O wiele łatwiej jest wbić mi kołek w serce, niż go wyciągnąć- prychnęłam wymijając chłopaka.
-Proszę, Vio...- złapał mnie za ramię.
                      Sądziłam, że się rozpadnę, gdy na niego spojrzałam. Był taki smutny, sponiewierany, pusty... Przypominał mi kogoś... Mnie. 
-O co mnie prosisz?
-O czas... Daj mi czas.
-Ile?
-Muszę tylko zrozumieć, co się ze mną dzieje... Tylko tyle- wzruszył ramionami.
                      Zagryzłam wargę. Jak mam mu zaufać? Cholera... 
-Dobrze- pokiwałam głową.
-A więc jest okej?- zapytał unosząc brew.
-Tak. Jest okej.
                       Usłyszałam głośny trzask drzwi. Louis wyszedł i zapewne wszystko słyszał.
-Ale jeśli to spieprzysz- podeszłam bliżej.- Zabiję cię.
                        Malik uśmiechnął się szeroko. Przyciągnął mnie do siebie i szepnął:
-Chyba zaczynam cię lubić.

                         Zapukałam do drzwi mieszkania Cheryl. Gdy tylko się dowiedziała, że uciekłam z domu kazała mi zamieszkać z nią. "Kazała" to dobre określenie. Ledwo zdążyłam zacząć, a już usłyszałam "Mieszkasz ze mną". 
-Cześć- siostra otworzyła drzwi i wciągnęła mnie do środka.
-Hej, Cher- uśmiechnęłam się obejmując dziewczynę.- Jestem ci dozgonnie wdzięczna. Nawet nie wyobrażasz sobie...
-Oj, przestań- przerwała mi.- Jesteś moją młodszą siostrzyczką. Zawsze będę się tobą opiekować.
                          Zaprowadziła mnie do pokoju, który od teraz będzie "mój". Usiadłam na łóżku i zerknęłam przez okno. 
-Cher muszę ci coś opowiedzieć- westchnęłam.
                           Siostra zrozumiała, że to poważny temat więc szybko usiadła obok mnie i chwyciła za rękę. Musiałam jej opowiedzieć. O moich uczuciach. Chciałam usłyszeć od kogoś, że wszystko będzie dobrze. Że się ułoży. Potrzebowałam kogoś, kto tak pięknie mi skłamie. Bo nigdy nie jest "dobrze".
-Spokojnie, Vio. Mamy czas- powiedziała powoli.
-Niech to pozostanie między nami.
-To będzie nasza kolejna wspólna tajemnica- uśmiechnęła się.
                          Zupełnie  jakbym słyszała wiązanie nici pomiędzy nami.

                          Cheryl stała i wyglądała przez okno. W ciszy trawiła moją opowieść. Nie powiedziałam jej o Fear. Nie mogłam jej narazić.
-Violet, to jest jedna z najtrudniejszych części naszego życia- obróciła się.- Którą musisz podjąć sama. 
-A gdybyś ty była na moim miejscu? Co byś wybrała?
-Louis wydaje się być- uśmiechnęła się.- no wiesz... Takim słodziakiem. Nie dość, że opiekuńczy to jeszcze przystojny. Natomiast Zayn... z nim nigdy nie będzie ci nudno. Z pewnością jest pociągający i taki... niebezpieczny.
                         Oj nawet nie wiesz jak bardzo.
-Osobiście wybrałabym Louisa. Potrzebowałabym takiego troskliwego chłopaka... zwłaszcza po Patrick'u. 
                         Podeszłam do siostry, która chwilę później zaniosła się płaczem. Wiedziałam, że to był bardzo delikatny temat. Chorobliwa zazdrość tego frajera, oszpeciła moją siostrę, na całe życie.


                        Nie mam pojęcia, dlaczego tam jadę.  Co mnie podkusiło, żeby znów odwiedzić to przeklęte miejsce. Och, chyba już wiem. Ten dupek, Zayn. Fiolet neonu znów powitał moją twarz. Przed mosiężnymi wrotami dostrzegłam Louisa. Groził jakiemuś nieletniemu. Nie mogłam na to patrzeć. Nie chciałam tak postrzegać mojego przyjaciela.
-Witaj, Lynn- uśmiechnęłam się do potężnego ochroniarza, którego już dane było mi poznać.
                        Ten tylko uniósł lekko kąciki ust i skinął głową pozwalając mi wejść. Wyminęłam Louisa, który jednak dostrzegł mnie kątem oka. Od razu puścił ofiarę i obrócił się w moją stronę z szeroko otwartymi oczyma. Zdążyłam tylko usłyszeć:
-Vio...
                        I już mnie nie było.
                  Nic się nie zmieniło. Klub wciąż pozostawał taki sam. Pełno otumanionych ludzi, pośród których powinnam być też ja. Gdy wkroczyłam, od razu poczułam na swoim ciele palący wzrok. Wiedziałam do kogo należał. Harry.
                  Zanurkowałam w morze tańczących. Lampy odbijały się od tancerek z lekkością wijących się wokół srebrzystych rur. Zrobiło mi się niedobrze. Po ilu dawkach narkotyków były? Trzech, ośmiu, a może więcej?
                  Im bliżej Harrego byłam, tym bardziej czułam na sobie dziwne spojrzenia. Zdarzało się, że ktoś złapał mnie za dłoń, albo za skrawek sukienki. Czułam się jak pomiędzy mackami ośmiornicy. A już po chwili stałam prosto przed jej mózgiem.
                  Weszłam po schodach. Fotel był pusty. Dziewczyny w złotych strojach siedziały na około. Podeszłam do jednej i zapytałam:
-Gdzie jest Harry?
                  Jej brązowe oczy zerknęły na mnie nieprzytomnie. Zmarszczyła brwi doszukując się sensu mojego zdania. Po chwili powiedziała:
-Chyba poszedł z Kristin do jednego z pokoi- skinęła głową za siebie.
                  Uch. Sypialnie? Domyślam się, że nie poszli tam aby gotować.
                  Skradałam się ciemnym korytarzem nasłuchując czegokolwiek. Już miałam zawrócić, gdy z jednego z pokoi wyszła dziewczyna podobna, do tych siedzących koło miejsca Harrego. Minęła mnie bez większego zainteresowania. Drzwi do pokoju nadal były otwarte. Wezbrałam w sobie resztki odwagi i zajrzałam do środka.
                   Był tam Harry. I właśnie zapinał spodnie. Och czyli tylko gotowali. No tak. Orientując się, że nie jest sam, odwrócił się. Jego oczy od razu rozniosły się iskierkami. Usta rozciągnął w szelmowskim uśmieszku. Wyprostował się ukazując podrapany tors pokryty tatuażami.
-Witaj, śliczna- postąpił o krok w moją stronę.- Mam jeszcze sporo czasu i energii, więc zajmę się tobą z największą przyjemnością- skinął na łóżko.
-Chyba sobie kpisz, Styles- skrzyżowałam ramiona na piersi.- Musiałbyś zadać sobie wiele trudu, żeby mnie tam zaciągnąć.
-Dzięki za podpowiedź- mrugnął do mnie.- Będę się starał.
                    Zagapiłam się na jego tors, gdy zakładał koszulkę.
-Chcesz dotknąć?- zapytał unosząc skrawki materiału.
                    Zmroziłam go wzrokiem i zbliżyłam się o kilka kroków.
-Chciałam ci tylko podziękować za pomoc. Gdyby nie ty Lou musiałby mnie zabić- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.- Natomiast mogłeś to zrobić w inny sposób- uderzyłam to samo miejsce płaską dłonią.
                    Harry uśmiechnął się słodko, jakby uderzenie w ogóle go nie zabolało.
-Bardzo mnie pociągasz Violet- musnął kciukiem mój policzek- Wbijasz noże w serca, a potem udajesz, że nic się nie stało. Sprytnie- pochylił się.- Ale ja nie jestem taki. Nie mam serca- lekko ukąsił moją skórę na szyi.
-Znajdę inny słaby punkt.
                    Wbiłam paznokcie w jego lewe, zabandażowane ramię. Odskoczył z sykiem trzymając się za ranę. Uśmiechnął się posyłając całusa w moją stronę.
-Będziesz moja, zobaczysz.

                 
__________________________________________
                     Witam :)
                      Do akcji wkracza Harry ^^ Co prawda Cheryl poleciła Louisa, ale nie bądźcie tego pewni. Szykuję dla was coś naprawdę dużego, więc mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną do końca. W następnym rozdziale (lub za 2 rozdziały) pojawi się Katniss, a wraz z nią będzie sporo zamieszania.
                      Kolejna sprawa to taka, że zdaję sobie sprawę (wy pewnie też), że każdy rozdział zbliża nas do końca Paradise. Tak więc stworzyłam ankietę, jeśli chcielibyście czytać moje kolejne opowiadanie. Wszystko zależy od was ♥ ♥ ♥
                       Kocham was wszystkich ♥ ♥ ♥
                     

niedziela, 24 listopada 2013

~11~You're beautiful

     
                                                   Sia- My love

                 Otworzyłam oczy. Wokół unosił się zapach pomarańczy. Pokój był prześliczny, przez zasłony wpadały pojedyncze promienie słońca. Wszystko było pięknie, ale... czułam się obco. Bo to nie mój dom. Nie moje miejsce. Powoli podniosłam się z wygodnego łóżka. Było mi zimno. Ciekawe czy Louis spał? Wzięłam do ręki swój telefon. Może Cheryl dzwoniła?
                 Miałam kilka nieodebranych połączeń. Od: Zayn.
                 Poczułam jak krew wstrzymuje swój bieg, serce ucichło, nawet promienie słońca znieruchomiały czekając na rozwój akcji. Oddychałam głośno. Już chciałam do niego oddzwonić, ale momentalnie moje ręka sama rzuciła urządzenie na łóżko.
                 Oparłam się plecami o drzwi. Dlaczego w tym pokoju jest tak ciasno? Uch, te ściany są coraz bliżej... Nie mogłam się poruszyć. Było mi duszno, słabo... Pusto. Musiałam szybko stąd wyjść, bo miałam wrażenie jakby Zayn tutaj był... I przeszywał mnie spojrzeniem tych swoich pełnych głębokiej kawy oczu.
                  Oplotłam palcami chłodną klamkę i wybiegłam na korytarz. Cisza królowała w domu biegając po pokojach. Zakradłam się pod drzwi pokoju Louisa. Wiedziałam, że nikogo prócz nas w tym domu nie ma, ale jednak miałam jakiś dziwny uraz... Jakby ktoś mnie obserwował.
-Louis- szepnęłam cichutko pukając.
                  Cisza. Odważyłam się wejść do jego pokoju. Aż zaparło mi dech. Był taki niewinny, gdy spał. Głowę miał zwróconą w moją stronę, jedną rękę wyciągniętą poza pierzynę. Jego minimalnie odsłonięta klatka piersiowa spokojnie się unosiła i opadała. Nie chciałam zaburzyć tego spokoju. Może lepiej byłoby gdybym się wyniosła. Może lepiej, żebym w ogóle się nie pojawiała.
                   Podeszłam jeszcze bliżej i lekko pochyliłam się ku niemu. On nie mógł być zły. Nie mógł być wplątany w to wszystko... Był za dobry. Nie chciałam wierzyć, że komuś mógłby zrobić krzywdę. Wyciągnęłam dłoń i odsunęłam niesforny kosmyk włosów z jego czoła. I nagle złapał mnie za nadgarstek. Otworzył oczy, a ja zobaczyłam piękny wachlarz kolorów, który nabiera nasycenia. Takiego oceanu nie namalowałby nikt. Wszystkie umiejętności zdałyby się na nic.
-Ładnie to tak się skradać?- uniósł brew.
-Przepraszam- speszyłam się.- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem?
                     Pociągnął mnie, a ja upadłam na niego. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone, gdy niemalże zetknęliśmy się nosami. Uśmiechnął się i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Wszędzie rozpoznałbym ten zapach.
-Mój? Ale jeszcze niczym się nie pry...
-Nie chodzi mi o perfumy. Masz po prostu taki piękny zapach fiołków, Violet. Ty. Sama w sobie jesteś piękna.
                     Słowa uwięzły mi w gardle. Nigdy jeszcze tego nie usłyszałam. Poczułam jak pęka mi serce. To było za dużo. Ciężar tych słów opadł na mnie niczym zasłona. Jesteś piękna. W moich oczach pojawiły się łzy. Louis zmarszczył brwi i przeniósł się nade mnie. A gdy dotknął mojego policzka, już wiedziałam, że płakałam. Po prostu nie wytrzymałam. Byłam za słaba.
-Ulżyło ci?
                     Zupełnie zbił mnie z tropu. Zazwyczaj ludzie pytają "Dlaczego płaczesz?" "Co się stało?", a on po prostu zapytał o moje uczucia. Opuszkami palców musnęłam jego dłoń nadal głaszczącą mój policzek.
-Tak- pokiwałam głową.- Nigdy w życiu tego nie usłyszałam.
-Czego? Powiedz czego nie słyszałaś- naciskał chodź dobrze wiedział o czym mówię.
-Je...- urwałam i zacisnęłam powieki.- Jesteś piękna.
                      To nie był sen. Po otwarciu powiek, Louis nadal tu był. Ciepło biło od niego szerokimi falami. Przechyliłam głowę na bok. Pomógł mi usunąć ten kamień. Tę zakorzenioną roślinę, która odcinała dostęp własnej wartości. Poczułam jak po moim wnętrzu rozchodzi się ulga.
-Dlaczego nie poznałam cię pierwszego...?- zapytałam cichutko muskając jego twarz, wodząc po lekkich igiełkach kryjącego się zarostu.- Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.
-Nadal jest- nachylił się do mojego ucha.- Tylko po prostu tego nie widzisz.
                      A potem połączyła nas magia.
                      Musnęłam kciukiem miękkie wargi chłopaka. Jego ręce ugięły się zmniejszając odległość. Pachniał tak pięknie... Tak świeżo. Nie mogłam wytrzymać tej ciszy. Nie mogłam znieść tej pustki. Potrzebowałam uzupełnienia, zrozumienia. Uniosłam się lekko do góry i nagle gdzieś w kącie... Najdalszym kącie mojej duszy wyprysła iskra. I wzniecił się płomień.
                       Nigdy nie czułam takiego przyciągania, jak wtedy gdy nasze usta się zetknęły. Momentalnie moje ręce utonęły w morzu jego lśniących włosów. Chciałam mieć go bliżej. W sposób jaki jego ręka sunęła po moim brzuchu wprawiał mnie w otępienie. Wbiłam paznokcie w  ramię chłopaka- syknął cicho odwdzięczając się ugryzioną wargą. To nie były zwykłe pocałunki. One mnie ratowały. On mnie ratował. On jako jedyny... On był jedyny.
-Louis... Nie chcę cię zranić- wyszeptałam patrząc w jego oczy.
-Nie ranisz. Dajesz nadzieję- powiedział muskając swoim nosem o mój.
-"Nadzieja matką głupich".
-"Nadzieja umiera ostatnia".
                       A potem się uśmiechnął i podniósł ciągnąc mnie za sobą. Objął mnie nagimi ramionami dając poczucie spełnienia. Nagle zrozumiałam, że Lou będzie walczył. Nie podda się. A czy ja także będę walczyła?
-Kocham cię, Violet- przytulił mnie jeszcze mocniej. Jakbym była jego ostatnim tchnieniem, słowem, uderzeniem serca.
-I nigdy nie przestanę.
                   

                      Tego dnia czułam się dziwnie lekko. Niczym się nie martwiłam. Nawet rozwrzeszczanym telefonem niosącym zapach czekolady. Louis był ze mną. I nic innego jakby nie miało znaczenia.
-Lou, mam do ciebie pytanie- zawahałam się siadając na blacie kuchennym.- Bardzo ważne.
                      Chłopak zmrużył oczy i nachylił się nade mną.
-Mam się bać?- uniósł lekko kąciki ust.
-Jeśli nie będziesz kłamał, to nie- przechyliłam głowę na bok.- Chodzi o was. Ciebie, Zayn'a i Harr'ego.
                      Spuścił głowę i westchnął głęboko.
-Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć wszystkiego.
-Niczego też nie?- uniosłam brew.
-Ja, Zayn i Harry jesteśmy... Jakby ci to powiedzieć... Założycielami pewnej grupy. Harry zajmuje się interesami...
-I truciem dziewczyn- prychnęłam.
-Violet, pomimo tego co ci się wydaje... Harry jest całkiem w porządku. Wiem, że jesteś już do niego zrażona, ale... Patrząc przez ten pryzmat, mnie też byś znienawidziła.
                     Zamilkłam, bo miał rację. Cholera, on zawsze ma rację.
-Zayn bierze udział w wyścigach... Czy to ścigacz, samochód, wszystko jedno. On kocha adrenalinę.
-I niczego poza nią- znów się wtrąciłam.
                    Louis spojrzał na mnie współczująco. Pogładził po policzku i kontynuował:
-Ja natomiast... Zajmuję się zabezpieczeniem naszej grupy. Dbam o to, aby ludzie nie wiedzieli zbyt wiele- spojrzał na mnie.
                   Przełknęłam ślinę. Przypomniałam sobie jak spotkałam go w opuszczonym budynku, gdzie trenował. Zerknęłam na jego ręce. Blizny nie wróżyły dobrze.
-A jak o to dbasz?- uniosłam brwi.
-Różnie- wzruszył ramionami.- Zależy jak osoba jest twarda. Czasem wystarczy to...
                   Zamachnął się i uderzył w ścianę. Podskoczyłam, a moje serce rozbrzmiało głośno niczym osiem tysięcy dzwonów.
-A czasem to- imitując pistolet wycelował nim w ścianę.
-Za... Zabijasz?
                   Czułam jak łzy zbierają się w kącikach oczu. Uch... jak to boli. Uch...chyba kopią mi grób.
-W ostateczności.
                   I wtedy przypomniałam sobie słowa taksówkarza "Tylko raz podjechałem pod ten budynek z klientem. Nazajutrz znaleziono jego ciało w ujściu rzeki Holly." Czy tego chłopaka też zabił Louis? Spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Jak mam ci zaufać?- zeskoczyłam z blatu.- Cholera! Jak mam ci nie ufać?!
-Violet, uspokój się- złapał mnie za ramiona.- Uwierz mi to nie jest łatwe... Ale tego ode mnie wymagają. W ten sposób chronię moich rodziców, siostrę... Co ty byś zrobiła na moim miejscu? Gdyby to twoją siostrę mieli za zakładnika? Nie ma negocjacji. Albo żyją twoi, albo ich. Musisz wybierać.- zajrzał mi głęboko w oczy.
-Louis- westchnęłam.
-Dlatego tak niechętnie ci o tym mówiłem. Do tych osób zaliczałaś się także ty.
-Jakich?- zmarszczyłam brwi.
-Do tych, które muszę pilnować. Które mogłyby sypnąć.
                   Cofnęłam się wpadając na ścianę.
-Teraz mnie zabijesz?
                    Oczy Louisa otworzyły się szeroko. W sekundę znalazł się przede mną. Oparł swoje ręce po obu stronach mojej głowy. Nachylił się. Nasze oddechy połączyły się w tańcu.
-Prędzej obróciłbym Holly Bridge w popiół, niż podniósł na ciebie rękę- wyszeptał.
-Och- zarumieniłam się.- Ale w takim razie skąd masz pewność?
                     Uniósł brwi.
-Gdy Harry podał ci Omegę, jednocześnie stałaś się "naznaczoną". Osobą, która nie będzie mogła nikomu powiedzieć o "Fear".
-Czyli... Harry uratował mnie?
-Gdyby trochę to udekorować, mógłby nawet zostać rycerzem w lśniącej zbroi a ty księżniczką uwięzioną w wieży- uśmiechnął się głupkowato.
                      Odepchnęłam go lekko.
-Przy najbliższej okazji muszę mu podziękować... Na przykład strzelę mu w tą jego niewinną, słodką buźkę.
                      Louis uśmiechnął się, a ja westchnęłam ciężko.
                      I nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Spojrzeliśmy na siebie. Louis chwycił leżącą w salonie bluzkę i przykrył nią zadziorne tatuaże. Oparłam się o próg kuchni i obserwowałam jak mój przyjaciel otwiera drzwi.
                      Przez moment panowała niepokojąca cisza. Potem zobaczyłam jak Louis się cofa, a tuż za nim wchodzi...
-Zayn.
                      Spojrzenie chłopaka wypalało bolącą dziurę w moim sercu. Wyglądał jakby zaraz miał się rozpaść. Na jego rękach malowało się kilka blizn i te podnoszące ciśnienie tatuaże. Z kieszeni spodni wystawała paczka papierosów. Jego czarna skórzana kurtka połyskiwała w dziennym świetle. Włosy pięły się we wszystkie strony. Kilkudniowy zarost dawał o sobie znać, przyśpieszonym biciem mojego serca.
-Co tutaj robisz?- warknęłam wracając do rzeczywistości.
                     Moje życie było o wiele lepsze, gdy ciebie nie było!
-Wszędzie cię szukałem...- oblizał wargi stawiając kolejne kroki w moją stronę.- Nie mogłem spać...
-Czyżby sumienie się odezwało?- prychnęłam.
-Violet- zacisnął szczękę.- Nie drwij sobie.
-Ma prawo- wtrącił Louis.- Brawo Malik. Zachowałeś się jak dupek.
-Tomlinson...- obrócił głowę w jego stronę.- Harry cię szuka. Byłem wczoraj na trzech wyścigach pod rząd, a ciebie ani śladu.
-Miałem ważniejsze sprawy- zerknął na mnie.- Musiałem w nocy pomóc Violet się pozbierać- uśmiechnął się lubieżnie kłamiąc w żywe oczy.
                      Malikowi opadła szczęka. Nie wiedział co powiedzieć. Jego głowę zajmowały najprzeróżniejsze obrazy i myśli. Sądził, że Louis i ja... O Matko. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce, gdy wyobraziłam sobie, to samo co Malik. Zayn prześwidrował mnie wzrokiem, a zauważając rumieńce, aż zachłysnął się powietrzem.
                      Dobrze mu tak. Nawet jeśli to tylko kłamstwo.
-Zostaw nas samych, Louis- powiedział oddychając głęboko.
                      Przyjaciel spojrzał na mnie. Pokiwałam twierdząco. Chłopak westchnął i opuścił pomieszczenie. Doskonale wiedziałam, że czuwa.
-A więc?- uniosłam brwi krzyżując ręce.
-Naprawdę ty i on...?- zmarszczył brwi podchodząc do mnie z wyrazem smutnego szczeniaczka.
                      Zaśmiałam się cichutko opierając o ścianę. Chciałam wyglądać na jak najbardziej rozluźnioną. W środku moje serce umierało na zawał. Uniosłam głowę i zmrużyłam oczy. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Mogę robić co chcę, Malik... I tobie nic do tego.
                      Zacisnął dłonie w pięści.
-Louis jest wspaniały- westchnęłam.
                      Widziałam jak wbijam nóż w ciało Zayn'a. I czułam mściwą satysfakcję. Niech poczuje, to, co ja czułam przez te wszystkie lata widząc go z innymi dziewczynami i słysząc jego ostatnie słowa o miłości.
-Dotykał mnie jak nikt- przeciągnęłam się.- Wbijał palce w moje uda- wskazałam palcem miejsce gdzie pod materiałem miały być ślady.- Całował jakbym była jego ostatnim tchnieniem- uniosłam dłoń do swojej szyi.- Z czułością oddając się w moje wrażliwe miejsca- musnęłam obojczyk.
                      Zayn przeczesał palcami włosy. Drżały mu ręce.
-A potem...- zamknęłam oczy.
-Dosyć!- warknął Zayn rzucając się w moją stronę.
                      Wbił palce w moją talię i przyciągnął moje biodra do swoich. Widziałam jak jego oczy ciemnieją, a wargi drżą, gdy mówił:
-Nie kuś mnie, Violet... Bo chciałbym ci pokazać, że jestem od niego lepszy.
-Przecież nic do mnie nie czujesz- udałam niewiniątko, w środku płacząc jak dziecko.
                      A wtedy Malik spuścił głowę i mruknął cicho:
-Nie byłbym tego do końca taki pewny.
___________________________________
                       Cześć, kochane ♥
                       Mój laptop ma problem z internetem, więc dokończyłam ten rozdział na standardowym komputerze :C
                       Tak więc dziękuję, że pod tamtym postem było aż 10 komentarzy :D JUPI! Aż skakałam z radości ^^ A co myślicie o rozdziale? Nasza Violet lekko się buntuje :) Spodziewałyście się takiego kłamstewka ze strony Lou i Violet?
                       Widzimy się w 12 rozdziale! PS. (Co chcielibyście w nim przeczytać, hm? Jak sobie wyobrażacie dalszą część tego spotkania? )
                        Miłego tygodnia! Kocham was ♥ ♥ ♥                    
                     
                   

sobota, 16 listopada 2013

~10~Do you promise? I promise.


                                                            Lucia- Days

                  Nie wierzyłam. Nie chciałam. Gdybym mogła cofnąć czas... Najlepiej do momentu, w którym go zobaczyłam. W którym moje serce podjęło walkę. Ale nie mogłam. Czas płynął dalej ciągnąc za sobą ciężkie echo moich słów  Bo byłam w tobie zakochana, do cholery! Byłam... byłam...
-Violet- oblizał usta biorąc oddech.
-Nie- uniosłam dłoń.- Nie chcę tego słuchać. Za bardzo się boję.
                  Już miałam uciec po raz kolejny. Ale chciałam zostać. Proszę nie pozwól mi odejść, Zayn. Błagam, nie pozwól mi wyjść z tego domu. Tak bardzo chcę zostać.
-Poczekaj- westchnął.- Dlaczego byłaś?
                  Wtedy zrozumiałam. Podświadomie wiedziałam więcej niż sądziłam. Obróciłam się w jego stronę. Postąpiłam o krok bliżej niemu. Nie mogłam się skupić. W zwykłej bluzie onieśmielał swoją pewnością siebie.
-Bo zrozumiałam, że zakochałam się w osobie, która nie istnieje.
                    Widziałam jak jego twarz ubiera cień. Spojrzał na mnie wzorkiem pełnym bólu.
-Violet, nie mogę... cię kochać- wysapał z trudem.
-Wiem- westchnęłam czując jak kruszę się na drobne kawałeczki.- Nie jestem...
-Ja nie jestem- przerwał mi gwałtownie pochylając się tuż nad moją twarzą.- Tutaj chodzi o mnie, Violet. Mam więcej wrogów niż przyjaciół. Gdyby ktokolwiek się dowiedział... O tobie- zatrzymał się na moment i musnął kciukiem mój policzek.- Nie chciałabyś tego poczuć.
-Ale...
-Wiem co mówię, Violet- przejechał delikatnie przez moje wargi.- Nie jesteś pierwsza.
                      Na dźwięk tych słów, posmutniałam. Poczułam silne ukłucie zazdrości. Doskonale wiedziałam, że dziewczyn ma pod dostatkiem, ale za każdym razem ta świadomość boli... Mocno. Wyślizgnęłam się z jego uścisku i odsunęłam.
-Świetnie! Bardzo mnie cieszy fakt , że akurat mój tyłek starasz się chronić- prychnęłam przewracając oczyma.- Ale jestem już dużą dziewczynką i sama potrafię o siebie zadbać!
-Tak? A nie pamiętasz już co się stało w Fear? A Harry? Nie znasz go i nie wiesz do czego jest zdolny...
-A ty znasz?- prychnęłam gwałtownie się do niego przybliżając.
                       Czułam jak wzrasta we mnie złość. Miałam ochotę wykrzyczeć mu ból i to wszystko, co we mnie drzemie. Miałam ochotę, żeby mnie poznał. Miałam ochotę poznać jego przeszłość.
-Owszem- westchnął.- Uratował mi życie.
-Co? O czym ty mówisz?- zmarszczyłam brwi.
                        Zayn spuścił głowę i odwrócił się. Stanął przed dużym oknem wpatrując się w piękny widok na zatokę. Światło ocierało się o krawędzie jego ciała. Wiedziałam, że to jakaś tajemnica. Każdy z nas jakąś ma.
-Byłem chory... miałem raka.

                         Ciężar słów był po prostu nie do utrzymania. Niemalże uginałam się pod jego wielkością. MIAŁEM RAKA. MIAŁEM RAKA. Uch, jak boli. Uch, duszę się. Bo jedyne słowa, które pod tym zrozumiałam to: MOGŁEM BYĆ MARTWY.
-Zayn- wyciągnęłam do niego dłoń.
-Nie współczuj mi- pokręcił głową.- Nie zasługuję na to.
                         Cofnęłam zimną rękę i puściłam ją swobodnie wzdłuż ciała. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak zareagować. Właśnie to są tajemnice. Ktoś zawsze przez nie ucierpi.
-Harry opłacił wszystkie operacje, lekarzy, leki... Wszystko.
-Harry?- nie dowierzałam.- Ten Harry Styles?
-Tak. Dokładnie ten, który podał ci Omegę. Swoją drogą, do dziś nie wiem jak to zrobił- pokręcił głową.
-Dlaczego ci pomógł? Jest twoim bratem?
-Nic z tych rzeczy... Tak naprawdę... Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił. Ja na jego miejscu bym siebie nie ratował- westchnął.
-Nigdy ciebie nie zrozumiem, Zayn- szepnęłam cichutko.
-A ja ciebie!- warknął.- Boże, dziewczyno! Ciągnę za sobą niebezpieczeństwo, cierpienie, a nawet śmierć... A ty dalej tutaj jesteś! Dalej brniesz w to bagno!- złapał się za głowę i zacisnął szczękę.
-Bo chcę cię z niego wyciągnąć- odparłam głośno.
-A może ja nie chcę?! Może jest mi dobrze tak jak jest?! Mam pieniądze, sławę i dziewczyny... Niczego mi nie brakuje!- mięśnie jego ramion napięły się.
-Jest coś, czego nie masz- pokręciłam głową ze smutkiem.
                          Prychnął i chwycił mnie za ramię.
-Czego?- zmrużył oczy.
-Miłości- syknęłam powoli.
                           Odsunął się i zaśmiał.
-Miłości? Miłości nie ma!- pokręcił głową.- Miłość nie istnieje!- warknął złamanym głosem.
                           Czułam jakby mnie uderzył. Chociaż nawet nie wyciągnął palca. Nie wiedziałam jak zareagować. Nie wiedziałam, czy w ogóle potrafię coś zrobić.
-Dlaczego nic nie mówisz?! Dlaczego nie zaprzeczysz?!- krzyknął.
-Żałujesz, że mnie spotkałeś?- zapytałam.
-Co, proszę?
-Czy żałujesz, że mnie spotkałeś?!- powtórzyłam wściekle.
-Tak, Violet! Odkąd się pojawiłaś, nie mogę zasnąć, nie mogę nic zrobić. Nie jestem już wolny, tak jak wcześniej!- zbliżał się, a ja oddalałam.- Moje życie było o wiele lepsze, gdy ciebie nie było!
                            Halo? Policja? Chciałabym zgłosić zabójstwo. Kim jest ofiara? Och, to tylko moje serce. Pogotowie? Hm... Niepotrzebne. Chyba już jest za późno.
-Ach więc o to chodzi- zagryzłam wargę.- Szkoda, że dopiero teraz się o tym dowiaduję.
                            Odwróciłam się i zaczęłam sunąć ku drzwiom. Usłyszałam jedno ciche westchnienie. Ostatnie tchnienie serca. Głośny plusk krwi.
-Violet, poczekaj! Nie to chciałem...
                             I głośny trzask drzwi.
                             Zaczęłam biec. Nie mógł mnie dogonić. Chciałam być sama. Musiałam jakoś przełknąć gorycz i postarać się nie zwymiotować mojego serca. To był odruch sprzed lat.
                             Pozbywałam się tego, czego nie potrzebowałam.
                           
                         Po cichu prześlizgnęłam się przez korytarz. Już chciałam iść wypłakać się do własnego pokoju, ale nagle tuż obok wyrosła matka.
-Gdzie byłaś?!- wrzasnęła.- Nie było cię na noc!
-Spałam u przyjaciółki...
-Przyjaciółki? Przecież ty nie masz przyjaciół- syknęła.- Powiedz gdzie się szlajałaś?!
-Ja... Byłam...
                        Mama chwyciła mnie mocno za nadgarstek. Szarpnęła i wciągnęła głośno powietrze. Otworzyła oczy. I nagle poczułam piekący ból na policzku. Ona mnie uderzyła?
-Czuję zapach jakiegoś chłopaka. Wiesz co będą teraz mówić? Że moja córka się puszcza- syknęła i popchnęła mnie na ścianę.- Doprowadzasz mnie do szału, Violet!
-Ale...
-Milcz!- krzyknęła.- Wynoś się stąd! Nie chcę cię więcej widzieć!
                        Zadrżałam. Nie mogłam tego wytrzymać. To wszystko mnie przytłaczało.
-Nienawidzę cię- szepnęłam.- Nienawidzę!- powtórzyłam drżącym głosem uciekając z domu.
                        Gdzie mam iść?
                        Gdzie jest moje miejsce?
                        Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do siostry. Nie odbierała. Pewnie miała o tej godzinie zajęcia. Albo pracę. Nie wiem. Nie miałam dokąd pójść... Zayn? Prędzej bym się pocięła. Mama? W życiu... A może by tak... Czy on przyjąłby mnie do domu? Po tym wszystkim?

                         Brakowało mi tchu. Stanęłam przed ciemnymi drzwiami. Moje kolana miękły z każdym głębszym oddechem. Uniosłam dłoń i zawahałam się. Zadzwoniłam raz. Tylko jeden raz. Usłyszałam ciche kroki, a potem ujrzałam jego zdziwioną twarz.
-Louis... Przepraszam cię- zagryzłam wargę pod naciskiem kolejnych łez.- Tak strasznie przepraszam.
                          Nagie ramię oplotło moją talię i wciągnęło do środka. Przytulił mnie bez słowa, przyciskając jak najbliżej siebie. Chciałam zniknąć, a on mi pomagał. 
-Co się stało, Violet?- szepnął prosto do mojego ucha 
                         Uniosłam twarz ku górze, spoglądając przyjacielowi prosto w oczy.
-Matka wyrzuciła mnie z domu, a Zayn...- westchnęłam.- Żałuje, że mnie spotkał.
-Violet- otarł kciukiem moje łzy.- Moi rodzice wyjechali. Zostałem sam w domu. Jeśli chcesz możesz tutaj zostać tak długo, jak będziesz chciała. Natomiast jeśli chodzi o Zayn'a... Nie wiem jak mogę ci pomóc.
                          Poczułam jak wewnątrz mnie rozchodzi się ciepło. Wszystko wydało się jakieś takie jaśniejsze... Bardziej nasycone.
-Już pomogłeś- uśmiechnęłam się lekko.
-Nigdy cię nie zostawię Violet- pokręcił głową.
                          Zza chmur wyszło słońce. Może to jakiś znak? Może tak naprawdę to Louisa szukałam? Może to on jest tym jedynym? Może to on sprawi... Może to on przywróci do życia moje serce?
-Obiecujesz?- na moment przerwałam błogą ciszę, jednym, krótkim pytaniem.
-Obiecuję.
______________________________________________
                           Witam was moje kochane!
                            Rozdział jest w dość długi, ale mam nadzieję, że się z tego cieszycie : ) Och, sama mam maleńką ochotę przyłożyć Zayn'owi w tym poście jednakpowstrzymuje mnie wizja na dalsze rozdziały. Bo to jeszcze nie koniec- o nie!
                             Ze względu na to, że jest to już 10 rozdział, chciałam wam bardzo podziękować, za to, że jesteście, czytacie i obserwujecie ♥ ♥ ♥ Z okazji naszej pierwszej pełnej dziesiątki zachęcam do komentowania nie tylko tego rozdziału, ale całej historii. To chyba wszystko z mojej strony :)
                             Tak więc do następnego rozdziału ♥ ♥ ♥

poniedziałek, 11 listopada 2013

~9~ Lie, lie everywhere


                                                     The Pretty Reckless- You


                  Czułam ucisk w żołądku, gdy ociągając się zmierzałam do  budynku. Pamiętałam jak nie tak dawno spotkałam tam Louisa. Mały, szary pustostan daleko od centrum miasta, po drugiej stronie rzeki. Szukałam go prawie wszędzie. Tylko tam mógł być.
                  Przyśpieszyłam kroku widząc jak znad lasu nadciągają burzowe chmury. W tej okolicy panowała wszechogarniająca cisza. Jedyną melodią był mój urwany oddech. Zawahałam się chwytając zardzewiały uchwyt. Pchnęłam drzwi, które po chwili zamknęły się z hukiem. Rozejrzałam się. Przez wybite okno wdzierały się dwie smugi światła. Podeszłam bliżej i przemknęłam się przez zabrudzone zasłony. W oddali dostrzegłam podrygujący na boki worek treningowy. Niezwykły taniec mięśni pogłębiał się z każdym ruchem chłopaka. Uderzał szybko, mocno i z pewnym rodzajem gracji.
                   Dopiero, gdy podeszłam bliżej zorientowałam się, że dobrze trafiłam. Louis z początku nawet mnie nie zauważył. Działał jak w transie. Słyszałam jak jego oddech odbijał się od ścian starego budynku. Niemalże czułam tą gorzką mieszankę emocji. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Zdążyłam tylko musnąć palcami jego skórę, gdy nagle chłopak obrócił się i zamachnął.
                   Mocno zacisnęłam powieki. Po chwili odważyłam się je lekko uchylić.
-To ty-westchnął, jakby zawiedziony.- Spodziewałem się kogoś innego.
                   Na twarz Louisa opadła gruba smuga światła. Zakryłam usta dłonią. Pod prawym okiem chłopaka widniała fioletowa smuga. Po policzku ciągnęły się niewielkie zadrapania. Widać gołym okiem, że wdał się w bójkę. Sądząc po jego nerwowości- nie taką przypadkową.
-Co...? Co ci się stało? Kto to zrobił?
                    Chłopak przewrócił oczami w geście zmęczenia. Potem odwrócił się i ponownie zaczął zadawać uderzenia biednemu workowi. Co się z nim do cholery stało? Gdzie się podział mój ukochany przyjaciel Louis? Przecież widziałam go zaledwie dzień, czy dwa temu.
-Nic. Się. Nie. Stało.
-A limo to sobie sam nabiłeś?- prychnęłam podchodząc bliżej.
-Może powinnaś zapytać Zayn'a? Przecież on lepiej się tobą zajmuje.
                     Chwila, chwila. Skąd on to...? Boże. Przecież był u Zayn'a, gdy spałam w jego pokoju po nadmiernej ilości alkoholu.
-Co ty wygadujesz? Słyszysz sam siebie?!- podniosłam ton.- Jesteś moim przyjacielem!
                      Na moment zatrzymał się i zamknął oczy. Prychnął i już miał znów zacząć uderzać, gdy w przypływie nadmiernej odwagi wcisnęłam się pomiędzy worek treningowy, a jego naelektryzowane ciało.
-Tak? Wybacz, ale przypominam sobie, że sam musiałem się dowiedzieć gdzie jesteś, bo nawet nie raczyłaś się do mnie odezwać! Tak się nawaliłaś, że nie pamiętasz jak znalazłaś się w sypialni Zayn'a! Mógłby zrobić z tobą cokolwiek by chciał, a ty nawet nie zdążyłabyś mrugnąć- syknął pochylając się lekko i wpatrując w oczy.
-Zadzwoniłabym do ciebie, ale przez te cholerne zwidy nie mogłam się nawet poruszyć!- fuknęłam odsuwając się i siadając na rogu podestu na wzór ringu bokserskiego.- A zresztą masz rację...
-Moment... Jakie zwidy?
-Gdy chciałam wracać do domu z tamtego miejsca zaczęłam widzieć różne, dziwne rzeczy...- westchnęłam czując jak łzy zbierają się pod powiekami na wspomnienie ojca.
                       Zauważyłam jak twarz Louisa zastygła w przerażeniu. Podszedł do mnie zwartym krokiem i chwycił palcami mój podbródek. Przyglądał mi się ze strachem w oczach.
-Kłamał- wyszeptał.
                       Odsunął się i uderzył worek z podwojoną siłą. Potem warknął i złapał się za głowę. Oddychał szybko i nierówno. Był zły, a ja nie wiedziałam dlaczego.
-Co się stało? O kim mówisz?- zeskoczyłam z ringu.
                       Chłopak wyprostował się i obrócił w moją stronę z dziwnym uśmiechem i zmrużonymi oczyma. Uniósł dłoń, musnął palcami mój policzek.
-O twoim kochanym Zayn'ie.
                        Coś w jego głosie sprawiło, że zaczęłam się bać. Nie chciałam słyszeć więcej. Czułam, że to nie będzie nic przyjemnego. Spojrzałam na Louisa szeroko otwartymi oczyma i oblizałam suche wargi.
-Okłamał mnie... Ciebie także.
-Louis przestań! Oboje wiemy, że po prostu...
-Nie, Violet- pokręcił głową chwytając moją twarz w obie dłonie.- Ostrzegałem cię, że Zayn właśnie taki jest. Nie dba o nikogo. Skłamał mówiąc, że byłaś pijana.
-Co?- prychnęłam.- Powiedz mi po prostu o co chodzi!
-To nie przez alkohol miałaś zwidy- zaczął ostrożnie dobierając słowa.- Zostałaś oznaczona, Violet. Zostałaś skażona narkotykiem, o którym nigdy wcześniej nie słyszałaś.
                          Czułam jak grunt usuwa mi się spod nóg. Narkotyki? Ja? To chyba jakaś paranoja. To niemożliwe. Złapałam się za serce. To wina Zayn'a. On mi to podał. A ja głupia myślałam, że mogę mu ufać. Otworzyłam się przed nim. Jeszcze jeden krok, a wyjawiłabym mu obrzydliwy sekret z przeszłości. Ujawniłabym, że tak naprawdę znał mnie o wiele dłużej.
-Jak się nazywa?- wydusiłam.
                            Widziałam jak jego usta rozciągają się w tajemniczym uśmieszku. To nie jest Louis. Albo przynajmniej nie ten, którego znam. Znam? A może właśnie taki jest naprawdę?
-Omega, albo jak inni mówią Koniec.

                            Panująca burza doskonale pasowała do mojego nastroju. Gotowa byłam biec. Chciałam jak najszybciej znaleźć Zayn'a. Chciałam uciec od niego jak najdalej. Chciałam go całować i chciałam go zabić. To wszystko jego wina. To... moja głupota w czystej postaci.
-Violet?-już miałam uderzyć w drzwi do mieszkania czarnowłosego.
                            Obróciłam się powoli nie do końca pamiętając kogo to głos. U podnóży schodów stał wysoki chłopak w ciemnym płaszczu, z burzą lśniących loków i iskrzącymi się zielonymi oczyma.
-Jestem Harry, jeśli nie pamiętasz- uśmiechnął się podchodząc w moją stronę.
-Ty!- warknęłam i chwyciłam go gwałtownie za kołnierz.- Wiedziałeś, że Zayn mnie otruł i nie kiwnąłeś nawet palcem!
-Zayn?- szatyn zmarszczył brwi i dotknął mojej dłoni, wściekle trzymającej kołnierz płaszcza.- Chyba coś pomyliłaś kotku... To nie Zayn za to odpowiada- nachylił się w moim kierunku, oddechem drażniąc skórę na karku.- To ja.
                             Czułam jakby ktoś wyjął ze mnie nóż. Niemiłosierny ból, a jednocześnie maleńki skrawek ulgi. Wyminęłam go modląc się, żebym nagle nie upadła. Zacisnęłam dłoń na balustradzie.
-Dlaczego?- wyszeptałam.- Czego ode mnie chcesz?
-Och, ależ ja nic od ciebie nie chcę- pokręcił głową.- Spodobałaś mi się- słodki uśmiech.- Zayn najwyraźniej nie był tobą zbytnio zainteresowany, ale ja owszem. Od teraz jesteś ze mną związana.
-Tak jak reszta tych panienek?- prychnęłam powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
-Zapamiętałaś?- uniósł brew.- Och one są powiedzmy... Ozdobą mojej sekcji. Ty natomiast... będziesz niezwykłym trofeum. Jeszcze tylko kilka dawek Omegi i będę cię miał na zawsze- podszedł bliżej.- A sposób jakim to zrobię, niech pozostanie moją słodką tajemnicą.
                               Przez moment nie wiedziałam co powiedzieć. On... chciał mnie? Dlaczego? Przecież byłam o wiele brzydsza niż dziewczyny w Fear, które siedziały tam koło niego.
-Violet. Nigdy. Nie. Będzie. Twoja
                               Harry zastygł w bezruchu na moment. Potem odwrócił się. W progu stał Zayn. Mierzył zielonookiego wściekłym spojrzeniem. Zrobił krok w jego stronę.
-Nie wystarczyło ci spotkanie z Louisem?- uniósł brew krzyżując ręce.- Może pokażesz ręce albo nogi? Zobaczymy jak cię urządził.
-Goń się, Zayn- fuknął Harry odsuwając się ode mnie.- Nie zapominaj dzięki komu jeszcze żyjesz- syknął i wycofał się do czarnego samochodu.
                                Przez moment się nie odezwałam. Nagle całe moje zacięcie uszło wraz z szatynem. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Co myśleć. Chyba nawet zapomniałam oddychać.
-Okłamałeś mnie- pisnęłam spoglądając na niego.- Nawet nie raczyłeś mi powiedzieć, że to wcale nie przez alkohol!
-Vio...
-Zamknij się!- warknęłam.- Zaufałam ci! Otworzyłam się przed tobą, a ty... Tak perfidnie to wykorzystałeś- wyrzuciłam to z siebie.
-Nie rozumiesz, że chciałem cię chronić? Od samego początku! Mówiłem ci, żebyś nie wtykała nosa w nieswoje sprawy. Sama się o to prosiłaś.
-Bo byłam w tobie zakochana, do cholery!
__________________________________________
                                Witam ♥
               Przepraszam was za ten rozdział :C Jest do dupy. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Postaram się aby kolejny był lepszy i ciekawszy. Życzę wam miłego tygodnia ♥ ♥ ♥ Kocham was
PS. Mam prezent dla Agnieszki Malik. Tutaj:
              http://hostuje.net/file.php?id=39254a77a79501383124e16fca8cfc58
Możesz pobrać szablon, który wykonałam : ) Jeśli masz jakieś pytania pisz do mnie na gg 46044289
Mam nadzieję, że choć troszkę ci się spodoba ♥ 

niedziela, 3 listopada 2013

~8~ Memories come back


                                                   Lykke Li- Until We Bleed

            Pamiętam jak nagle wszystko ucichło. Niczego nie potrafiłam dosłyszeć. Rozejrzałam się. Wszędzie ludzie. Pełno roześmianych, przerażających ludzi. I do tego te cholerne kawowe oczy. Wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem.
-Co tutaj robisz?- czułam jak jego gniew rośnie.- Co tutaj do cholery robisz?!
             Zaschło mi w gardle. Nie sądziłam, że może wkurzyć się aż tak bardzo. Zagryzłam wargę i spuściłam wzrok.
-Przyszłam do ciebie- mruknęłam widząc kątem oka jak jego twarz tężeje.
-Ale po co?! Mówiłem ci, że...
-Tak reagujesz na niespodziankę?- przerwał mu Harry.- Nigdy ciebie nie zrozumiem, stary. Jeśli chcesz- objął mnie ręką w talii i przyciągnął do siebie.- mogę się nią zająć- musnął nosem moją szyję wywołując dreszcze.
-Zostaw dziewczynę- Zayn zmrużył oczy.
-Ale... To niesprawiedliwe- syknął zielonooki.- Zawsze to ty zbierasz najwięcej nagród.
-Powiedziałem: zostaw ją- zbliżył się do Harrego i odepchnął go lekko.- Naprawdę nie widzisz, że nie jest stąd?
-Wiem, ale mogłaby być moją ulubioną marionetką- przeniósł wzrok na mnie i puścił oko.- Trzeba użyć tylko trochę- podrapał się po brodzie.- Perswazji.
-Tak? A więc radzę ci zabrać swoją perswazję i spieprzać stąd- syknął brunet zaciskając dłonie w pięści.- Wygrałem wyścig, więc na dzisiaj kończę.
-Wyluzuj, Malik- uśmiechnął się Harry unosząc lekko ręce.- Już sobie idę- zaczął się cofać.- A i przy okazji podziękuj Tomlinsonowi.
              Po chwili zniknął mi z oczu. Jakby rozpłynął się w gęstym tłumie nastolatków. Zayn co prawda jeszcze długo się nie ruszał, niby wyczekując jego powrotu. Wykorzystałam ten moment i powoli wycofywałam się w stronę ulicy. Nie chciałam użerać się z Zayn'em. A to było by nieuniknione. Po jego reakcji wywnioskowałam jedno- nie znam go. Zakochałam się w osobie, która prawdopodobnie nie istnieje.
             
               Powrotna droga wydawała mi się o wiele dłuższa. Przeciskałam się pomiędzy otumanionymi ludźmi mając nad głową tylko i wyłącznie bezchmurne, gwieździste niebo. Nie było końca. Zaczęłam widzieć unoszący się dym, a w oddali mężczyznę przypominającego tatę. Spoglądał na mnie gasząc papierosa z wyrazem pogardy na twarzy. Przeszył mnie dreszcz. Pamiętałam to spojrzenie. Podczas wszystkich konkursów, codziennych poranków... cały czas mówiło "Za mało się starasz".
                Był taki sam jak matka. Zastanawiałam się czy nie gorszy. Zostawił mnie. Zostawił problem. Udał, że go nie ma. W dodatku odnalazł szczęście gdzie indziej. U pięknej, szczuplutkiej, nowej córki i sympatycznej, ładnej, nowej żony.
                 Momentalnie zaczęło robić mi się duszno. Złapałam się za brzuch. Spojrzałam na swoje ręce. Z każdą sekundą pojawiały się na nich czarne żyły rozprowadzające pod skórą smolistą ciecz. Przeraziłam się. Zaczęłam płakać nie mogąc nic powiedzieć. Osunęłam się na trawę. Ludzie wydawali się być ogromni. To wszystko nagle okryła oślepiająca biel, a mych uszu dobiegło głośne bicie serca.


                                                               ~Zayn~

                   Widziałem jak się wycofywał. Musiałem się upewnić. Harry siedzi w tym od dawna. Dłużej niż ja. Ma większe doświadczenie, więc zapewne nie odpuści tak łatwo. Będzie obserwował Violet. Ta dziewczyna się doigrała.
-A więc...- westchnąłem obracając się.
                    Nie było jej. Rozejrzałem się. Pośród tych wszystkich iskrzących się błyszczyków i za obcisłych gorsetów nigdzie nie dostrzegłem tej maleńkiej smugi szarości. Violet, doprowadzasz mnie do szału. Zacisnąłem pięści i wymijając kolejne łatwe, nieświadome dziewczyny zmieniłem kierunek na front klubu.
                    Zatrzymałem się na chwilę przy skraju pobliskiego lasu. Dosłyszałem jakieś odgłosy. Zupełnie jakby majaczenie, co jakiś czas pobudzone krzykiem. Takie reakcje były mi dosyć bliskie i doskonale wiedziałem z czym mam do czynienia. Podszedłem bliżej, a moje oczy rozszerzyły się widząc skrawek czerwonego płaszcza wybijającego się kolorem od gęstych krzewów.
                    Szarpnąłem kilka razy i znalazłem się tuż nad leżącą, pobladłą postacią. Jej oczy stały się czarne i matowe. Usta wyschnięte i pomarszczone, gdzieniegdzie ozdobione stróżką krwi. Ręce pokrywały ślady paznokci. Włosy plątały się z trawą i suchymi liśćmi.
                    To była dziewczyna, którą znałem.
                    To była Violet.

                   
                     Trzy, dwa, raz... Zapanowała cisza. Bicie serca ucichło. W zamian uderzył mnie blask promieni słonecznych i odgłosy kłótni. Pewnie przyszła Cheryl. I pewnie trafiła na matkę. Kurcze, muszę zejść i jej pomóc. Tylko dlaczego moje nogi są tak ociężałe.
-Gdzie ja jestem?
                      Rozejrzałam się. Ściany pokrywała granatowa farba. To nie był mój pokój. Wstałam i tracąc równowagę oparłam się o ścianę. Uchyliłam drzwi i lekko wyjrzałam. Balustrada zasłaniała widok na parter. Westchnęłam i chwytając ją skradałam się coraz bliżej schodów. Zamarłam słysząc:
-To twoja wina.
                       I rozległ się trzask zamykanych drzwi. Ciche westchnienie ciągnące przekleństwo. Potem chwila ciszy. Zaniepokojona już miałam się cofać, gdy u dołu schodów stanął Zayn. Staliśmy w ciszy. Ja zaskoczona, a on... On po prostu stał. Nie potrafiłam dostrzec jakiejkolwiek emocji na jego twarzy.
-Jesteś u mnie- wyprzedził moje pytanie.
                       Wypuściłam z sykiem powietrze. Nerwowo postawiłam kolejny krok bliżej niemu. Oblizałam popękaną wargę. Zaczęła niemiłosiernie piec.
-Kto to był?- skinęłam głową na drzwi.
-Louis- mruknął opierając się o ścianę z założonymi rękami.
                        W tamtej chwili byłam gotowa za nim wybiec. Już zrobiłam krok w stronę wyjścia, gdy długie palce bruneta ścisnęły moje ramię. Jak na zawołanie obróciłam się w jego stronę.
-Nie możesz się z nim zobaczyć- powiedział przyglądając mi się.
-Zabronisz mi?- prychnęłam.- O ile dobrze pamiętam nie chciałeś mnie widzieć.
-Violet- westchnął.- Nie zabraniam ci, tylko radzę. Widziałaś swoje odbicie w lustrze? Pamiętasz cokolwiek z wczoraj?
                         Zamurowało mnie. Od razu skierowałam ręce na mój brzuch. Zaczęłam nerwowo szczypać skórę sprawdzając czy nie ma przypadkiem wylewających się fal tłuszczu. Z szeroko otwartymi oczyma zerknęłam na chłopaka.
-Gdzie jest toaleta?- wyszeptałam.
-Hej, nie to miałem na myśli- oderwał się od ściany.
-Gdzie jest toaleta?!- krzyknęłam nie panując nad sobą.
                         Gdy nie uzyskałam odpowiedzi szybko odwróciłam się i zbadałam pierwsze drzwi najbliżej mnie. Zayn nie miał pojęcia co właśnie zrobił. Po jak cienkim stąpał lodzie. Jeszcze trochę i wyrwałabym drzwi z futryną. Przekroczyłam próg i oniemiałam.
                         W ciepłym świetle żarówki stał duch. A konkretniej ja. Byłam bardzo blada. Na przedramionach zasychało kilka strupów po zadrapaniach. Zbliżyłam się i momentalnie zakryłam usta dłonią. Moje włosy tak strasznie poniszczone, suche, wyblakłe... A oczy? Jeśli to one pokazują jakie mamy serca...  ja powinnam być martwa. Podkrążone, ciemne, zmęczone... Nagle zrobiło mi się nie dobrze. Złapałam się za brzuch. Błagam tylko nie to. Jednak błaganie nie pomogło. Chwilę później zwymiotowałam.

                          Upadłam na obolały tyłek. Zakryłam opłukaną twarz zimnymi dłońmi. Rozpłakałam się. Od tak dawna nie płakałam. Od tak dawna nie wymiotowałam. To wszystko zaczęło powracać. Cały ból i cierpienie uciekło jak z puszki Pandory. Skomlałam cichutko przypominając sobie, że przecież jestem u Zayn'a.
-Violet?
                          Obróciłam się. Ujrzałam go w drzwiach. Stał przyglądając mi się. To dziwne, bo na jego twarzy nie dostrzegłam obrzydzenia czy odrazy. Nic z tych rzeczy, których się spodziewałam. Wyglądał na zdziwionego i chyba odrobinkę zmartwionego.
-Boję się, Zayn- wyszeptałam wpadając w kolejną falę płaczu.
                           Nie będąc do końca świadomą co robię podreptałam do chłopaka i z całych sił przytuliłam się do jego nóg. Doskonale wiedziałam, że on nie był Cheryl. Wiedziałam, że zaraz każe mi się wynosić lub dostanę w twarz.
-Violet wstań- mruknął ciągnąc mnie za ramiona do góry.
                           Boże, wyglądałam jak siedem nieszczęść. Zamknęłam oczy czując, że zaraz to nastąpi. Że będzie wściekły. Mama taka była. Nienawidziła, gdy płakałam. Powtarzała "Jeszcze nigdy nie widziałam takiej słabizny jak ty".
                           Czułam jego czekoladowy zapach, gdy uniósł dłoń i lekko przejechał opuszkami palców po moim policzku. Mocniej zacisnęłam powieki sądząc, że to sen. To musiał być sen. Szybko przylgnęłam do skórzanej kurtki Zayn'a chcąc jak najszybciej się obudzić. A potem marzenia stały się rzeczywistością. Po krótkim wahaniu silne ramiona objęły mnie i delikatnie kołysały.
-Czego się boisz, Violet?- zapytał cichutko ostrożnie dobierając słowa.
-Siebie.
_________________________________________
                           No witam was, moje kochane ♥
                           To już 8 rozdział i przyznam szczerze- jestem bardzo szczęśliwa, że opowiadanie was zaciekawiło. Długo zastanawiałam się czy poruszyć tego typu temat. Jak widać miałam szczęście ♥
                           I co myślicie o rozdziale? Mnie samej najbardziej podoba się końcówka :) Chciałam chociaż odrobinkę osłodzić relacje Violet- Zayn. Ale to nie oznacza, że będzie tak cały czas. O nie!
                           Zaczęłam pisać kolejny rozdział i mogę wam zdradzić jedno- LOUIS. Zauważyłam, że w niektórych rozdziałach jest taka przeplatanka albo Lou albo Zayn. Nie nudzi was to?
                           A no i jeszcze jedno jeśli chodzi o naszego opiekuńczego Louisa w przyszłym rozdziale- zacznie ukazywać pazurki! Mam nadzieję, że was zaciekawiłam i zajrzycie na 9 rozdział ♥

                            Kocham was i życzę powodzenia na nowy tydzień ♥ ♥ ♥