sobota, 15 lutego 2014

~21~Roses are red, Violet is dead



                    Wpatrywałam się w chłopaka z szeroko otwartymi oczami. Ale on nie zaprzeczył. Wręcz przeciwnie- uśmiechał się rozbrajająco. Ostrożnie zerknęłam w róg pokoju. Wysoka, lśniąca rura... Boże. Niepewnie ruszyłam w jej stronie, choć moje ciało wyraźnie wypowiedziało wojnę. Kolana trzęsły się ze strachu w wyniku czego, wyglądałam niezdarnie.

-Jesteś najsłodszą rzeczą na świecie- dobiegł mnie jego szept.

                     Dokładnie. "Rzeczą". Nie człowiekiem, tylko czymś chwilowym. Przesunęłam dłonią po chłodnej, gładkiej powierzchni metalu. Kątem oka dostrzegłam badawcze spojrzenie Harrego, bawiącego się szklanką z whiskey.

-Śmiało, Gwiazdko... Jesteśmy tylko my.

                     Okrążyłam pręt dookoła.
                     Robisz to dla Zayna.
                     Zayn potrzebuje leczenia.
                     Zayn potrzebuje ciebie.

                     Poruszyłam biodrami. Objęłam metal dłonią i ponownie okrążyłam. Było mi wstyd. Tak strasznie chciałam, żeby było już po wszystkim. Ale przeliczyłam się- to był dopiero początek.

                      Spod zmrużonych powiek spoglądałam na tego dupka. Wiedziałam, że cieszył go mój widok. Tylko zastanawiałam się czego bardziej. Mojego ciała, czy może mojego cierpienia? Oczyszczając umysł z jakiejkolwiek myśli ponownie wprawiłam swoje ciało w zmysłowy pęd.

                       Muzyka wstrząsnęła biciem mojego serca, ogniki świec odbijały się  w oczach. Tak bardzo nie chciałam tam być. Wędrówka dłoni. Boże czy z Zaynem wszystko dobrze? Kuszące uwalnianie skrawków mojej niewinności. Czy tęskni za mną?

                      Trzask.

                      Harry odstawił szklankę z hukiem na stolik. Przestraszyłam się i zaprzestałam falowania ciałem. Po chwili drażnienia się z wargą, wstał i zdjął marynarkę, a potem krawat. Jego oczy posiadła czerń. Nie było tam nic. Tylko czysta żądza. Z każdym krokiem zbliżał się coraz bardziej. A gdy w końcu stał przede mną bez chwili wahania wpił się brutalnie w me drżące wargi. Usłyszałam stłumiony szczęk naszych zębów.

-Nie mogę się dłużej powstrzymywać...- szepnął zagryzając skórę mojej szyi. Tak obrzydliwie kruchą i delikatną.

                     Nagle poczułam jak chwyta mnie za rękę i ciągnie w niewiadome miejsce.

                     Lecz ujrzawszy długi korytarz drzwi pokusy, zrozumiałam co mnie czeka. Na co sama siebie skazałam. Na co miłość mnie skazała. Westchnęłam cicho i ze wszystkich sił pociągnęłam Harrego tuż przed wejściem do jednego z pokoi grzechu.

-Harry... Ja... Nie... Chcę- niemalże wypłakałam te słowa.

                      Dławiłam się myślami. W nadchodzącym wydarzeniu nie było nic zmysłowego, pięknego czy też podniecającego. Przeciwnie. Oddałabym wszystko byle nie musieć tego robić. Obrzydzała mnie wizja siebie samej owianej nagością. I do tego oglądaną przez Stylesa. Do tej pory tylko Zayn mnie dotykał w ten sposób... I tylko jego dłoni się nie wstydziłam.

-Och Gwiazdeczko- mruknął pochylając się.- Obiecuję, że nie będzie bolało...- uszczypnął mnie w biodro.

-Harry ty nie rozumiesz- syknęłam.- W naszej umowie nie było mowy o zbliżeniach- położyłam dłonie na jego piersi zachowując dystans między nami.

-Każdy z nas potrzebuje rozrywki- uścisnął moje nadgarstki i splótł nasze palce.- Zapewnię ci taki odpoczynek, jakiego nigdy nie miałaś- znów ten arogancki uśmieszek.

-Ja nie...

-Cicho- mimo iż powiedział to szeptem, wyczułam nutkę groźby w tych słowach.- Ty potrzebujesz Zayna. Zayn potrzebuje leczenia, ja potrzebuję ciebie... Kółeczko się zamyka...

                       I spoglądając w wyprane oczy znów pociągnął mnie przez próg. Tym razem nie opierałam się. Musiałam być twarda. Oddech brutala odbijał się od ścian niczym w grobie. Ale ja byłam martwa. Jego dotyk palił moją skórę. Ale ja byłam martwa. Spojrzenie przerażało do szpiku kości. Ale ja byłam martwa. Wsłuchiwałam się w bicie własnego serca. I doznałam szoku. Nie usłyszałam niczego. Tylko spomiędzy moich uchylonych warg, jak modlitwa dobiegał szept:

-Nie chcę...



                        Słońce zajrzało do środka pokoju. Przeraziło się widokiem, które zastało. Widokiem bladej postaci okalanej czerwonymi zadrapaniami i ciemnymi jak grzech siniakami. To właśnie mnie słońce się przestraszyło. Obolała, z gruchotem podniosłam się. Zerknęłam przez ramię. Prosto na słodko śpiącego chłopca. Jego brązowe loki pięły się po poduszce, blada skóra kontrastowała z tatuażami. Rzęsy rzucały cień na zaróżowione policzki. Prosto na toksycznego zabójcę.

                        Widziałam jak mięśnie jego pleców lekko się poruszyły, gdy odetchnął głębiej otumaniony piękną mgłą snów. Zagryzłam wargę. To była idealna chwila aby go zabić. Wziąć poduszkę, pasek od spodni... cokolwiek. I go udusić. Sprawić, żeby poczuł to samo co ja tej nocy. Bezradność, słabość i poniżenie.

                         Wyobraziłam sobie jego poczerniałe spojrzenie, kiedy zorientowałby się, że to koniec. Patrzyłabym z mściwą satysfakcją jak każdy oddech ulega zniszczeniu. Dreszcze przeszły przez moje ciało gdy zorientowałam się, że moja dłoń podąża do wielkiej, białej poduszki. Zacisnęłam na niej pięści, a wtedy ktoś złapał mój nadgarstek.

                          Podążyłam wzrokiem na jedno, zielone, otwarte oko.

-Co chcesz zrobić?- mruknął niewyraźnie.

                          Zabić cię.

-Zabić się.

                         Zmarszczył brwi i podparł się na łokciu. Puścił mój nadgarstek. A kiedy skierował dłoń ku mnie, odruchowo podciągnęłam kołdrę bliżej. Zamknęłam oczy.

-Nie zrobisz tego- syknął ściskając moje ramię.

                         Skrzywiłam się i złapałam jego dłoń chcąc aby jak najszybciej uciekła.

-Zabierz... Te... Ręce- wydusiłam głęboko oddychając.- Oczywiście, że to zrobię.

                          Spiął się i przesunął się ku mnie. Klękał powoli zabierając dłoń, spod której wyrósł siniak większy od oka. Gdy go ujrzał zacisnął wargi i podrapał się po głowie.

-Violet...- czy on właśnie był zmieszany?- Ja...

                          A potem w nagłym przypływie odwagi odsunęłam na kilka chwil kołdrę pokazując jego dzieło. Zamarł w bezruchu, na widok niemalże czarnych plam wielkich jak pająki. Zagryzłam wargę i otulając się szczelniej kołdrą poczułam jak nie daję już rady. Chciałam zerwać umowę. Ciche łzy to potwierdziły.

-Nigdy więcej- szepnęłam wstając z łóżka.- Nigdy...

                          Harry jeszcze przez chwilę dalej klękał na łóżku. Potem zeskoczył szybko i dogonił mnie w drodze do pokojowej łazienki.

-Przepraszam...

                          Chyba śniłam. Przecież Styles nie przeprasza. On żąda. Nie czuje winy. A jednak. Stał tak za mną, wyprostowany, zagubiony...

-To nie cofnie czasu- mruknęłam.

                          Położył dłonie na mojej tali i obrócił mnie w swoją stronę. Zaczęłam się trząść.

-Puść mnie- oddychałam coraz szybciej.

-Nie.

-Puść mnie! Nie mogę znieść tego dotyku!- krzyczałam roztrzęsiona.

                         A potem czarna wdowa wewnątrz mnie dostała szału. Harry niespodziewanie zbliżył się i przytulił najmocniej jak potrafił. Serce zakołatało w mojej piersi przerażone. To znowu nadejdzie! Uniosłam dłonie i chciałam go odepchnąć, ale nie potrafiłam. Był zbyt silny.

-Zostaw mnie...

-Nie chcę żebyś umarła- wymruczał poprawiając ucisk.

-Harry... Zgwałciłeś mnie... To już się stało- westchnęłam.

-Nie. To nie ja... To nie ja cię skrzywdziłem- kręcił głową wdychając mój zapach.

                          Jasne, że nie ty... Przecież to zawsze jest niczyja wina.


                          W kolejnych rozdziałach...

-Zabiję go! Sprawię, żeby cierpiał dwa razy dłużej! 

                         Złapałam gorączkowo ciepłe ramię chłopaka. Pociągnęłam w swoją stronę.

-Nigdzie nie idziesz...

-Ale...

-Już raz mnie zostawiłeś...
***
-Nareszcie... A więc jaki jest plan? Co z Violet?

                         Cisza nie wróżyła nic dobrego.

-Zresztą... Po co pytam. Plan jest prosty. Wejść, zabrać Violet i wyjść.

-Nie byłbym tego taki pewien...

-O co chodzi? 

-Gdybym ci powiedział, zabrałbyś nie tylko Violet. 

-Cholera, mów po prostu o co chodzi?!

-Violet została...

______________________________________




poniedziałek, 3 lutego 2014

~20~She trust you! She loved you! part2



                                                                       ~Zayn~
                 

                        Nie chciałem słyszeć nic więcej.
                       
                        Wiedziałem, że tuż po chwili głęboko pożałuję... Wszystkiego. Nim padły śmiercionośne słowa, zdołałem przypomnieć sobie całe moje życie. A całe moje życie zawarte było w jednym wyrazie- Violet.

                         Pierwszy moment... Kiedy po prostu jej jeszcze nie odkryłem. Kiedy tępo ogłuszony wsłuchiwałem się w słowa Katniss... Pamiętałem dokładnie ten dzień.

                         Byłem już spóźniony. Wyścig miał się rozpocząć za kilkanaście minut. Brakowało mi powietrza, moje serce znieruchomiało... Tak jak i ciało.
                         Zza rogu wybiegła dziewczyna. Zapłakana, w rozciętych dżinsach i porwanej bluzce. Włosy w nieładzie i siniaki na ciele wskazywały, że nie śpieszyło jej się na jakieś spotkanie. Po prostu przed czymś albo przed kimś uciekała.

-Przepraszam.

                        Jej oczy były ogromne gdy niechcący wpadła na mnie zupełnie rozbita. Zerknąłem na nią z ukosa. Nie posiadała takiego ciała jak inne dziewczyny. I może to własnie sprawiło, że była jedyna.

-Naprawdę nie chciałam.

                       Chwilę zbyt długo spoglądaliśmy sobie w oczy. 
                       Powinna była się odwrócić. Teraz! Natychmiast! 
                       
                       Ale tego nie zrobiła.

                       I to był błąd. Może największy jej życia. Nie musiałaby mnie kochać, nie musiałaby cierpieć...

-Zayn...- głos Louisa łamał się na drobne kawałki.

                       Chyba wiedziałem o co chodzi...

-Violet zawarła układ z Harrym...- czując, że moje milczenie to cisza przed burzą, kontynuował.- Styles opłaci wszystkie koszty leczenia, ale...

-Ale?!- podniosłem głos. Cały drżałem.

-Ale Violet musi z nim zostać... Być może...- urwał.- Bardzo długo...

                       Zacisnąłem dłonie w pięści. Gdybym tylko wtedy jej nie napotkał...

                        Poprawka. To z pewnością był największy błąd życia, Violet. Teraz także i mojego. Bo przecież jej życie to moje życie. Na tym polega miłość.

-Wybacz, ale nie potrafiłem nic...

-Nie!- krzyknąłem.- Tylko mi nie mów, że "zrobiłeś co mogłeś"! Ani ty ani ja nie zrobiliśmy nic!- zacząłem szarpać się z przeróżnymi rurkami prowadzących do maszyn obok łóżka.

-Stary, co...?

-Tylko ona zrobiła wszystko! Ona zrobiła wszystko co mogła!- zeskoczyłem z łóżka.

                          Louis złapał mnie za ramię i siłą odwrócił.

-Co chcesz zrobić?- zapytał szeptem mrużąc oczy.

-A na co to wygląda?- odparłem sykiem.- Nie będę bezczynnie leżał wiedząc, że Styles ma w swoich rękach całe moje życie... Całą moją Violet- zagryzłem wargę.

-Ale porywając się na pewną śmierć też nie pomożesz!- Louis się rozgniewał... O cholera.

-Więc co mam robić?- syknąłem.- Powiedz mi co mam kurna robić?

                          Louis obrócił się w stronę okna. Skrzyżował ręce. Oho! Ma plan.

-Dzisiaj mam patrol- zerknął na mnie.- Przyjeżdża Ben z Vince Land... Chcą zakupić kilka paczek Omegi, na próbę.

-Gówno mnie to obchodzi. Ja chcę Violet!

                         Chłopak nie wytrzymał. Złapał mnie gwałtownie za ramiona i ścisnął. Ostro trenował ostatnimi czasy... Albo wyładowywał emocje.

-Nie tylko ty ją kochasz, więc zamknij się i wysłuchaj mnie do końca!- syknął zacięcie.- Będę sprawdzał co z Violet...

-O ile będzie chciała cię widzieć- prychnąłem.- Siostrzany Lotniku...

                         Zacisnął oczy. Wiedziałem, że żałuje. Ale już za późno.

-Będę obserwował najbliższe spotkania, wymiany towaru... Później ułożę plan jak wyciągnąć stamtąd Violet.

                         Westchnąłem. Zmrużyłem oczy.

-Ona ci ufa, Lou- chrząknąłem dodając jeszcze ciszej.- Nie zaniedbaj chociaż tej jednej rzeczy.


                                                               ~Violet~


                        Ściany budynku drżały od mocnych uderzeń kołatającego serca. Harry rozsiadł się wygodnie na fotelu za krawędzią biurka. Wyciągnął do mnie dłoń.

-Chodź do mnie, Gwiazdeczko...

                         Westchnęłam i podeszłam bliżej. Nie musiałam robić nic, bo duże dłonie Stylesa zacisnęły się na moich biodrach i pociągnęły prosto na jego kolana.Wkrótce całe pokryte bliznami, blade, umięśnione ramiona oplotły moją talię.

                          Uniósł dłoń i jego długie palce przełożyły rudawe włosy na moje blade, odsłonięte ramię. Zbliżył się muskając nosem wrażliwą skórę.

-Mógłbym tak całą wieczność...

                          A potem do środka weszła jedna z tych pustych zabaweczek tańczących pod ścianami "Fear". Uśmiechnęła się znacząco.

-Pan Ben już jest.

-Niech wejdzie... Śmiało!

                         Przez próg przeszło dwóch barczystych mężczyzn, a tuż za nimi mężczyzna w podobnym wieku co Harry. Wysoki, ale w przeciwieństwie do Stylesa wątły i niebyt przystojny. Matko... Czy ja to właśnie powiedziałam?

-Witaj, Harry- zerknął na mnie.- Jestem gotowy na każdą cenę.

-Ona nie jest na handel- ścisnął mnie mocniej.- Ona jest moja- szepnął do ucha wywołując dreszcze.

                           Obecność Harrego sprawiała, że traciłam kontrolę nad umysłem. I chyba doskonale wiedziałam dlaczego. Kiedy przychodziły do niego "koleżanki", podczas pocałunku wydawały się nieobecne. Tak. Dokładnie. Nie odpuścił sobie wizyt kilku zaufanych "pocieszycielek". Styles nie mógł być wierny. Przecież to gnojek.

                             Gdy rozmowa dobiegała końca, zaczęłam nieświadomie wiercić się na jego kolanach. Z każdym kolejnym ruchem ścisk chłopaka się zacieśniał. Kiedy Ben zapoznawał się z towarem, Harry szepnął niespodziewanie:

-Nie drażnij się ze mną. Jeszcze będziesz miała szansę się powiercić.

                             Od tego momentu ani drgnęłam.

                           
                             Ben odszedł niezadowolony z wysokiej ceny. Na Harrym nie wywarło to wrażenia. Chociaż... czy na nim cokolwiek wywarło wrażenie? Zamknęłam chwilowo oczy, gdy Styles zaprowadził mnie przed ten nieszczęsny fotel, na którym zobaczyłam go wtedy... Z tą... Dziewczyną... Całującą go.

-Co ty robisz?- mruknęłam widząc jak zasłania wejście przed schodami gęstą zasłoną satyny.

-Byłaś taka ruchliwa na spotkaniu... A ja nie lubię ci odmawiać.

                             Oo... Ten arogancki uśmiech nie wróżył dobrze. Styles odsunął się i wracając musnął moje biodro palcami. Usiadł na fotelu i znów na mnie patrzył. Pożerał wzrokiem. On był głodny, a ja chciałam zwymiotować.

                             W końcu skinął na coś stojące w rogu pomieszczenia.

-A więc- rozsiadł się.- Zatańcz dla mnie.

-Co?!- drgnęłam przerażona.

-No dalej- zachęcał.- Niech moja Gwiazdeczka zabłyśnie...

________________________________________

                              Ojej ♥ Dziękuję wam, że jesteście.
                              Skończyły mi się ferie (nieeee! :c) Chciałabym, żeby wróciły !
                              A więc chętnie poczytam wasze opinie. ♥
                             
                              Założyłam aska dla bohaterów ! Taa dam!  ask.fm/BirdenCharacters
                             
                               No i jeszcze zapraszam na mój ask.fm/BirdenBlue
                               I informuję, że na Light jest już nowy rozdział pod tytułem jakże chwytliwym:
                               "Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki"

                                Miłego tygodnia! ♥