poniedziałek, 27 stycznia 2014

~19~She trust you! She loved you! part1



                                                                    ~Louis~


                    Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak mocno drgało moje serce. Za każdym razem miałem nadzieję, że Violet jednak odbierze ten pieprzony telefon. Szukałem jej wszędzie. Odważyłem się nawet ponownie odwiedzić jej siostrę z marną nadzieją, że może jednak tam będzie. Na marne. Oprócz załamanej Cheryl nikogo ani śladu.

-Louis to nasza wina, że zniknęła!- zawyła siostra chowając twarz w dłoniach.

-Nie, Cher- westchnąłem starając się na nią nie patrzeć.- Wszystko, ale na pewno nie to. Niedługo się znajdzie, uwierz mi...

                    Brązowooka uniosła się z kanapy i nawet na mnie nie patrząc wtuliła się w moje ramiona. Przez chwilę targały mną sprzeczne emocje. Kocham Violet. I nikogo poza nią. Jednak widząc tą potłuczoną porcelanę w moich ramionach musiałem... Musiałem zagarnąć ją do siebie.

-Będzie dobrze... Będzie dobrze...

                    Zazwyczaj nie lubię kłamać. Ale zawsze znajdą się wyjątki.

     
                    Kolejka do "Fear" ciągnęła się w nieskończoność. Naiwni ludzie. Gdy tylko mnie zauważali rozstępowali się niczym przerażeni, że mógłbym zabić ich chodź by spojrzeniem. Nie czekając ani chwili dłużej zanurkowałem pomiędzy ludzką głupotę i brak samokontroli. Boże, ratuj mnie.

-Tomlinson...- Lynn zatrzymał mnie przed samym wejściem.ściskając ramię.- Tylko nie rób niczego głupiego...

-O czym ty mówisz?- zmarszczyłem brwi wyrywając się.

                     Ten w odpowiedzi tylko westchnął i skinął głową. Nie miałem czasu na zastanawianie się. Ruszyłem czym prędzej prosto w otchłanie piekła...

-O... Louis... Jak miło, że w końcu raczyłeś się pojawić- zakrzyknął Harry prostując się na fotelu.

                      Był podejrzanie wesoły... Radosny... A wokół niego nie wyczułem ani grama narkotyku.

-Nie mam czasu na twoje gierki, Styles- mruknąłem podchodząc bliżej.- Chcę tylko wiedzieć gdzie jest Zayn?

                      Zielonooki wstał i upił łyk ze szklanki o grubych ścianach.

-Taki z ciebie przyjaciel, Lou? Nie wiesz co się stało z naszym biednym Zaynem?

                      Wstrzymałem oddech i chwyciłem szatyna za poły koszuli, ściskając jak jednego z insektów tego miasta, którym niewątpliwie był.

-Zapytam cię tylko raz- syknąłem przybliżając swoją twarz do jego.- Co. Jest. Z Zaynem?

                      Na twarzy chłopaka pojawił się arogancki uśmieszek. Gdybym potrafił czytać w myślach już dawno zmazałbym mu ten grymas. Oj już dawno.

-Leży. W szpitalu- wysyczał.- A dzięki naszej słodkiej, kochanej Violet jeszcze żyje...

                     Krew na moment zatrzymała się, ale tylko po to aby uderzyć ze zdwojoną siłą. Ze zdwojonym bólem. Serce podskoczyło i ogłuszyło moje myśli. Moje splamione krwią chłopaka myśli. Jeśli on cokolwiek zrobił Violet...

-Gdzie ona jest?!- podniosłem ton.- Gdzie?!- potrząsnąłem nim.

                     Harry zaśmiał się głęboko i odepchnął mnie jednym ruchem. Odsunął się i klasnął w dłonie.

-Podajcie mi tutaj chłopcy moją perełkę!- zawołał.

                     Nie minęła chwila, zasłona poszła w cień, a moim oczom ukazała się ona.
                     W białej, koronkowej sukience sięgającej ud. Zupełnie jakby chciał podkreślić niewinność dziewczyny. Oczy miała czerwone od płaczu, wargi pogryzione ze zdenerwowania. Widzieć ją w takim stanie... To jak widzieć śmierć bez kosy. Dziwny wygląd.

-Violet!- poderwałem się.

                      Jej oczy rozszerzyły się, a potem znów zasnuła je mgła.

-Co tutaj robisz?- szepnęła ochryple.- Cheryl ci się znudziła?

                      Boże, ona mi tego nigdy nie wybaczy.

-Violet, co się dzieje?- zapytałem podchodząc bliżej.

                      Lecz ona tylko coraz bardziej się oddalała.

-Violet?

                       Milczenie było karą. O zgrozo ile bym dał za chociaż jeden jej uśmiech.

-Tak się składa- wtrącił Harry ratując dziewczynę.- że zawarliśmy umowę...

-Umowę?- zmarszczyłem brwi.

                       U-MO-WA. O cholera...

-Nie- kręciłem głową.- Nie możesz! Ona nie zasługuje... Violet?!- stęknąłem.- Powiedz mi, że to nieprawda!

                       Jej słodkie oczka wbiły sztylet w moje serce. W moje sczerniałe od bólu serce.

-To prawda- westchnęła.- Zrobię wszystko, żeby uratować Zayna...

                       A potem Harry przyciągnął ją do siebie i ucałował w rdzawe włosy.

-Violet...

-Chyba już na ciebie czas Tomlinson- mruknął Harry gładząc jej ramię.- Masz jutro wartę, także lepiej będzie jeśli się nie spóźnisz...

-Violet... Nie zostawię cię... Uratuję cię...

                        Gdy nie doczekałem odpowiedzi, zrezygnowany odwróciłem się. Zacisnąłem dłonie w pięści i nagle ciszę rozdarł szept...

-Obiecujesz?

                        Powróciła ta sytuacja. Tak podobna, a jednak zupełnie inna. I słowa, które zatwierdzają wszystko...

-Obiecuję.


                         Zapukałem w białe drzwi. Głupek. Przecież wiadomo, że nie doczekam odpowiedzi. Uchyliłem skrzydło. Wypuściłem z sykiem powietrze. O cholera.

-Zayn- wymsknęło mi się.- Stary... Co...?

-Gdzie ty byłeś?- Malik zmarszczył brwi.- Gdzie byłeś przez ostatni czas?! Wtedy gdy cię najbardziej potrzebowałem?!

                         Podszedłem bliżej z żałosnym uśmiechem na twarzy.

-Nie ciebie jednego zawiodłem...

     
                                                                  ~Zayn~


                         Nic nie słyszałem. Nie chciałem słyszeć. Po opowieści Louisa mógłbym ogłuchnąć na zawsze. Moje serce zamarło na taką dawkę szoku. Bo inaczej tego nazwać się nie da.

-Jak mogłeś...?- zagryzłem wargę czując przypływ znajomego uczucia.

                         Twarz chłopaka nie wyrażała nic. Czystą pustkę. Świetne odzwierciedlenie mojego serca.

-Jak mogłeś jej to zrobić, Louis?!- krzyknąłem prostując się.

                         Zbliżyłem się do chłopaka i ścisnąłem go za koszulkę.

-Przelecieć jej siostrę?!- potrząsnąłem nim.

-Wiem, nie powinienem! Ale to...- jąkał się.- Nie wiem jak to się stało!- oddychał głęboko.- Nie wiem...  To była chwila nim się zorientowałem... Chwila.

                          Kręcąc głową puściłem go.

-Ona cię kochała- czułem na skórze pieczenie jej łez.- Ona cię kurwa, kochała...

_____________________________________

                         Kochani nie zabijcie mnie :c Wiem, że rozdział jest straszny, ale obiecuję- postaram się aby 2 część była lepsza. Tam również będzie punkt widzenia Zayna i znów pojawi się Violet. Także ten... Jakby ktoś z was miał sposoby na dostarczenie weny to z chęcią je poznam! 
               
                         Szablony składajcie tutaj http://podstrona-birden.blogspot.com
                         Pytanka tutaj- ask.fm/BirdenBlue
                         A nowy rozdział na Light tutaj http://light-of-dark.blogspot.com

                         Kocham was kwiatuszki 

niedziela, 19 stycznia 2014

~18~You. Are. Mine




                Zachłysnęłam się powietrzem ponownie mierząc przerażającą aurą tego klubu. I tym razem Lynn przywitał mnie z kamienną twarzą. Skinął niemrawo w stronę wejścia nie mając żadnych zastrzeżeń. Znów poczułam strach czepiący się skrawka mojej sukienki. Uparciuch nie chciał mnie opuścić. Każdy mój urwany oddech nikł tonąc w morzu zmysłowości. Coraz bardziej zagłębiałam się w źródło tego całego piekła. Z każdym krokiem moje gardło paliło mocniej, serce zwalniało. Czułam, że coś jest nie tak. Że właśnie coś próbuje się do mnie dostać. Próbuje mnie opanować.

                 Przekroczyłam nieśpiesznie schody stając na lśniących, onyksowych kaflach. Zacisnęłam dłonie w pięści widząc jak na fotelu tyłem do mnie siedzi Harry, a na jego kolanach dziewczyna o miedzianych, prostych włosach. Wyglądała jak kukiełka. Porcelanowe odbicie kogoś mi przypominające. Ocierała się jak żmija o ciało chłopaka. Ciągnęła go za czarną koszulę, dotykała jego czarne spodnie.

                 A gdy tylko dostąpiła zaszczytu bycia muskaną przez usta chłopaka, jej twarz nabrała rozanielony wyraz. Zupełnie jakby w tym jednym momencie dosięgnęła nieba. Jakby potrzebowała tego najbardziej na świecie. Jakby uzupełniał jej braki. Jakby był jej narkotykiem...

                 A wtedy Harry gwałtownie odepchnął dziewczynę. Chwycił za ramię i wysyczał do ucha.

-Nigdy więcej tego nie rób- uszczypnął boleśnie jej policzek.- A teraz wracaj do pracy- uśmiechnął się złośliwie.- Chyba, że wolisz znowu być głodna...

                 Oczy dziewczyny zrobiły się ogromne. Zaprzeczyła głową i niemalże pędem zbiegła po schodach, obok mnie. Zanim jednak to zrobiła na moment zatrzymała się spoglądając na mnie ze smutkiem. Śledziłam ją wzrokiem, aż nagle uświadomiłam sobie jedno. Była podobna do mnie. Bardzo.

                 Moją uwagę przykuł obracający się fotel. I mężczyzna na nim siedzący. Poczochrane, brązowe loki, blada skóra z nielicznymi bliznami. Silna, ale szczupła sylwetka. Oczy zamknięte, ale dobrze pamiętałam jak wyglądały. Soczysta zieleń, zabójcza zieleń. Nie minęła chwila.

                 Harry wciągnął powietrze i otworzył oczy. Uniósł lekko brwi i rozsiadł się wygodnie. Palcami dłoni muskał lekko swoje bladoróżowe wargi, które wykrzywiły się w lekkim uśmieszku.

-A więc jednak wróciłaś- wstał.

                 Nie mogłam nic powiedzieć. Bałam się.

-Najwyraźniej nie w porę- mruknęłam urażona.

-Och, ależ na ciebie zawsze jest pora- mrugnął do mnie szarmancko.

-Na zabawianie się z koleżankami również- mruknęłam unikając jego rozpalonego wzroku.

-Czyżbyś była zazdrosna?- szepnął podchodząc jeszcze bliżej.

                 Prychnęłam pod nosem. Robisz to dla Zayna więc siedź cicho i rób co karze, suko. 

-Nie jestem zazdrosna- zacisnęłam dłonie w pięści.- A już na pewno nie o ciebie.

-Tak? A ja wręcz przeciwnie-położył swoją dużą dłoń na moim biodrze i mocno ścisnął.- Jestem zazdrosny o ciebie jak cholera.

                 Uniosłam na niego rozmydlone spojrzenie. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Co się tu dzieje? Zielony, płonący ogień w jego oczach przewiercił mnie na wylot. Uśmiechnął się triumfalnie. Potrząsnęłam głową. Wiedziałam co chciał zrobić. Chciał mnie ponownie otruć Omegą.

-Nie przyszłam tutaj się z tobą bawić- odepchnęłam go od siebie. Ale równie dobrze mogłabym odpychać skałę.

-Nie?- zrobił smutną minkę.- A mnie się wydaje, że bardzo- uniósł dłoń do krawędzi mojej bluzki.- Bardzo- chłód owinął mój brzuch gdy jego palce muskały moją skórę.- Bardzo- sunął coraz wyżej.- Chciałabyś się pobawić.

                 Złapałam jego nadgarstek odciągając dłoń od dalszej drogi. Spojrzałam na niego groźnie i chłodno. Boże jak ja tego nie chcę. Boże chcę wrócić do Zayna. Nie możesz. Już nie.

-Chciałabym zawrzeć z tobą umowę- westchnęłam.

                 Jego źrenice się rozszerzyły. Momentalnie temperatura spadła o jakieś dziesięć stopni. Wyczuł mój strach, wyczuł moją słabość. Bo wiedział czego chce, a czego ja się boję. Oblizał wargę, a przez jego myśli przesunęło się miliardy żądań, które miałabym wypełniać.

-A więc? Czego chcesz?- skinął głową opierając dłonie na biodrach.

-Zayn miał wypadek- jąkałam się.- I chcę, żebyś opłacił jego wszystkie operacje... Chcę po prostu żeby znowu był zdrowy. Żeby żył- odetchnęłam głęboko.

-I jesteś gotowa poświęcić się dla niego?- uniósł brew.

-Tak. Zrobię wszystko, żeby mu pomóc- wyprostowałam się.

                  Twarz Harrego nabrała poważnego tonu. Przeczesał palcami loki. Ale nadal milczał. Kuźwa, jak on głośno milczał.

-A ty? Czego chcesz w zamian?- głos mi drżał.

                   Cholera przecież doskonale wiedziałam czego chce. Jednak miałam w sobie cień nadziei. Może... Może się rozmyślił. Przecież jestem taka zwyczajna... Nie dla niego. Moją uwagę przykuł jego głośny śmiech. Podszedł bliżej i uniósł mój podbródek dwoma palcami.

-Doskonale wiesz czego chcę...- zbliżył swoją twarz do mojej i musnął nosem policzek.- Ciebie. Chcę, żebyś została ze mną.

-Do końca życia?- wystraszyłam się.

                    Uśmiechnął się złowieszczo.

-Niekoniecznie. Chyba, że ci się spodoba, wtedy droga wolna...

-A więc jesteśmy umówieni?- moje wargi drżały niemiłosiernie.

-Tak, Violet. Ale pamiętaj, że w każdej chwili możesz ją zerwać. Ty odejdziesz ode mnie- obniżył swój ton o kilka oktaw.- A Zayn odejdzie od ciebie.

                   Zaparło mi dech. Droga wolna. Uniosłam na niego swój wzrok. Spojrzałam na najbardziej pokręcone połączenie wszechświata- przystojnego mężczyzny i zabójczego mężczyzny.

-Nie...- stęknęłam zaciskając mocno oczy.- Nie!

                   Może to jest sen. Oby to był cholera sen.

-Dobrze- westchnęłam.- Zrobię to.

-Czy to twoja ostateczna odpowiedź?- uniósł brew mierząc mnie głodnym spojrzeniem.

                   Cholera. Boję się. Nie chcę tego. Chcę najbardziej na świecie. Oblizałam suche usta, zupełnie jakbym była zwiędłą rośliną. A potem skazałam się...

-Tak.

                    Na śmierć.

                    Widziałam. Jego oczy polała czerń. Jego uśmiech przybrał cień. Uśmiechnął się niewinnie- niby zabójczo, acz pięknie. Zrobił krok. Jeden. Dwa. A potem chwycił moje biodra w swoje szpony.

-Mówiłem ci, kochana...

                    Pochylił się i bez uprzedzenia wpił brutalnie w moje wargi. Z początku opierałam się, ale później poczułam jakbym zyskała jakąś dodatkową energię. Jakby z każdym pocałunkiem Harrego oddalała się od rzeczywistości. On mnie truł. Był chodzącą trucizną. A najgorsze było to- że nic nie mogłam zrobić.
             
                    Jęknęłam, gdy ugryzł moją drżącą wargę. Poczułam smak krwi. Auć? A potem chłopak odsunął się z triumfującym uśmiechem. Zlizał krew z mojej wargi. Wzdrygnęłam się. A potem zaczął się oddalać. Usiadł na fotel.

-Mógłbym tak patrzeć na ciebie całymi dniami- uśmiechnął się.- Jesteś moja, Violet. Moja.

                    I tkwiłam tak wbita w ziemię. W tej nieporadnej pozie. Podrapanej sukience. Tkwiłam gdzieś w pustej przestrzeni między tym co chciałam, a tym co musiałam.

                    Chciałam kochać Zayna, a musiałam pokochać Harrego.


_____________________________________
                      Witajcie, kwiatuszki ♥

                        Tak oto 18 rozdział przeleciał szybciutko i już jest za nami. Mam ferie, więc możliwe, że zdążę napisać rozdziały o wiele szybciej niż zwykle. Co sądzicie o Harrym? Myślicie, że cały czas taki będzie?  A czy Violet zrezygnuje z umowy? Hihi zostawiam wam te pytanka do następnego rozdziału ♥
                        PS. Jak wam się podoba nowy szablon? Stwierdziłam, że tym razem dam coś trochę "mroczniejszego" ^^
                   
                         Tak więc do następnego rozdziału ♥ Pamiętajcie że każdy komentarz to kolejne słowo w nowym rozdziale ♥
                        ask.fm/BirdenBlue 

piątek, 10 stycznia 2014

~17~Goodbye kiss




                 Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak bardzo drgały mi dłonie. Byłam jak rażona prądem. Informacja mocno zdzieliła mnie po głowie. Zayn miał wypadek. ZAYN MIAŁ WYPADEK. To jest cholera niemożliwe!
-Zayn Malik- wysapałam jednym tchem.
-Przepraszam kim...?- młoda pielęgniarka podniosła na mnie wzrok.
-Gdzie on jest?- przerwałam jej siląc się na spokojny ton.
-Najpierw musi mi pani powiedzieć kim pani jest- kobieta podniosła ton.
-Jestem jego dziewczyną!
                  Kurde, te słowa zabrzmiały tak... ogromnie.
-Niestety...
-Kim mam być, żeby się tam dostać?!- zapytałam z rozpaczą.- Nikim?! W takim razie jestem nikim! Pasuje?!
-Widzę, że bardzo ci zależy młoda kobieto...
-A pani zależy, żeby oddychać?- syknęłam.
                  Małe okulary zsunęły się na jej garbaty nos. Spojrzała na mnie cierpko i mruknęła:
-Sala 16, drugie piętro.
                  Nawet nie zdążyła dokończyć, pognałam niczym poparzona we wskazane miejsce. Potykałam się raz po raz na schodach. Ale za bardzo mi zależało, żeby się poddać, czy zatrzymać. Tak mi się tylko wydawało.
                   Bo gdy zobaczyłam czarne cyferki 1 i 6, uderzyłam o mentalny mur. Nie mogłam ruszyć się z miejsca. On tam jest. Tuż za ścianą. Ze śmiercią tańczącą na wytatuowanym ramieniu. Przełknęłam ślinę i westchnęłam. Rozejrzawszy się po raz ostatni, dostrzegłam w tłumie młodą, obrzydliwie grubą dziewczynę.
                   Stała jak wryta i patrzyła prosto na mnie. Miała rdzawe, suche włosy, pełno piegów na bladej twarzy, brązowe, wyprane oczy. I bliznę na przedramieniu. Boże... To byłam ja. To byłam ja z przeszłości. Nie mogłam oderwać wzroku od tego uosobienia smutku. Ona wołała milczeniem o pomoc. Ale nikt nie usłyszał. Otworzyła szeroko usta jakby chciała zaczerpnąć oddechu.
                    Wystarczyło mrugnięcie okiem, aby zniknęła. Jak za starych dobrych lat. Zniknęła tak jak zawsze.
                     Otrząsnęłam się z amoku. Moja wyobraźnia zaczyna szwankować. Wszystko po kolei zaczyna szwankować. Serce, umysł... Cichutko pukam do drzwi, choć i tak wiem, że nikt się nie  odezwie. A potem uchylam drzwi i znowu słyszę pisk, jakby serce umarło.
-Zayn- szepczę.
                      Oto on. Najbardziej nieprzewidywalny, niebezpieczny człowiek świata. Mojego świata. Leżał przede mną w białym łóżku. Wyblakły. Z podpuchniętą, rozciętą wargą i zamkniętymi oczyma. Na jego ramionach malowało się kilka siniaków, poza tym wyglądał całkiem dobrze (jak na prawie umarłego).
                       Podeszłam bliżej i wtem otworzyły się drzwi do sali. Obróciłam się z dudniącym w piersi sercem. Lekarz w podeszłym wieku uśmiechnął się lekko.
-Dziewczyna?
-Tak- westchnęłam.- Znaczy... To skomplikowane. Zanim miał wypadek, pokłóciliśmy się i... To chyba moja wina.
-Jak to?- lekarz podszedł bliżej sprawdzając wszystkie wyniki i rzucając co jakiś czas okiem na mnie.
-Zayn powiedział mi kiedyś, że jestem jedyną, która może go zabić. Dodał też, że Z miłości leczy tylko śmierć.
-Wygląda, że to poważna sprawa- mruknął doktor wpisując coś do kart.- Ale nie obwiniaj się, dziecko... To nie twoja wina. To wina życia. Wszystko się za sobą ciągnie. Jedno za drugim.
                       Patrzyłam na mężczyznę jak zaczarowana. Dlaczego? Dlatego, że miał rację?
-Proszę niech mi pan powie tylko jedno- zaczęłam, gdy lekarz chciał już wychodzić.
-Tak?- uniósł brwi.
-Wyjdzie z tego?- zagryzłam wargę.
                      Mężczyzna westchnął pocierając czoło.
-Owszem, ale jest mały problem...
-Jaki?- krew ścięła puls moich żył.
-Pieniądze. Zayn nie ma rodziny, a pieniądze, których swoją drogą i tak ma dużo jak na tak młody wiek... Nie wystarczają, aby pokryć wszystkie koszty leczenia. Do tego mamy pewne przypuszczenia, iż rak może wracać.
                      Jezu... Dlaczego to zawsze tak boli, gdy go kocham.
-Ach- tylko to byłam w stanie wykrztusić.
                      Zresztą nie musiałam nic więcej. Lekarz wyszedł zostawiając nas samych. Całkiem samych.

                      Westchnęłam głęboko. I nagle poczułam jak coś chłodnego oplata moją dłoń. Drgnęłam przestraszona, ale nie odsunęłam się. Spojrzałam przed siebie.
-Zayn- szepnęłam otępiała.
                       Chłopak oddychał ciężko. Każdy wdech odbijał się echem w masce tlenowej. Jego powieki opadały mosiężnie. Ale mimo to nie odrywał ode mnie wzroku. Jakby bał się, że jestem snem. Jakby bał się, że zaraz się obudzi.
-Violet... Przecież ty nie umarłaś- wyszeptał pieszcząc opuszki moich palców.
-Ty też nie- pokręciłam głową pochylając się lekko nad nim.
-Co się stało?- zmarszczył lekko brwi nadal głośno oddychając.
-Jesteś w szpitalu, rozbiłeś się...- westchnęłam.- Powiedz mi... Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego wsiadłeś na ten pieprzony ścigacz?!- zagryzłam wargę wpadając w panikę.
                       Z całych, maleńkich sił ścisnął moją lewą dłoń.
-Straciłem cię, więc nic mnie tutaj nie trzymało- przełknął siłę.- Załamałem się. Mówiłem ci, że jesteś jedyną, która może mnie zabić... Moja dusza umarła... Pozostało tylko ciało.
                       Uniosłam prawą dłoń i na ile pozwalała mi maska tlenowa, pogłaskałam poraniony policzek Zayna. Był taki bezbronny. Miałam wyrzuty sumienia. Ja go cholera zabiłam. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Kiedy mnie wypuszczają?- zapytał ochrypłym głosem.
-Jeszcze długo tu poleżysz. Dlaczego pytasz?
-Chcę o ciebie walczyć. Muszę się stąd wydostać jak najszybciej.
                       Na mojej twarzy zawitał smutny uśmiech.
-Są pewne problemy- mruknęłam.- Brakuje pieniędzy na twoje leczenie.
-To niemożliwe- syknął chłopak.- Wyścigi...
-Wyścigi nie wystarczają. Rozmawiałam z doktorem- westchnęłam głęboko.
-A więc co teraz zrobisz? Zostawisz mnie?- lekko przyciągnął do siebie moją dłoń nie chcąc wypuścić.
-Nie. Nie zostawiam cię... Chcę ci pomóc.
                       Problem tkwi w tym, że nie wiem jak...
                       Chwila!
-Zayn... Ile Harry ma pieniędzy?- zapytałam ożywionym tonem.
                        Chłopak zmarszczył brwi.
-Z pewnością więcej ode mnie. To on wszystkim handluje...- urwał skupiając na mnie swój wzrok.
-Wystarczyłoby na twoje ponowne leczenie?
-Chyba...- jęknął.- Ale nigdy w życiu nie zapłaci. On już mnie nie potrzebuje, Violet. Założył grupę, kąpie się w milionach... Nie jestem już tak ważnym pionkiem jak niedawno.
                        Zagryzłam wargę.
-Zayn- chwyciłam jego twarz w swoje dłonie.- Chcę, żebyś wiedział, że zrobię wszystko aby ci pomóc- urwałam ważąc ciężar słów.- Wszystko.
                         Przez twarz Malika przebiegł uśmiech. Potem nagle zdjął maskę tlenową i ze wszystkich sił wyprostował się. Nim się zorientowałam jego usta na nowo ściskały moje. Z delikatności zrodziła się namiętność. Wiedziałam, że to sprawia mu ból. Wiedziałam, że mnie także zaboli. Nasze oddechy mieszały się słodko w rytmie bicia naszych serc.
                          Musnęłam jego policzek po raz ostatni zagłębiając się w niezwykłym oceanie jego kawowych oczu. Do końca życia je zapamiętam. I jeden dzień dłużej.
-Do zobaczenia Zayn- szepnęłam stojąc w drzwiach.
-Violet- wyrwało mu się.- Nie rób nic głupiego.
                          Uśmiechnęłam się.
                          Nie rób nic głupiego.
                          Uratowanie jego życia z pewnością nie będzie głupie.
                          Doskonale wiedziałam co robię. Wiedziałam jakie będą tego konsekwencje. Zadzwonił mój telefon "Louis". Wybacz. Wzięłam głęboki oddech spoglądając prosto między promienie słońca.
                           Ale nigdy w życiu nie zapłaci. On już mnie nie potrzebuje, Violet.
                           Może i tak. Może i ma rację.
                           Ale wiem czego Harry chce.

                           Mnie.
___________________________________
                          Witajcie kochani !
               Dzisiaj są moje urodziny, więc dodaję rozdział jako taki mały prezent dla was. Może chcielibyście zrobić dla mnie to samo? Wystarczy jedno słówko w komentarzu, a dorzucam kolejną linijkę tekstu w kolejnym rozdziale.
               Mogę wam zdradzić, że w przyszłym rozdziale będzie... Oj będzie HARRY :)
               Także do zobaczenia w następnym!
                +Wszelkie pytania możecie kierować tutaj ask.fm/BirdenBlue :) 

środa, 1 stycznia 2014

~16~I'm a murderer




               Drzwi do mieszkania były uchylone. Nie byłam zdziwiona. Cheryl nigdy nie zamyka drzwi do końca. Weszłam do środka jasnego mieszkania. Już chciałam się przywitać, gdy dosłyszałam podniesione głosy dochodzące z salonu. Zmarszczyłam brwi skupiona. To był męski głos. Ale przecież Patricka tutaj nie ma. On nie wie gdzie Cher mieszka.
               Modląc się o nagły wzrostu szczęścia sunę przy ścianie w kierunku wejścia do pokoju. Serce biło jak oszalałe. Oddech uwiązł w gardle, gdy przez szmery dosłyszałam jego głos.
               Louis.
-Nie mogę tak dłużej!- warknął.- Po prostu nie mogę spojrzeć jej w oczy...
-A myślisz, że mi jest łatwo?-Cher płakała. ONA PŁAKAŁA.- Cholera, Lou to moja siostra! Słyszałam wszystko co o tobie mówiła. Ona kochała was obu... A ty... A my...
-Cheryl nie mów jej. Nie- urwał. Dobiegło mnie westchnięcie.- Nie powinno do tego dojść. Dobrze o tym wiesz.
              Coś skrzypnęło. To chyba kanapa. Ktoś płakał. To chyba ich wina. Cokolwiek się stało, było potężne. Siła tego czynu kierowana była do mnie. Niemalże czułam chłód, który przytula mnie do siebie ostrząc noże, aby za chwilę przeciąć nimi moje serce.
-Ona nie może się dowiedzieć... Że...-zawiesił głos.
-Powiedz to Louis. Przyznaj się do winy- głos Cher był rozgoryczony.
               Nie wytrzymałam. Wyjrzałam zza rogu. Oparłam się o framugę pragnąc jakiegokolwiek oparcia. Jakiejkolwiek siły.
-Jakiej winy?- mruknęłam złamanym głosem.
               Louis poderwał się w górę zupełnie rozkojarzony. Okrążył bordową kanapę i już chciał mnie przytulić, gdy wyciągnęłam ręce broniąc się przed nim.
-Mówcie!- podniosłam głos spoglądając to na niego, to na siostrę.
-Chodzi o to, że- wtrąciła Cher podchodząc do Louisa.-Gdy ty wczoraj rozmawiałaś z Katniss, Louis przyszedł  do mnie i... Tak jakoś wyszło- zagryzła wargę.- Byliśmy w łóżku.
                Wszystkie noże, czyste srebro rozerwało moje serce, które dopiero co pozszywałam. Jakoś je skleiłam po dawce prawdy Zayna. Ale teraz... Przez otwarte okno wleciało wczesnozimowe powietrze unosząc moją duszę za drzwi. Zaraz po niej wyszło ciało w akompaniamencie plusku krwi i gromkich nawoływań fałszywych przyjaciół.
                 Wybiegłam przed ulicę łapiąc głębokie oddechy. Wszędzie było tak jasno. Za jasno. Obracałam się dookoła pijana własną naiwnością. Potrzebowałam ciemności. Tej ciemności, z którą żyłam przez tyle lat. Która karmiła mnie jedzeniem i obrzydliwym odbiciem w lustrach.
                  Osunęłam się na kolana patrząc prosto w niebo. Kogo mam prosić? Powiedzcie mi kogo! Chciałam po prostu, żeby było dobrze. Chciałam być szczęśliwa. W końcu. Chciałam za wiele? I jak gdyby nigdy nic zaczęłam płakać i skomleć.
                  Złapałam swoje serce w palce. I odkryłam gorzką prawdę. Nie mam go. Pusta czarna dziura. Zaczęłam krzyczeć. Wbiłam palce we włosy.
-Tego chciałeś?!- zawołałam do nieba.- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz?!
                   Może ktoś mnie usłyszy? Albo niech chociaż piorun mnie uderzy. Niech naładuje moje ciało czystą energią i niech zabierze mnie daleko. Ale tak jak zawsze. Moje prośby nigdy nie zostały wysłuchane. Tuż po chwili zza chmurki wyszło słodkie, pełne słońce.
                   Tak cholernie piękne.

                    Wciągnęłam powietrze i mocniej owinęłam się płaszczem. Zapukałam jak na grzeczną wnuczkę przystało. Już po chwili usłyszałam cieplutki głosik babuni Audrey. Otworzyła drzwi.
-Mój Boże, Violetko! Ale ty marnie wyglądasz!- złapała mnie za dłoń.
-Dziękuję. Nie mogła mnie babcia bardziej podbudować- uśmiechnęłam się żałośnie.
-Zaraz nałożę nam ciasto i wszystko opowiesz- wciągnęła mnie do środka.- Tak się składa, że mam jeszcze jednego gościa!
-Oj, to mogę przyjść innym razem- cofnęłam się.
-Ależ skąd- babuni odwiesiła mój płaszcz.- To twoja mama.
                    Zaschło mi w ustach, kiedy równo ze zdaniem weszłyśmy do kuchni.
-Mamo...?
                    Chyba pofarbowała włosy. I chyba się nie wysypia. Jakoś tak zbladła. Twarz taka mizerniejsza. Ubrała się w wąski czarny sweter. Ona nigdy nie nosi swetrów. Uniosła swój wyblakły wzrok tak bardzo mój. Rozszerzyła oczy jakby zobaczyła ducha. Z jej kolan spadła torebka.
-Violet- wydała skrzek. Płakała.
-Cześć- błądziłam wzrokiem.
                     Usiadłam naprzeciw niej. Zaciskałam mocno dłonie nie wiedząc co zrobić. Nie spodziewałam się jej tutaj. Nie mogłam spojrzeć w oczy osobie, której "nienawidziłam". Jezu... Przecież jej to powiedziałam. Jestem mordercą.
-Violet, skarbie...- schowała moje dłonie w swoich.- Odezwij się chociaż.
-Miałaś rację- chlipnęłam.- Miałaś rację we wszystkim.
                     Spodziewałam się aroganckiego śmiechu. Aż iskrzyło w uszach, gdy spotkałam się z głuchą ciszą, przerywaną tykaniem zegara.
-"Nigdy nie ufaj ludziom, to cię zgubi"- westchnęłam i spojrzałam na nią.- Cher i Louis... oni... I do tego jeszcze Zayn...Jezu- zakryłam twarz dłonią.
                      Rozpłakałam się.
                      Przed matką.
                      Czyje ramiona właśnie mnie obejmują? Czyje perfumy piżmowe właśnie głaszczą moje zmysły? Czyj głos milczy, nie chcąc kłamać?
-Wiedziałam, że tak będzie- ścisnęła mnie mocniej.- Uczymy się na błędach, Violet. Powtarzałam to Cher, ale mnie nie słuchała... I podążyła za Patrickiem jak taka potulna owieczka.
-Obiecaj mi mamo, że już nigdy nie będziesz tak oschła- płakałam, płakałam, płakałam.
-Skarbie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cię krzywdziłam zamiast chronić. Nie chciałam, żebyś opuściła mnie tak samo jak Cher... Ale nawet nie zauważyłam, jak sama się ciebie pozbyłam. Jak sama dopuściłam do tego, że odeszłaś.
                      Wstałam i po prostu patrzyłam w jej oczy.
-Może nie uda mi się od razu naprawić naszych relacji. Może nigdy już nie zdobędę tego, co mogłam. Ale... proszę, Violet. Pozwól mi być twoją matką dalej.
-Och...- zatkało mnie. Kurde. Ja naprawdę nie czuję serca.- Dobrze- uśmiechnęłam się przez ból.- Dobrze.
                        Nagle niesamowity ból doskwierający mi od jakiegoś czasu przybrał na sile. Nie wiem dlaczego. Nie wiem skąd. Ale nagle usłyszałam długie piszczenie. Jakbym ogłuchła. Złapałam się za serce. O, jednak jest! I właśnie szarpie się z linami, które mocno je zaciskają.
-Violet co się stało?- głos mamy jest taki odległy.
-Coś mnie tak...- opadłam na krzesło.
                        Zadzwonił mój telefon. Już chciałam odebrać, gdy zrobiła to za mnie matka. Trwało to może minutę. Może dwie. Pobladła, a telefon lekko uderzył o stół wysuwając się z jej długich palców. Przełknęła ślinę.
-Skarbie... Dzwoniła policja... Zayn
                        Nagle.
-Miał.
                        Pikanie.
-Wypadek.
                        Ustało.
                        Poczułam lód. Zastygłam w bezruchu. W cholernym oczekiwaniu, że to wszystko żart. Ale to nie mógł być żart. Nie mógł. Zayn miał wypadek. I to z mojej winy. To przeze mnie.
                        Jestem mordercą...
______________________________
                        Cześć :)
                        Tak bardzo ociągałam się z dodaniem tego rozdziału, bo po prostu nie chciałam tego. Miałam te momenty od tak dawna przemyślane, ale nie sądziłam, że ich pisanie będzie tak trudne do napisania. Przepraszam, że zawiodłam :C
                         Jeśli chodzi o rozdziały- są one dodawane co tydzień (może się zdarzyć, że szybciej lub później). Staram się, żeby zawsze były na czas. Czasem nie wychodzi.
                         + Zostałam nominowana do Bloga Miesiąca Grudzień! Jejciu tak się cieszę! DZIĘKUJĘ !
                        ♥ ♥ ♥ Jeśli chcielibyście to dla mnie zrobić i oddać na ten blog swój głos... Oddać głos na tę historię, na te wszystkie chwile spędzone razem... Możecie to zrobić tutaj http://sonda.hanzo.pl/sondy,216246,Qd9s.html
                          Dziękuję wam za to, że jesteście. To dzięki wam, dla was tworzę.
                          Dziękuję  ♥ ♥ ♥